39

2.3K 92 4
                                    


Gdy tylko otworzyłam drzwi, poczułam na swojej twarzy szczypanie które było spowodowane mrozem jaki panował na zewnątrz.

Najszybciej jak umiałam przeszłam dystans dzielący mnie od samochodu, co nie jest łatwe, gdy jest się w zaawansowanym stadium ciąży, a ziemia pokryta jest lodem.
Wsiadłam do auta, włączając radio oraz ogrzewanie.
Wyjechałam na główną ulicę i ruszyłam pod dobrze mi znany dom, mając nadzieję, że mama jest w domu.

Dojechanie do mamy trwało niecałe 10 minut.
Wyszłam z auta i ruszyłam w stronę drzwi.
Zapukałam do drzwi i czekałam, aż ktoś mi otworzy.
Nie wzięłam kluczy, więc jeśli mamy nie ma w domu to ja też się do niego nie dostanę.
Stałam pod drzwiami dłuższą chwilę, jednak nikt mi nie otworzył.
Moja rodzicielka zapewne jest w pracy.
Jako, że do świat nie zostało za wiele czasu odwiedzę mamę w pracy.

Mama pracowała w jednym z biurowców w samym centrum miasta.
Mimo, iż pogoda nie dopisywała ani trochę centrum NY jak zwykle wypełnione było masą ludzi i aut, przez co czekałam w korku, który przesuwał sie na przód w ślimaczym tempie.
Zgasiłam silnik, a głowę oparłam o rękę.
Drugą ręką wystukiwałam na kierownicy tylko mi znajomy rytm.
Co jakiś czas zapalałam silnik, aby ruszyć parę centymetrów w przód.
Obserwowałam przechodniów, rodziny z dziećmi, starsze panie, małżeństwa, pary, dzieci które szły do szkoły ostatni raz w tym roku.
Jakimś cudem w końcu dotarłam pod upragniony budynek.
Zabrałam torebkę z siedzenia obok i weszłam do środka.
W biurowcu także była masa ludzi, skierowałam się w stronę windy i ruszyłam na 17 piętro, o ile dobrze pamiętam mama ma gabinet numer 548.
Gdyby nie to, że jestem w ciąży poszłabym schodami, nienawidzę wind, przerażają mnie.
Po dłuższej chwili wysiadłam z tego małego, klaustrofobicznego, przerażającego czegoś nazywanego potocznie windą.
Skierowałam się pod pokój 548.
Jako, że na korytarzu panował spory hałas postanowiłam wejść bez pukania, przecież to moja mama.
Nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi które nie ustąpiły, były zakluczone.

-Przepraszam, pani do kogo?- usłyszałam piskliwy głosik za plecami.
Wolno odwróciłam się w stronę dziewczyny.
- Do Tary Smitch.
-Oh pani Tary jak narazie nie ma- odpowiedziała mi młoda dziewczyna oglądając swoje paznokcie.
-A gdzie jest?
-Nie mogę udzielać Ci takich informacji- dziewczyna beznamiętnie wzruszyła ramionami, zaczął mnie wkurzać jej sposób bycia i piskliwy wręcz wkurwiający głos, ja wiem, że książki nie ocenia się po okładce, ale ona wygląda na typową ,, słodką idiotkę"
-To moja mama- odpowiedziałam dziewczynie coraz bardziej wkurzona.
-Aaa...nie wiem, nie ma jej od dwóch dni w pracy, więcej nie wiem.

-Jest szef działu?- bylam coraz bardziej zdenerwowana, nie ma jej w domu, ani w pracy której nigdy by nie zawiodła.
-wyszedł jakaś godzinę temu, wróci po świętach-dziewczyna zarzuciła swoimi blond włosami i poszła w przeciwną stronę rzucając tyłkiem na każdą stronę.

Wychodząc z budynku próbowałam sie dodzwonić do mojej rodzicielki, jednak bez skutku, wygląda na to, że ma wyłączony telefon.
Skierowałam się w stronę domu.
Spróbuję jeszcze jutro, coraz bardziej się martwię, a jeśli coś sie stało?
Stojąc w korku, cały czas miałam okropne wizję związane z brakiem jakiegokolwiek kontaktu z mamą.
Miejmy nadzieję, że to tylko moja chora wyobraźnia.
Mozolnie wklekłam się autem czekając, aż w końcu będę mogła skręcić w jakaś mniej zakorkowaną ulicę by dojechać do domu.
Po około 20 minutach stania w korku skręciłam na dzielnice domków jednorodzinnych i mogłam normalnie jechać, a nie stać w miejscu.
Wjechałam na podjazd z siedzenia obok zgarnęłam torebkę i blokując auto weszłam do domu.
Zdjęłam buty oraz kurtkę i ruszyłam do kuchni.
W domu panowała cisza, możliwe, że każdy zajmuje się swoimi sprawami.
W kuchni siedział Luke który jak zwykle jadł, jednak największym zaskoczeniem było dla mnie to, że siedziała z nim także Nicole przytulona do jego boku.

-Hej Em- zobaczyłam uśmiech na twarzy brunetki.
-HEJ, jak samopoczucie?- podeszłam fo szafki wyciągając kubek oraz torebkę herbaty.
-z dnia na dzień coraz lepiej.

-Luke? Wiesz może gdzie reszta?- spytałam chłopaka licząc, że zna odpowiedź.
-wiem.

-A możesz mi powiedzieć?

Mogę- chłopak skinął głową przełykajac jedzenie.

- To powiesz mi?- zapytałam opierając się o blat.

-powiem- chłopak ponowne skinął głową.

-Luke do jasnej cholery gdzie oni są?! -traciłam już cierpliwość.

-Pojechali do szefa, coś tam muszą załatwić.

-Trzeba było tak od razu- mruknęłam pod nosem odwracając sie w stronę kubka który po chwili był już zalany wodą.




Hej kochani!
Rozdział jest dosyć krótki, ale mam zastępczy telefon na którym pisanie to jakaś masakra...
Jednak miałam już pół rozdziału i postanowiłam go dokończyć.
Nie mam pojęcia kiedy napiszę coś nowego, bo jak już wspomniałam cholernie trudno jest tu pisać.
Mam nadzieję, że o mnie nie zapomnicie 😂😂

Gwiazdkujcie i komentujcie bo to dla mnie mega motywacja!

BESOS

Stay [J.B] 1&2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz