Rozdział 24

311 46 3
                                    

Z p.Adriena w ciele Marinette (dalej)

Film okazał się być nudny więc wyłączyłem(am) telewizor i zastanawiałem co będziemy robić dalej.Nic mądrego nie wpadało mi do głowy (nic dziwnego). Siedziałyśmy w ciszy nie wiedząc co powiedzieć.Ten Mike nie powiedział że nie możemy nikomu powiedzieć,może powiem Aly?Moim daniem to dobry pomysł.Okej,powiem jej.Odezwałem(am) się:

-Alya?

-Tak?

-Jestem Adrienem.Wiem dziwnie to brzmi,ale to prawda.

-Ty i Adrien nie mogliście wymyślić czegoś lepszego?

-Ale to prawda.Zapytaj o cokolwiek. Po chwili namysłu odezwała się:

-Czy Nino ma jakieś zwierze?Jeśli tak jak ma na imię? Wiem że to był pies,tylko jak miał na imię?Wiem też że na literę "P".Hmm...jakie imię?Od tego zależy czy mi uwierzy.Płatek...Patek...Płyta!Tak miał na imię płyta.Odpowiedziałem:

-Płyta i to pies.

-Zgadza się.I jeszcze jedno.Kiedy mam urodziny? Co?Nie mam pojęcia,nie mówiła.Hmm...nie mam pojęcia.Z niechęcią odpowiedziałem(am):

-Nie wiem. Spuściłem(am) głowę ale po chwili podniosłem(am) ją,gdy Alya powiedziała:

-Cześć Adrien.

-Jak?Przecież nie wiem kiedy masz urodziny.

-W tym rzecz.Marinette zawsze pamięta.Jak to się stało?

-Pamiętasz te imprezę,na której byliśmy?

-No.

-Mike barman dał mnie i Marinette coś do picia.Na następny dzień byliśmy w nieswoich ciałach.Żeby odwrócić czar nie możemy spotykać się przez 2 tygodnie,nie możemy też pisać ani kontaktować.

-Tak mi przykro.Mogę wam jakoś pomóc?

-Nie.Muszę jej udowodnić jak bardzo ją kocham.

-Dobrze to teraz pójdę do niej,ale nic nie przekaże. Potem pożegnała się ze mną i wyszła.

Z p.Marinette w ciele Adriena

Nawet jeśli to tylko dwa tygodnie to dla mnie to wieczność.Minął dopiero jeden dzień,ale to nie zmienia faktu że tęsknie.Tak strasznie tęsknie.Nie zbyt zwracali to na mnie uwagę.Czasami do pokoju wchodziła szczupła kobieta z czarnymi włosami i czerwonym pasemkiem i w marynarce.Pytała czy czegoś mi nie potrzeba,odpowiadałam że nie ale w myślach miałam "Adriena,poproszę Adriena"Wtedy odchodziła zamykając drzwi,a ja czułam pustkę.Czułam się samotna.Nie miałam z kim pogadać,a wiedziałam że Adrien nie ma dobrych stosunków z tatą.Jedyne co mi pozostało to patrzenie się w czarny telewizor albo wyjście gdzieś.Nie wolałam nie wychodzić,jeszcze go spotkam.Będę tu siedziała przez te cholerne 2 tygodnie.Nagle drzwi się otworzyły i zobaczyłam w nich Alye,przywitałam się z nią.Spuściłam wzrok,ale natychmiast podniosłam gdy usłyszałam co Alya powiedziała:

-Marinette wiem.

-Jak?

-Ty mi powiedziałaś? Obie zaczęłyśmy się śmiać.Do pokoju wszedł wysoki człowiek w czerwonych(pedalskich)rurkach i w marynarce.To był tata Adriena,na pokój rozległ się jego głos:

-Adrien zaraz będzie kolacja.Mnie nie będzie przez tydzień.Nie szalej. Nagle spojrzał na Alye i powiedział:

-Kolejna jakaś dziewczyna?Co z Marinette?Zresztą. Wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi,zerkając na nas chwile.Serio myślał że przespałabym się ze swoją przyjaciółką?Co z tego że nie wiedział o całej te sytuacji?Nie ważne nie będę sobie zaprzątać tym głowy.Włączyłam telewizor na przeciwko łóżka,zaczęliśmy oglądać.Koło 24 Alya dostała sms był od mamy i kazała jej wracać.Alya pożegnała się ze mną i wyszła,patrzyłam jak odchodzi i ponownie poczułam te pustkę.Chciałam pogadać z Adrienem,przytulić go i pocałować.Chciałam poczuć jego ciepło,przypomniałam że zaraz kolacja.Zwlokłam się z łóżka i poszłam na dół,po chwili znalazłam się w jadalni.Usiadłam przy dużym stole z wieloma potrawami,do wyboru do koloru.Ja wzięłam tylko chleb z masłem i serem,nie chciałam się napychać.Wzięłam kanapkę do pokoju i gdy skończyłam jeść poszłam na balkon.Do płuc trafiło świeże powietrze Paryża,rozglądałam się po tym mieście.Już były zapalone światła i lampy,wieża Eiffla była cudownie oświetlona.Przyglądałam się tym cudownym widokom,aż zaczęłam czuć zmęczenie.Poszłam w stronę łóżka,przez to że było strasznie gorąco zdjęłam koszulkę zostając przy tym w samych spodniach.

Z p.Adriena w ciele Marinette

O czym teraz myślałem?To chyba wiadomo o Marinette,dobrze że mogę o niej myśleć.Gdybym nie mógł,do końca życia zostałbym w tym ciele.Każda myśl wypełniała Marinette.Wyobraziłem sobie ją,jej uśmiech,jej oczy..ahh jej oczy były piękne.Przypominały dwa rubiny albo nocne niebo,nie wiem coś...coś cudownego.Gdy patrzyłem w jej oczy nie mogłem się powstrzymać by się w nich nie utopić.Jej oczy były idealne,usta również,ciało też.Ona cała była idealna,oczy piękne,usta pełne malinowe,ciało zrobione delikatną ręką jak z gliny.Oczy to dwa fiołkowe szmaragdy,które każdy chciałby zdobyć.Jednak trudno je ukraść,ale one są niezwykle trudne do kradzieży.Jej oczy były jak  białe pawie-niezwykłe i niepowtarzalne.Wręcz idealne,uwielbiałem w nich pływać.Pływałbym długo lecz jej melodyjny i ciepły jak herbata głos mnie budził.Jej głos,ahh...jej głos chciałbym go znowu usłyszeć.Ona była dla mnie jak woda na pustyni,jak rogi dla jelenia i uszy dla psa-potrzebna.Bardzo potrzebna,z nią chcę spędzić resztę życia.Chciałbym mieć z nią dzieci,wychowywać je.Chciałbym ją zobaczyć,jak na pierwszy dzień i tak dobrze poszło.Moje źródło wody na pustyni wyschło na dwa tygodnie,chyba umrę.Zszedłem na dół i pognałem w stronę lodówki,wyciągnąłem chleb i zrobiłem kanapkę z serem i pomidorem.Wlazłem ponownie na dół i zjadłem kanapkę,moje oczy zrobiły się ciężkie jak dwie hantle przyczepione do powiek.Nagle zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się bo zobaczyłem Marinette.Całowałem ją,te jej piękne usta.Malinowe usta na które był nałożony nowy błyszczyk,nie wiem jakiego był smaku ale był pyszny...


Ja zawsze wygrywam AgresteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz