Lydia pov:
Powinnam się skupić. To jest mój priorytet , ale nie mogłam. Ciągle myślałam o wczorajszym wieczorze. Czy on chciał mnie pocałować ?
Czy ja chciałam , by mnie pocałował ? Znałam odpowiedź i nie byłam zadowolona. Nie mogę teraz dać się ponieść uczuciom i wyobraźni. Phh nie wiem co ja sobie myślałam.
Łał to niesamowite jak kobiety szybko potrafią się otrząsnąć. Słaba płeć. Jasne..
- Lydia - i oto wystawiają mnie na test. Czy dam radę się opanować.
Wyszłam do niego. O Boże , stał w kuchni w koszulce i spodniach dresowych. Koszulka idealnie podkreślała jego mięśnie ramion. Dresy zatrzymały się dokładnie na biodrach. Mam astmę.
- Lydia ! - zawołał z uśmiechem na ustach. Z czego on się tak cieszy , oderwałam od niego wzrok.
- Co ?
- Spytałem czy chcesz coś zjeść ? -
Na prawdę o to pytał ? Nic nie słyszałam.
- Tak. Jasne.
Teraz latałam wzrokiem wszędzie tylko , by nie musieć na niego patrzeć , bo oczywieście był zbyt.... sobą....by musieć na niego patrzeć.....co ja gadam do cholery ?
Nałożył mi jajecznicę. I patrzył z nad talerza.
- Jesteś gotowa ? - spytał. Zrobiło mi się gorąco.
- Na co ?
- Na misję. Oczywiście. To już dzisiaj. - kompletnie zapomniałam. Chociaż tak ,by się nie stało gdyby ktoś ciągle mnie nie rozpraszał.
- Yyy tak jasne. - zrobiło mi się głupio. Muszę się spakować. Odłożyłam talerz na bok i szybko kierowałam się do swojego pokoju.
- Muszę jeszcze coś zrobić. Dzięki za śniadanie było pyszne - wykrzyczałam.
- Ale jeszcze nic nie zjadłaś - faktycznie
- Na pewno było pyszne.Co powinnam zabrać na krwiożerczą misję ? Chociaż to głupie pytanie. Zabrzmiało tak jakbym miała tu wrócić , a nie zamierzałam.
Najlepszym rozwiązaniem będzie sztoteczka do zębów. Tak. I nie zaszkodzą też jakieś ubrania , ale muszę wziąć więcej niż trzeba. A do tego może moje ulubione książki, nie zaszkodzi też laptop.
Hmmm.....Chyba muszę wziąć większą torbę.Stiles pov:
Nie potrzebnie się przejmowałem wczorajszą sytuacją. Lydia udaje , że nic nie zaszło , to ja zrobię to samo. Był to zwykły wypadek. Nic nie znaczył.
Muszę zacząć się zajmować istotnymi rzeczami. Takimi jak nieuchronnie zbliżająca się misja. Nie przejmowałem się tym , że Lydia nie będzie chciała z nami odejść, wręcz przeciwnie wydaje mi się , że chce ucieć. Skąd te domysły ? Spytała się mnie czy mam pożyczyć walizkę. Całe szczęście nie miałem. A może powinienem powiedzieć jej prawdę ? Nie. I tak się dowie. Prawdziwym powodem do zmartwień było to , ile żołnierzy postanowią wysłać z nami na pomoc , albo ile ludzi przyjdzie, by nas zabić po tej ucieczce ? Znałem odpowiedź , ale zdecydowanie nie chciałem , by wyszła na jaw. Ktoś zapukał w moje drzwi. Serce mi podeszło do gardła i zaraz potem zbeszcześciłem się za to , to nie mogła być rudowłosa dziewczyna. W drzwiach stał nie kto inny jak mój ojciec. Cholera , nie miałem zamiaru się z nim widzieć od wpół do nigdy. Jak widać los lubi platać na figle.
- Coś się stało ? - sptałem trochę zbyt ostro.
- Nie. Chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku. - powiedział. Krył się za tym jakiś podtekst. Ojciec zawsze umiał mnie przejrzeć.
- Wszystko okej. To czemu tak naprawdę tu przyszedłeś ? - uśmiechnął się.
- A nie można już sprawdzić , co słychać u jego jedynego syna ?
- Można , ale ty tego nie robisz- spojrzałem na niego. Zdecydowanie o coś chodziło.
- Dowództwo podejrzewa , że Isaac pracuje dla kogoś innego. - wycedził. Wciągnąłem głośno powietrze. Rick dokładnie mi się przyglądał. Sprawdza jak reaguje. O mnie też wiedzą. Inaczej , by mi nie mówił. Gdyby było inaczej , zajeliby się po cichu tą sprawą , a potem wymyśliliby jakąś kiepską historię.
- Skąd te domysły ? - starałem się , by mój ton brzmiał normalnie.
- Wykonuje setki telefonów do tego samego odbiorcy. - zaśmiałem się.
- Przecież to żadny dowód. - powiedziałem
- Tak, dlatego chcemu byś go dokładnie obserwował. Ten odbiorca mieszka w Beacon Hills. - to już coś znaczy. Przekląłem się w duchu, ja też tam ciągle dzwoniłem w ostatnich dniach. Ile oni wiedzą ?
- Jasne. - już zacząl wychodzić, ale go zatrzymałem. - mam pytanie. Ile ludzi nam dodadzą na misji ?
- Z dwudziestu. Nie możecie zepsuć tej misji- skrzywiłem się. Dwudziestu ? Muszę powiadomić Scoota , ale nie mogę, nie wiadomo może podłożyli podsłuchy. Zostało już tak niewiele do skończenia z tym wszystkim.
- Dobra.
- Wyruszacie za 20 minut. powiedz Lydii.
- Tak jest kapitanie.
Wyszedł przewracając oczami. Dwadzieścia minut i skończy się to kłamstwo. Nie było odwrotu. Tylko jedno nie dawało mi spokoju. Skoro podejrzewali , że mogę działać z wrogiem to dlaczego pozwalają mi jechać , czy pozwolą na to by ich żołnierz zdradził ? Musi być w tym większy cel. Coś większego niż ja. Zapukałem do drzwi Lydii.
- Za dwadzieścia minut wyruszamy. Szykuj się - powiedziałem. Już odchodziłem , by kontynuować pakowanie, ale zamiast tego usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Wyszła przez nie rudowłosa z ogromną torbą , dosłownie pękającą w szwach. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
- Odchodzisz od nas ? -spytałem.
Wiedziałem ,że odchodzi ,ale czuję narastającą potrzebę ,by trochę ją powkurzać.
- Nie. Czemu tak myślisz ? - gdy to mówiła patrzyła dosłownie wszędzie , tylko nie w moje oczy. Podwójnego agenta to z niej nie będzie.
- Spakowałaś się jakbyś nigdy nie miała tu wrócić - wciągnęła powietrze i chwile potem zaczęła mamrotać.
- Wiesz, jestem dziewczyną. Potrzebuję więcej rzeczy niż Ty. - spojrzała na mnie - a co nigdy nie podróżowałeś nigdy z dziewczyną ? _ niezbyt dyskretnie zmieniła temat. Amatorszczyzna.
- Nie. Nigdy. - mówię i wzruszam ramionami. Nagle się zatrzymuje i odwraca w moją stronę i widzę jej zielone oczy.
- Naprawdę ? Czy kłamiesz ? - pyta. Jej oczy stają podejrzliwie. Powtarzam wcześniej wykonaną czynność.
- Nigdy się nie dowiesz.
Westchnęła, założyła ręce na biodra i zamyśliła się.
- Zostało sporo czasu. I nie mam co ze sobą zrobić.
Popatrzyłem na nią i ruszyłem brwiami.
- Mam pomysł co możemy robić.
Zaśmiała się. Miała uroczy śmiech.
- W twoich snach.
Tym razem to ja się zaśmiałem.
- Miałem na myśli obejrzenie kawałka Gwiezdnych Wojen, ale skoro nie chcesz to obejrzę sam. - usiadłem na kanapie. Ona zaliczyła dosłownie facepalma, ale po chwili się otrząsnęła i usiadła obok mnie.
- Z chęcią obejrzę Gwiezdne Wojny - spojrzałem na nią kątem oka.
- Teraz to ja nie wiem. Nie powinienem zadawać się z osobą , która ma tak nieczyste myśli. - gdyby jej wzrok mógł zabijać , byłbym ciężko ranny.
- Hahaha. Śmieszne. Oddawaj pilota. - Sięgnęła po niego, ale odsunąłem go przez co na mnie upadła. Spojrzała mi w oczy i przesuwała wzrok znad moich oczu na usta. I słowo daję nie wiem co we mnie wstąpiło. Szepnąłem.
- Widzisz mówiłem. Nieczyste myśli - zeszła ze mnie momentalnie. Szkoda , miło było czuć jej słodki ciężar.
- Oddawaj pilota - wysyczała. Tym razem nie protestowałem.
YOU ARE READING
kRzYk
FanfictionOPOWIADANIE W TRAKCIE POPRAWEK ! O tej samej porze. Codziennie. Przynajmniej nigdy się nie spóźnia. Jedyna trwała rzecz w moim życiu. Niezliczone dni w zamknięciu. Budzę się z krzykiem. Nie pamiętam nawet co mi się śniło, co spowodowałoby mni...