Stiles pov:
Z sali treningowej wyszedłem bardzo późno. Dłonie miałem zdarte do krwi. Właśnie w takich chwilach dziękowałem za szybką regenerację.
Zdążyłem się tylko przebrać , bo musiałem iść na spotkanie, na które ochoty. Ale ludzie tacy jak ja nigdy nie robią rzeczy ,które chcą. Nasze życia polegają nie nam , ale ludziom, którzy uważają się za lepszych. Taki jest świat. Nie należy z tym walczyć. Ojciec zawsze wpajał mi te słowa. Kto , by pomyślał, że mogą one być tak prawdziwe.
Po treningu nie mogłem przestać myśleć. O tym jak bardzo się myliłem. O tym jak ładna buzia , może tyle przejść. Jestem idiotą. Nie powinienem był tego robić. Nie powinienem bawić się jej uczuciami. A może to ona bawiła się moimi ? Nie mogłem przestać myśleć na tym , jak czułem się gdy była blisko, jak mogłem tego nie zauważyć ? W końcu coś czułem. Nie tylko znudzenie i poczucie niesprawiedliwości. Nie potrafię nazwać tego co czuje. Chyba zwariowałem.
Bardzo szybko znalazłem się na tajnym piętrze. Serce dowództwa. Jest niewielu , którzy mają tu dostęp. Całe szczęście ,że jestem jednym z nich.
Wchodząc musiałem podać swoje dane i oddać odciski palców. Tępi strażnicy. Myślą ,że są wybrani, że ktoś będzie o nich pamiętał. Głupcy. Pozbędą się ich za góra tydzień. Zawsze tak robią.
Wchodzę do pokoju. I widzę jak za wenecką szybą siedzi jakiś facet. Starszy mężczyzna około czterdzieści pięć lat. Już siwieje.
Przy stole siedzi mój ojciec, Vincent i ktoś mało ważny.
- O co chodzi ?- pytam
- Jak trening ? - pyta Osborn z nad kartki.
- Dobrze, jest lepsza niż myślałem. Pokonała mnie parę razy. - powiedziałem prawdę.
Ten tylko się roześmiał.
- Dobrze. Bardzo dobrze. Powinna umieć się obronić.
Tylko pokiwałem głową. Podeszłem do szyby. On mnie nie widział. Dzięki czemu mogłem mu się przyglądać bez żadnego skrępowania. Nie wyglądał na wystraszonego, wręcz czekał na coś.
- Kim jest ten człowiek ? - spytałem
- Doktor Amer. Złapaliśmy go , gdy chciał wyjechać z kraju. Był jednym z lekarzy Lydii w Eichen. - a to ciekawe.
- Robił na niej eksperymenty ? - spytałem z wzrastającą wścieķłością.
- Tak. Tak właściwe to trzymamy go dla niej , by zdobyć jej zaufanie. Pewnie chciałaby , się nim zająć - nie, nie chciałaby. Ale ja za to chętnie.
- Ja się nim zajmę. - powiedziałem nie czekając na pozwolenie. Po prostu wszedłem do jego celi.
Doktor Amer spojrzał na mnie.
-Słynny hellhound ? To dla mnie prawdziwy zaszczyt.
- Chciałbym powiedzieć ,że mi też jest miło , ale niestety nie lubię kłamać - powiedziałem , okrążając go jak lew swoją ofiarę. Rozpoczęło się polowanie.
- To pan przeprowadzał eksperymenty na Lydii Martin ?
- A to dlatego zawdzięczam tą wizytę. Przysłała pana moja kochana banschee. Wszystko jasne. Odpowiadając na twoje pytanie to tak. Byłem jednym z koordynatorów.
- Nie jest panu wstyd za to co Pan zrobił niewinnej dziewczynie ?
- Niewinnej ?! Zabiła 5 moich przyjaciół !! Nie jest mi wstyd. Ale muszę przyznać ,że była jedną z najbardziej upartych pacjentek jakie do tej por.... - nie zdążył dokończyć , bo się na niego rzuciłem. Nie wiem jak długo wymierzałem mu ciosy w końcu ktoś mnie od niego odciągnął. Wiedziałem ,że jest trupem. Trudno. Zasłużył sobie na to. Zasłużył na gorszą śmierć. O wiele gorszą. Ktoś posadził mnie przy stole , a w rękę wsadził szklankę z wiskey. Napiłem się tego paskudztwa. Alkochol szypał mnie w gardle. Nie lubiłem wiskey , wolałem wytrwojniejsze napoje.
- Stiles, mam dla Ciebie kolejne zadanie. - zaczął Vincent
- Kogo mam zabić tym razem ?
Tylko się roześmiał. Żałosne.
-Tym razem nikogo. Chcę byś rozkochał w sobie Lydie Martin.
Zakrztusiłem się.
- Co ?!
- Dobrze słyszałeś. Masz rozkochać w sobie Lydię Martin. Nie możemy pozwolić , by stąd odeszła. Musi być skłonna do poświęceń, bo w końcu czego nie robi się dla miłości. - Nie....
- Ale , mój drogi ja Cię nie pytam o zdanie. Zrobisz to i tyle. Nie martw się dasz radę. Użyj swojego uroku. A teraz idź odpocznij , umyj się i takie tam - skończył mówić.
Nie mogłem już nic powiedzieć. Z nim nie ma dyskusji.
Nie mogłem tego zrozumieć. Mam ją w sobie rozkochać ?
A co jeśli to ja zakocham się w niej ?
A co jeśli to już się stało, a ja tego nie wiem ?
To będzie bardzo trudne zadanie.
YOU ARE READING
kRzYk
FanfictionOPOWIADANIE W TRAKCIE POPRAWEK ! O tej samej porze. Codziennie. Przynajmniej nigdy się nie spóźnia. Jedyna trwała rzecz w moim życiu. Niezliczone dni w zamknięciu. Budzę się z krzykiem. Nie pamiętam nawet co mi się śniło, co spowodowałoby mni...