zŁe WiAdOmOśCI

46 12 3
                                    

Widział moje blizny. 
Jak to jest możliwe ?!
Zrobił to specjalnie.
Nie zniosę tego dłużej. 
Blizny to coś,  czego nikt nie powinien widzieć.
Nikt oprócz mnie. 
Nie wiem co teraz zrobić.  Jak mam mu spojrzeć w teraz w twarz.
Z drugiej strony to normalne. Nie powinnam zbytnio dramtyzować , przecież to w końcu tylko blizny.  Są i nie znikną. 
Ale to są moje blizny ! To tak jakbym się przed nim rozebrała.  Nie, gorzej.  Pokazałam mu swoją żałosną cząstkę duszy.  A on może w każdej chwili ją zmiażdżyć, jak jakiegoś nic znaczącego robaka.  Boję się ,że tego bym nie wytrzymała.  Z moich bardzo przygnębiających myśli wyrwał mnie głos Elenor, wołający mnie na śniadanie.  No tak jest rano.  Nie spałam całą noc.  Uhhh życie.... czas iść na śniadanie.  Wychodzę z pokoju i słyszę wiadomości w telewizorze. Nic mnie nie obchodzą,  ale nagle w uszy rzuca mi się słowa Eichen i House. O boże !
- Elenor daj głośniej ! - krzyczę i biegnę , by to zobaczyć.
- Parę dni temu , w tym ośrodku dla psychicznie niezrównoważonych doszło do masowego morderstwa.  Wszyscy są w szoku.  Do tak chaniebnego czynu dopóścił się jeden z tamtejszych lekarzy zabijając siebie , czterech innych lekarzy,  a także dwóch strażników.  Jest to ogromna tragedia dla mieszkańców,  tego miasta.  Ale całe szczęście jednemu z lekarzy udało się uciec.  Doktor Amer po zbrodni wyjechał, najprawdopodobniej nie mógł sobie z tym poradzić - . Kobieta ciągnęła dalej, ale ja już nie słuchałam.  Jak to lekarzowi Amerowi udało się uciec ? Jestem zła , wręcz wściekła.  Nie po to tak się starałam , by wszyscy za to zapłacili,  skoro jeden najwyraźniej nie zapłacił.  Trzeba go znaleźć.  Muszę coś z tym zrobić. 
- Lydia,  w porządku ? - spytała troskliwie Elenor. 
- Tak - powiedziałam od niechcenia.- mam jakieś plany na dzisiaj ?
- W sumie to tak. Jesteś umówiona na lunch z Vincentem Osbornem,  po tym masz trening.
- Mam rozumieć,  że w tym wszystkim wliczony jest Stiles ?
- Lunch nie. Trening tak. A dlaczego pytasz ?
- Tak sobie.  Trening odwołaj.  Nie chcę się z nim widzieć. 
- Jak to odwołać ?
- Normalnie.  Jesteś w tym dobra.  Po prostu coś wymyśl.
Chyba się domyśliła ,że to koniec dyskusji.  Po dodała zrezygnowana.  - Dobry pomysł. 
Poszłam do pokoju i nabrałam chęci do malowania.  Tak umiem malować.  Tako jako.  Kiedyś malowałam bardzo często, ale potem skończyły się farby. I przestałam.  Teraz miałam do dyspozycji bardzo dużo farb i dużo czasu.
                             .......
Skończyłam. Minęły cztery godziny.  Malowałam jak opętana.  Już zapomniałam jak dobrze jest znowu być tak bardzo być czymś zajęty, zaangażowany.  Niesamowite.  Mogłam się spokojnie uśmiechać.  Moje uczucia, wrażenia, myśli są w jednym miejscu.  Ulga.  Mogę zacząć od nowa.  I zacząć rysować kolejny z kolejnymi myślami i nie wypowiedzianymi słowami.  Patrzę na zegarek.  Cholera ! Za dwadzieścia minut mam spotkanie.  Najpierw prysznic. Zrobione. Włosy zrobione.  Ubrania są.  Fioletowa sukienka i jak zwykle szpilki.  Nogi mi odpadają.  Zrobione.
Jestem gotowa. Wychodzę z pokoju.  Rzucam szybkie do widzenia do Eleonory i wychodzę z mieszkania.  Idę niepewnie do restauracji. Złe wspomnienia. Widzę ,że już na mnie czeka. Oby nie długo. 
- Dzień dobry - szybko mówię i się uśmiecham. On także.
- A dobry.  Miło mi panią znowu widzieć
- Mi również. 
- Cieszę się ,że pani nie postanowiła mnie wystawie i przyszła na to spotkanie - nie żebym miała jakiś wybór. 
- Z wielką przyjemnością tu przyszłam. 
Siadamy i zaczyna się nudna rozmowa o pogodzie i innych pierdołach.  Całe szczęście to on tylko mówił , a ja tylko mu przytakiwałam.  Nudy. 
- Wie pani,  wraz z całym zarządem postanowiliśmy ,że zamieszka pani ze Stiles. - prosto z mostu. 
Zakrztusiłam się wodą,  którą miałam się napić .
- Ale dlaczego ? - w myślach wyciągam pistolet 
- Jesteście państwo , połączeni.  Musicie być razem. Jest to ustalone z góry.  Nie chcemy się przeciwstawić.
- Ale tak nie można- patrzę czy karabinek jest pełny. 
- Można i tam zostanie zrobione.  Jutro pani rzeczy zostaną spakowane i przeniesione do jego apartamentu.  - strzelam sobie w głowę.  Moja krew jest wszędzie , ale głównie na jego twarzy.  Z przykrością stwierdzam ,że to prawda.  Nie zauważyłam , kiedy wyszedł a ja zostałam sama ze sobą.  Nagle nie mogę oddychać.  Nie, nie , nie to nie jest prawdą.  Łapię się za klatkę piersiową.  Czy to atak paniki.  Upadam na podłogę.  Czuję kafelki pod moim policzkiem.  Jestem złamana.  Jak wykałaczka.  Chciałam się z nim nie widywać.  Ale nagle się okazuje, że z nim zameszkam.  Gorzej być nie może.

kRzYkWhere stories live. Discover now