Lydia pov:
Gdy wstałam wszyscy jeszcze spali. O jest irytujące , bo to ja powinnam być budzona z racji , że jestem dziewczyną. Mimo wszystko postanowiłam , że nie będę ich budzić ,ponieważ za chwilę mam spotkanie z moja asystentką , a no i oczycie dlatego , że mi się nie chciało. Nie jestem ich niańką. Po co ja o tym tak myślę to bez sensu i również zdaję sobie z tego sprawę. Jak zwykle Elenor czekała na mnie. Spojrzała na zegarek.
- Minuta spóźnienia. Niesamowite zaczynasz powoli pojmować zasadę niespóźniania się. – prawie w ogóle nie można było usłyszeć sarkazmu w jej głosie.
- Przepraszam – mówię. Chociaż w ogóle nie było mi przykro. Poważnie ? Czepiać się za minutę spóźnienia ? Bez przesady.
Ta cisza zaczynała mnie poważne denerwować. Jesteśmy dwiema kobietami , a nie mamy o czym rozmawiać. Frustrujące. Już więcej tematów miałam ze Stilsem, który swoją drogą działał mi na nerwy.
- Został Ci zmieniony grafik. – powiedziała
- A miałam jakiś ?
- Tak, ale to już nie istotne teraz masz nowy. – mówiła nie patrząc mi w oczy i kto to mówi o manerach , huh ?
- To co się zmieniło ? Czy to może jest jakaś tajemnica ? – spytałam. Swoim wzrokiem próbowałam wywiercić dziurę w jej głowie. POPATRZ NA MNIE DO CHOLERY !
- Zamiast treningów ze Stilsem , trenujesz też ze mną.
- A czego będziesz mnie uczyła ?
- Walki bronią. – stwierdziła jakby było to coś oczywistego. Nadal zero kontaktu wzrokowego.
- Jakąś konkretną ? – dopytywowałam się
- Sztyletami – serio ? trudniej się nie dało ?
- A czemu nie pistoletami albo jakąś bronią palną ? – JEST ! Spojrzała na mnie, tylko patrzyła na mnie jak na głupią. Nie można mieć wszystkiego. Niestety.
- Z broni palnej też nauczysz się strzelać , ale nie ze mną. Isaac będzie cię uczył. Ja wolę sztylety. Są dobre , gdy jesteś blisko przeciwnika.
- Nie wiedziałam, że się na tym znasz. – stwierdzam zgodnie z prawdą , co ja w ogóle o niej wiem ?
- Wiem to i owo. – mówi
Muszę zadać to pytanie ,aż samo mi się ciśnie na usta.
- Jesteś istotą nadnaturalną ?
- Tak. kanimą– mówi. ŁAŁ , serio ? Nie wiedziałam , że w ogóle kimś jest, a przecież jestem banschee.
- Ale na poważnie ? – pytam. Przewraca oczami.
- Tak na poważnie.- Odpowiada.
- Masz ogon ? I ten jad paraliżujący ? – pytam. Niesamowite. Pierwszy raz spotykam kanimę. Patrzy na mnie spode łba – No, co jestem ciekawa !- bronię się
- Tak. Mam. Skończyłaś ? Chcę już zaczynać trening.
- Jasne. – tak naprawdę to nie skończyłam , nie chciałam jej bardziej wkurzać. Miała zły humor , chociaż zawsze ma zły humor.
***********
Na Sali treningowej czekały już na nas manekiny. Będziemy rzucać sztyletami ? Czad !!
Elenor zaczęła , pokazywała jak to trzeba zrobić , jak się trzyam sztylet i w jaki sposób mam się sama nie skaleczyć. Nie było to trudne w teorii. W rzeczywistości przecięłam sobie dwa palce. Koszmar. Krwotok. Po drugim , a raczej trzydziestej próbie udało mi się , potem szło mi coraz lepiej i ciągle trafiałam w ludzika, ale moja instruktorka ciągle była niezdowolona i ciągle mnie poprawiała, można dostać szału. Po nie wiem , którym razie, miałam dość. Nie rzucania tylko jej komentowania. Panna perfekcjonistka.
YOU ARE READING
kRzYk
FanfictionOPOWIADANIE W TRAKCIE POPRAWEK ! O tej samej porze. Codziennie. Przynajmniej nigdy się nie spóźnia. Jedyna trwała rzecz w moim życiu. Niezliczone dni w zamknięciu. Budzę się z krzykiem. Nie pamiętam nawet co mi się śniło, co spowodowałoby mni...