- Wstawaj !- krzyczała Alison. Nie pewnie otworzyłam oczy. Chyba było jeszcze wcześnie. Chociaż pod ziemią nigdy nic nie wiadomo.
- Co ?! Czemu ?!- powiedziałam zaspana. Kątem oka widziałam jak moja współlokatorka próbuje szybko się ubierać. Próbuje dlatego, bo kiepsko jej to wychodziło.
-Bo spóźnimy się na śniadanie.- warknęła. Ziewnęłam-.
- Ale przecież mówiłaś, że nie warto przychodzić na dobrą godzinę, bo wtedy są duże tłumy.- przewróciła oczami. Czymże sobie zasłużyłam na takie traktowanie.
- Tak, ale dzisiaj wszystkich poznasz. I oni poznają Cię bliżej. Scott mówi , że musisz zacząć się integrować.- Niechętnie wstałam i zaczęłam szukać ubrań.
- Integrować? Jestem tu przecież tylko jeden dzień , a on już uważa, że mam wszystkich poznać. Trochę to przerażające.- ubrałam się i teraz pora na lekki makijaż.
--Masz rację. Ale to nie my ustalamy tu zasady. Szkoda.- czesząc włosy, doszłam do pewnego wniosku. - Zdecydowanie zmieniłam bym tu parę rzeczy. - rozmarzyła się.
- A czy ty jadając samotnie śniadanie ,przypadkiem się nie izolujesz ?- spytałam
Westchnęła. Znowu.
- Tak. Ale to co innego. Ja ich już poznałam i spokojnie mogę stwierdzić, że nie są w moim typie towarzyskim.- stwierdziła ,.Ale zaraz potem szybko dodała- a też nie myśl sobie, że to tylko moja wina. Oni też mnie nie lubię. Połowa niektórych tutejszych rodzin została wybita przez ze mnie lub przez moją rodzinę ,to nie budzi sympatii.
Nieźle nas dobrali. Dwie dorosłe kobiety z przeszłością kryminalną, powinni pisać o nas książki.
- Zabijałaś bez powodu ?- prychnęła- Skądże znowu ! Zabijaliśmy największe szumowiny z szumowin. - zastanowiła się - Po prostu nie widzi się błędów rodziny. Co jest naprawdę smutne. – ciągnęła dalej- My łowcy kierujemy się prostą zasadą. Ochraniamy ludzi. - przerwała- Za wszelką cenę. Gotowa ?- spytała. Pokiwałam głową. Zamknęłyśmy drzwi. W drodze, próbowałam ciągnąć dalej naszą rozmowę.
- Co takiego robili, że zasłużyli na śmierć ?
Alison wyglądała jakby myślała nad tym czy mi powiedzieć.
- Pamiętam, że jeden wilkołak składał ofiary z ludzi. To był parszywy gościu- otrząsnęła się – wciąż pamiętam jego smród. Obrzydliwiec.
- Wszyscy byli źli ?
-Wszyscy pod względem prawa. Jednak pamiętam sytuację , w której wilkołak pod wpływem pełni zaatakował kamping pełen ludzi. – Przerwała- obudził się rano i nie pamiętał co się stało. W jego oczach nie było widać zła ani okrucieństwa. Był po prostu zagubiony, ale mimo to ciotka i tak go zabiła- zrobiło mi się smutno. Dziewczyna chciała coś dodać, Ale doszłyśmy już na miejsce. Było słychać tylko jeden wielki szum. Uchyliłyśmy drzwi. Już za późno , nie mogłyśmy się wycofać. Alison głęboko odetchnęła i poprowadziła mnie do największego stołu w centrum. Od razu zobaczyłam Stilesa, który śmiał się i żartował jak nigdy dotąd. W sumie zaczęłam sobie zdawać sprawę z tego ,że tak naprawdę nic o nim nie wiem. Gdy tak myślałam, zobaczył mnie i się uśmiechnął ,jeszcze szerzej niż było to możliwe.
-Moja dziewczyna w końcu postanowiła do nas dołączyć- krzyknął. Automatycznie oblałam się rumieńcem. Co wywołało śmiech u kilku osób.
-Nie jestem Twoją dziewczyną. – warknęłam. Nie będzie robił szopki z mojej osoby.
- Jasne. Już możesz przestać to ukrywać. Jesteśmy u swoich. Oni nie będą nas osądzać.- przewróciłam oczami. Pociągnął mnie za rękę i usadził w miejsce obok siebie, co wywołało na mojej twarzy jeszcze większe rumieńce. Jeśli w w ogóle było to możliwe. Całe szczęście, że łowczyni usiadła po mojej lewej stronie. Zauważyłam też ,że jak tylko usiadłyśmy, ludzie w stołówce zaczęli posyłać ku Alison złe spojrzenia, ona całe szczęście udawała , że tego nie widzi. Gdy spojrzałam na nią ze smutkiem w oczach, ona tylko wzruszyła ramionami. Uwielbiam te dziewczynę. Zdecydowanie się zaprzyjaźnimy. O ile już tego nie zrobiłyśmy. Siedziałam jak na szpilkach. Czułam się obserwowana z każdej strony. W mojej obecności zawsze następuje niezręczna cisza. Irytowało mnie to. Przecież nie jestem taka straszna. To znaczy tak na około dziewięćdziesiąt procent.
- To..uh...Lydia jak Ci się spało ?- zagadał Scott. Widać, że chciał zrobić dobre wrażenie i bym czuła się swobodnie. Trochę mu to nie wychodziło, ale zawsze plus za chęci.
- Bardzo dobrze. Dziękuję. – odparłam. Znowu nastała ta okropna cisza ,którą przerwała matka Mccalla.
- Czytałam twoje akta lekarskie Lydio, i jestem pod wrażeniem tego jak dobrze zniosłaś tamtejsze badania- wycedziła. Noo.. tak. Kolejny naukowiec. Stiles wyczuł, że się spięłam, bo zabrał głos.
- Ej, bo jedzenie nam wystygnie. – wyszeptałam do niego ciche dziękuje, a on w odpowiedzi mrugnął do mnie. Wszyscy zaczęli rozmawiać o normalnych dla nich sprawach. Typu kto wygrał ostatnie zawody w strzelaniu, o zrobieniu turnieju, albo kto potem idzie na wachtę.
- Isaac , ty i Liam oraz Jordan pojedziecie po zapasy lekarstw. Byłoby mile widziane gdybyście już ruszali. Możecie wziąć ze sobą parę ludzi.- Powiedział Scott. Od razu od stołu wstało dwóch znanych mi chłopaków. Gdzie jest ten trzeci ?
- A ty nie idziesz ?- spytałam chłopaka obok mnie. Pokręcił głową.
- Nie chce mi się. Zajmę się bardziej przyziemnymi sprawami. Muszę porozmawiać z ojcem.- właśnie miałam zapytać, o co właśnie chodzi z tym ojcem. Bo do tej pory myślałam ,że jest nim pułkownik, chociaż to , by wyjaśniło dlaczego wydał rozkaz strzelania do nas. Los potrafi zaskakiwać. Nie zrobiłam tego jednak, bo usłyszałam jak alfa wypowiada moje imię.
- Lydio, ty i Alison pójdziecie z Deatonem do Nemetonu. – widać było, że nie lubiał mówić o tym drzewie. Wiadomo to po tym , jak szybko dreszcz przebiegł mu po ciele, co chciał ukryć.
- Potrzebna mi będzie tylko Lydia. Łowczyni może zostać.- powiedział starszy pan. Już nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Chciałam coś powiedzieć , ale moja koleżanka wyprzedziła mnie.
- Ona nie pójdzie bez mojej opieki. Mogę zapewnić jej bezpieczeństwo. A tego właśnie potrzebujemy- odparła. Scott wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał.
- Alison ma rację. Lydia nigdzie nie pójdzie bez jej opieki. – powiedział. Druid chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał mu ostry ton głosu alfy. Czyli nie było żadnych zmian. Dobrze, trochę obawiałabym się pójścia do magicznego krzaka z czarodziejem , teraz przynajmniej towarzyszy nam łowczyni lunatyczka. Aż nie mogę się doczekać.
YOU ARE READING
kRzYk
FanfictionOPOWIADANIE W TRAKCIE POPRAWEK ! O tej samej porze. Codziennie. Przynajmniej nigdy się nie spóźnia. Jedyna trwała rzecz w moim życiu. Niezliczone dni w zamknięciu. Budzę się z krzykiem. Nie pamiętam nawet co mi się śniło, co spowodowałoby mni...