Obudziłam rano i mimowolnie się uśmiechnęłam. Bardzo wygodne łóżko. A zaraz potem wdarł się na moją twarz grymas. Znowu będę musiała spotkać tego głupiego kutafona. Taak. Od dzisiaj tak będę go nazywać. Chyba, że wymyślę coś lepszego.
Byłam głodna. Zwłaszcza ,że wczoraj się zbytnio nie na jadłam. Wyszłam w pokoju w celu zbadania zawartości lodówki.
Patrzę ,że na kanapie siedzi Elenor. - Wstałaś już.
NO PRZECIEŻ WIDAĆ ! NIE ?!
- yhyyy.
- Na stole masz śniadanie. Weź talerz i usiądź. Muszę z Tobą porozmawiać
Uuuu musi to być coś poważnego. Chociaż ciągle ma taki ton głosu.
Posłusznie biorę talerz i siadam.
- Coś się stało ? - spytałam
- Jeszcze nie. Dzisiaj jest ważny bankiet. Bardzo poważni ludzie dzisiaj przyjadą, by Cię poznać. Z tego powodu organizowany będzie bankiet. Masz na nim ładnie wyglądać i godnie nas prezentować. Sukienkę znajdziesz za jakieś dwie godziny u siebie w pokoju.
- Aha. No dobrze. - wymatrotałam.
O to ten moment w którym nastała niezręczna cisza
- Jak było wczoraj na kolacji ? - widać chciała zagadać.
- Kiepsko. Wróciłam wcześniej. Ciebie nie było , więc poszłam spać.- Dziwnie się na mnie popatrzyła. Tak ,że poczułam się niezręcznie.
- Co to znaczy kiepsko ?
- Ja i Stiles mieliśmy dużą różnicę zdań. - i popatrzyła na nią tak , jakbym oczami próbowała powiedzieć ,że duża to znaczy OGROMNA.
Zamyśliła się.
- Nie dobrze. To trochę może pokrzyżować nam plany -stwierdziła
- Co ? Jakie plany ? - spytałam z buzią pełną jajek.
- Bo wiesz , że Stiles jest istotą nadnaturalną.
- Wieesz , nie do końca to wiem. Wyszłam zanim skończyłam jeść obiad.
- Ojej ! No to Ci już wyjaśniam. - wzięła głęboki oddech , jakby to co miała powiedzieć, będzie jakieś niewyobrażalne złe. - On jest hellhoundem , też jest związany ze śmiercią. I tak się złożyło, że ty i on jesteście powiązani. Nie wiemy do końca jak , no ale jesteście - skończyła.
Ciągle tylko kiwałam głową. Okej. Ale nie. To nie jest możliwe.
- Skąd wiadomo, że chodzi o mnie. Może o inną banschee - spojrzałam na nią błagalnie. Niech powie ,że to możliwe.
- No właśnie w tym problem. Ty i on jesteście ostatnimi zwiastunami śmierci na świecie.
Nie, nie , nie . Moja nadzieja na życie bez tego typa pękła jak za dotknięciem różdżki
- Widzisz - ciągnęła dalej- istnieje legenda , że na świat przychodzą parami ( zwiastuny śmierci ) nie ma banschee bez hellhounda , ani hellhounda bez banschee. Tak już jest. I trochę to romantyczne. Moim zdaniem. A no i pod żadnym względem nie można ich rozdzielać. Dlatego od teraz prawie wszędzie gdzie pójdziesz on musi iść z Tobą. Na bankiecie będzie Twoją osobą towarzyszącą no i oczywiście na treningach będzie Twoim partnerem.
Coś mi to nie gra.
- jakich treningach ?
- O tym też Ci nie mówili ?
- A więc będziecie ze Stilesem trenowali na wypadek wojny Musicie znać swoje możliwości i słabości. Musicie na sobie polegać. - prędzej umrę niż mu zaufam. Nie pozwolę mu poznać moich słabości.
- Oczywiście mieliśmy nadzieję ,że ty i on sobie się spodobacie to , by o wiele ułatwiło sprawę. Ty jesteś śliczna i jemu nic nie brakuje. - ciągnęło
- Czekaj, czekaj. Chcieliście nas wysfatać ? - nie mogłam w to uwierzyć.
- No taak....
- Jestem tu dopiero 1 dzień i już próbują mi znaleźć chłopaka. Niewiarygodnie !
- Twoje przyjmście tu było planowane od długiego czasu. - powiedziała
- Od kiedy ?
- dwa lata. Tak na oko licząc.-
Nie mogłam w to uwierzyć ! Wiedzieli co tam ze mną robią i pozwolili mi tam zostać. Co za barbarzyństwo.
- Nie mogliśmy Cię wydostać wcześniej. Byłaś badana. Badali Twoją wytrzymałość. Nie mogliśmy im przerywać.
Nie mogłam tego już słuchać. Po prostu wstałam i poszłam do pokoju.
- Bądź gotowa za 4 godziny !
Nie zwracałam na to uwagi. Napuściłam wodę do wanny i się zanurzyłam. Królestwo przestało być takie różowe...............
Byłam gotowa. Przyjżałam się sobie jeszcze raz w lustrze. Ciemno zielona suknia. Dopasowana na górze, spływająca na dół. Rude włosy spływały mi na ramiona. I jeszcze te szpilki. Cieliste ,wysokie bardzo ładne, ale bolesne.
- Lydia , Stiles przyszedł ! - krzyczała Elenor.
Czas zacząć moją katorgę.Stiles pov:
Ubrałem się w garnitur. Nie stresowałem się. Zawsze dobrze wypadam. Tylko dzisiaj miałem pilnować żeby ona dobrze wypadła. ONA ! Yhhh dziewczyna o truskawoblond włosach.
Ładna była. ale Była irytująca i pyskata.
Mam nadzieję, że przynajmniej dzisiaj będzie się zachowywać.
Miałem mieszane uczucia co do niej. Może mi popsuć moje plany. A na to nie mogę sobie pozwolić.
Jesteśmy już za daleko, by jakaś laska nam je zepsuła. Nieważne jak ładna była.
- Stiles ! Już czas ! - głos taty wyrwał mnie z moich rozmyślań. Nie lubię tego.
Wyszedłem z sypialni.
- Mówiłem Ci , że nie lubię jak wchodzisz do mojego apartamentu bez pukania.
Zlekceważył to co powiedziałem.
- Wyglądasz dobrze. Teraz pilnuj ją. idź i dobrze się zachowuj. Nie tak jak wczoraj. Wypadałoby ją przeprosić. - spojrzał na mnie wzywająco.
Przewróciłem oczami.
- Jestem za stary na prawienie mi morałów. Nie będę jej przepraszać. Sorry ,ale się śpieszę
I po prostu wyszedłem. Co ja się będę silił na jakieś wyszukane rozmowy.
Wszedłem do windy i nacisnąłem 14 taki był jej numer mieszkania. Drzwi się otworzyły i w progu stanęła Elenor. Była zła.
- Jesteś źle wychowany ! Jak mogłeś ją tak wczoraj potraktować ?!
- Nie wiem o co ci chodzi. Czy księżniczka jest gotowa ? - spytałem.
- Tak. Masz być miły , bo jak nie to będziesz miał ze mną do czynienia. - Teraz lecą groźby. Dobrze. Niech będzie.
- Lydia, Stiles przyszedł ! - krzyknęła.
O zaczyna się. Moja męka.
Słyszę otwierane drzwi i wychodzi. łał wygląda naprawdę ładnie. Zieleń to zdecydowanie jej kolor podkreśla zieleń jej oczu. Zauważyłem ,że też na mnie zatrzymała wzrok. Stwierdziłem z satysfakcją. Jak można mi się oprzeć ? Nie odezwała się słowem. Po prostu mnie wyminęła. Okej cicha wojna. Podejmuje wyzwanie.Lydia pov:
Niechętnie muszę przyznać ,że był przystojny i to nawet bardzo. Cholernie przystojny. Ale to nie zmienia faktu ,że wciąż go nie znoszę. I że nie mam zamiaru z nim rozmawiać. Bez słowa ruszyłam ku windzie , szedł za mną. Zasalutował Elenorze. Szedł wyluzowany. Pełny gracji. Też bym chciała się tak poruszać.
Stanęłam w najdalszej części windy. Zdala od niego. On wciąż się do mnie przybliżał. .Uhhh czułam zapach jego wody kolońskiej.
- Wiesz , trzymaj się blisko mnie. Takiej dziewczynie jak ty może się coś stać - takiej dziewczynie jak ja ?! Co to ma niby znaczyć ?!
Aaa rozumiem , chcę mnie sprowokować. Tak łatwo mu nie pójdzie ,chyba.
- Musisz się dobrze zachowywać. Są to ważni ludzie - patrzy na mnie
- Nie mów zbyt dużo. Bo jeszcze odkryją , że coś jest z Tobą nie tak.
- A co ma ze mną być nie tak ?! - no nie przesadził. Długo wytrzymałam
- Wiesz , być trzymanym zdala od świata. Musi to kusić, nie ?
- Nic o mnie nie wiesz.
I w jednym momencie przycisnął mnie do ściany. Jego ręce były po obu stronach mojej głowy. Nie wydostanę się.
- To może mi powiesz ? - spytał niemal mrucząc
Uratowały mnie otwierane drzwi. I ludzie czekający na windę. Natychmiast mnie puścił. I podał mi rękę.
- Idziemy.
Prychnęłam , odrzuciłam włosy do tyłu i ruszyłam przed siebie. Zobaczyłam kątem oka , że się uśmiechnął.
Dlaczego mnie to obchodzi ?!
Nie powinno.
Coś jest ze mną nie tak.
Chyba jestem chora.
![](https://img.wattpad.com/cover/87221681-288-k657014.jpg)
YOU ARE READING
kRzYk
FanfictionOPOWIADANIE W TRAKCIE POPRAWEK ! O tej samej porze. Codziennie. Przynajmniej nigdy się nie spóźnia. Jedyna trwała rzecz w moim życiu. Niezliczone dni w zamknięciu. Budzę się z krzykiem. Nie pamiętam nawet co mi się śniło, co spowodowałoby mni...