Lydia pov:
Od samego rana dziwnie się czułam. Obudziłam się z wrażeniem , że coś się dzieje. Coś złego. Słyszałam każdy dźwięk. Czas jakby zwolnił. Byłam w innej rzeczywistości. Nie potrafiłam się ruszyć byłam jak sparaliżowana. Mogłam tylko słuchać. Dopóki głos Stilsa nie wyrwał mnie z amoku.
Wyszłam z pokoju. Strasznie rozbolała mnie głowa. Dosłownie miałam wrażenie ,że wybuchnie.
- Gotowa na dzisiaj ? -spytał. Powiedział to dosyć cicho , ale odebrałam to jako krzyk w moim kierunku.
- Nie krzycz przecież Cię słyszę - powiedziałam.
Nie mogłam spojrzeć na niego. Moje oczy nagle stały się bardzo wrażliwe na światło. Zaraz nie wytrzymam.
- Przecież nie krzyczę - chyba zobaczył ,że coś jest ze mną nie tak , bo się spytał - wszystko w porządku ?
- Nie mogę tak dłużej. Zaraz nie wytrzymam - złapałam się za głowę. Krzyk w mojej głowie był nieubłagalny. - coś się dzieje.
Chyba wiedział. Musiał. Nie było innej opcji.
- O cholera. - tylko wychodził. Wziął mnie za rękę. - Chodź. Szybko.
Niemal mnie ciągnął. Normalnie bym mu coś powiedziała , ale przez moją głowę nic nie mogłam zrobić. W pewnym momencie musiałam ukleknąć. Nie dawałam rady. Całe szczęście Stiles mnie nie podnosił , ukleknął obok mnie. Winda się otworzyła. Podniósł mnie delikatnie. Nie widziałam gdzie mnie prowadził. Ale kątem oka zobaczyłam ,że kieruje mnie do siłowni. Czemu tam ?
Gdy już tam byliśmy. Odszedł kawałek dalej i powiedział.
- Ściany są dodatkowo wzmocnione. -mówił - rób co musisz.
Nie musiał mnie prosić. Zrobiłam to co musiałam. Otworzyłam usta i poczułam ulgę. Mój krzyk przypominał krzyk tysiąca cierpiących dusz w tartarze. Kochałam go. Słyszałam go. Bardzo dobrze go słyszałam. Inni pewnie też. Wkładałam w to całą duszę. Poczułam się taka zmęczona ,ale nie mogłam przestać. Chociaż chciałam. W pewnym momencie przestałam i opadłam na podłogę. Nie zemdlałam. Byłam przytomna. Wszystko słyszałam.
Ktoś do mnie podszedł. Pewnie Stiles. Nic nie powiedział. Delikatnie wziął mnie na ręce i wyszeptał.
- wszystko będzie dobrze - i tym razem straciłam przytomność.Stiles pov :
Jej krzyk mnie nie zdziwił. Ostrzegano mnie przed nim. W końcu to jej moc. Bo skoro ja jestem potężny ona musi mi dorównać. I muszę przyznać dorównywała mi. Gdyby nie moja szybka regeneracja , nie wiem czy moje uszy , by to zniosły. A nie sądzę ,by był to najsilniejszy z akordów jej głosu. Właściwie to nie brzmiało jak jej głos. Jakby jej głos był wzmacniany przez tysiąc innych. Jedno było pewne. Gdy krzyczała coś we mnie się działo. Coś nie dobrego i muszę dowiedzieć się co to takiego.
Co robiłem teraz ?
Siedziałem na fotelu przy jej łóżku i patrzyłem jak spała. Był to jeden z najbardziej uspokajających widoków w moim życiu. Jej truskawkowo blond włosy rozsypały się po poduszce. Wyglądała na kruchą i bezbronną. Piękną.
Nagle zaczęła się wiercić i coś mamrotać. Nie zrozumiałem co mówiła dlatego przybliżyłem się. Wynik mnie zaskoczył i może jednocześnie przeraził.
- stiles.... - wyszeptała.Lydia pov:
Znowu byłam w tych białych pomieszczeniach , które znam aż za dobrze. Wiedziałam ,że to sen. Pamiętałam ,że ostatnie co zrobiłam to stracenie przytomności. Więc muszę się dowiedzieć co spowodowało mnie do krzyku.
O dziwo drzwi były otwarte i postanowiłam wyjść z mojej dawnej celi. Usłyszałam szept.
- Lydia....
- Kto mówi ?
- Lydia....
Nie miałam zbyt wiele opcji. Musiałam iść za głosem. Nie szłam długo. Na końcu korytarza stała.... moja babcia ?
- babcia ?
- Dobrze Cię widzieć ,Ariel. - powiedziała. I rozłożyła ręce. Bez zastanowienie pobiegłam do niej i przytuliłam się do niej. Mimo , że był to sen. Miło było się do niej znowu przytulić, poczuć jej zapach.
- To wszystko sen. Ty nie żyjesz. Nie ma Cię tu. - powiedziałam wciąż się tuląc. Mimowolnie czułam ,że się zasmuciła.
- To jest sen. Nie żyje. Ale ja tu jestem.
- Jak to ?
- Kochanie, jestem banshee tak samo jak ty. Jesteśmy zwiastunami. Balansuje na krawędzi życia i śmierci. Nie mogę być w cielesnej postaci , bo taką straciłam , ale mogę pojawić się tu - pokazała na głowę.
- Więc to ty sprowadziłaś mnie tu ? - spytałam.
- Musiałam skarbie. Tak tylko mogę się z Tobą skontaktować. Gdy używasz swojej mocy , jesteś najbliżej tej krawędzi.
Znowu się do niej przytuliłam.
- Ale się za Tobą tęskniłam.
- Ja za tobą też. Ale muszę Ci coś powiedzieć.
- Co ?
- Ci ludzie z którymi trzymasz , są źli, podstępni , robią wszystko tylko dla swoich celów. Ale wkrótce się o tym przekonasz. Miej oczy otwarte. Ale nie przed tym chciałam Cię ostrzec.
- To przed czym ?
- Uważaj na Stilsa. Jest dobry, ale wciąż jest posłuszny nie tym ludziom co trzeba. Nie powinnaś się angażować.
- Przecież się nie angażuję. - spojrzała na mnie smutno
- Jesteś tego pewna ? Więź między hellhoudem , a banshee jest jedną z najbardziej niewyjaśnionych rzeczy na świecie. A może i nawet poza nim. Swoją wspólną moc będziecie odkrywać z czasem. Ja i mój hellhound zgineliśmy w tym samym czasie. On zginął , gdy mnie zamordowano.
- Miałaś swojego hellhounda ?
- Tak. Jest ze mną.
- Jesteś szczęśliwa ? - spytałam. Dotknęła mojego policzka.
- Tak , kochanie. Bardziej niż kiedykolwiek.
- Co ja mam teraz zrobić ?
- Znajdź swoje miejsce. Pokaż im na co Cię stać.
- Nie wiem czy sobie poradzę.
- Oczywiście ,że tak. Jesteś Martin i jesteś moją wnuczką. - zaczęła znikać.
- Musisz już iść ?
- To nie ja odchodzę. Tylko ty się budzisz ktoś bardzo chce Cię zobaczyć.
- Spotkamy się jeszcze ?
- Możliwe. Pamiętaj zawsze z Tobą będę. Uważaj na siebie. I postaraj się nikogo nie zabić , Ariel.Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam oczy. Powitał mnie widok najpiękniejszych zmartwionych , głębokich brązowych oczu jakie kiedykolwiek widziałam.
- Dzień dobry - powiedziałam. Natychmiast się otrząsnął.
- Hej. Jak się czujesz ? - spytał
- Chyba w porządku. Masz jakąś zmartwioną minę. Coś się stało ? - roześmiał się.
- Nic. Po za tym ,że omal mnie nie zabiłaś.
- Przepraszam.
- Eeee tam. W końcu żyję.
Nastała ta niezręczna chwila. Zdałam sobie sprawę z tego ,że siedział na moim łóżku. W moim pokoju ! Jak na zawołanie oblał mnie rumieniec.
- Co ci się śniło ? - pyta.
Natychmiast się otrząsam. Nie mogę mu powiedzieć prawdy , bo by mnie uznał za wariatkę. Przynajmniej bardziej niż teraz.
- Nie pamiętam. A co ? - skłamałam
- Mamrotałaś moje imię.
Zamurowało mnie. Dosłownie. Nie wiem jak wyglądałam. Pewnie jakby ktoś mi oznajmił ,że jest jednorożcem.
-Wiesz..- ciągnął dalej - bardzo mi miło i w ogóle. Ale to za wcześnie na to , byś miała erotyczne sny z moim udziałem.
Czekaj, co ? Chyba się przesłyszałam. Wróciłam na ziemię. Zdecydowanie.
Walnełam go w ramię.
- Śmieszne. Nigdy bym nie miała żadnych snów z Twoim udziałem.
- Jasne. Okłamujesz samą siebie.
- Jeśli kogoś mam oszukiwać to tylko ciebie. - dziwnie to zabrzmiało.
- Czyli przyznajesz , że sekretnie się we mnie podkochujesz.
- Nie jesteś w moim typie.
- Błagam. Jestem w typie wszystkich.
Spojrzałam na niego poważnie. On natomiast wyraźnie dobrze się bawił.
- Wypad z mojego pokoju.
- To tylko kwestia czasu. Jak się sama do tego przyznasz.
- Nieubłaganie.
- Zobaczysz.
I wyszedł.
A ja zostałam sama ze swoimi myślami.
Normalka.
YOU ARE READING
kRzYk
FanfictionOPOWIADANIE W TRAKCIE POPRAWEK ! O tej samej porze. Codziennie. Przynajmniej nigdy się nie spóźnia. Jedyna trwała rzecz w moim życiu. Niezliczone dni w zamknięciu. Budzę się z krzykiem. Nie pamiętam nawet co mi się śniło, co spowodowałoby mni...