nEMetON

26 10 6
                                    

Byłam wykończona. Jest to największy wysiłek fizyczny jaki miałam do tej pory. Nie pomagała pogoda. Słońce paliło mnie niemiłosiernie. Deaton szedł przed nami pewnym krokiem. Kto by pomyślała, że jak na staruszka porusza się tak żwawo. Po mojej lewej stronie szła Alison ,która zdaje się w ogóle nie była zmęczona. Tymczasem ja wręcz wydychałam swoją duszę. Łowczyni spojrzała na mnie z rozbawieniem.
- Słyszałam ,że treniowałaś.-  powiedziała. Spojrzałam na nią z pode łba.
- Trenowałam, ale w siłowni z klimatyzacją, nie jestem przyzwyczajona do słońca.
- Przyzwyczaisz się. Już niedaleko.
Zastanawiałam się  chwilę.
- Byłaś tam kiedyś ? - pokiwała głową.
- Jakiś czas temu- przerwała - To drzewo nie za bardzo mnie lubiło.
- Skąd wiesz ? Coś Ci powiedziało ? - robi się coraz ciekawiej i dziwniej.
Westchnęła.
- To nie jest śmieszne. Gdy po raz pierwszy tam przyszłam narzucało na mnie różnego rodzaju wizje. Jak to ja zabijam całą moją rodzinę. - Uśmiechnęła się lekko- Ale kto, by mu się dziwił. Wszystkie istoty nadnaturalne są Tak jakby jej dziećmi. A ja je zabijam. To całkowicie zrozumiałe. Ale za drugim razem nic mi nie pokazało. Jakby mnie tam nie było.
- To Chyba dobrze,nie ? - spytałam. Odparła zamyślona.
- Tak to bardzo dobrze.
Nagle Deaton się zatrzymał i odparł pełnym powagi głosem.
- Jesteśmy. - Jak słowo daję ,niczego nie widziałam. Czarodziej chyba zauważył moją zirytowaną minę i podszedł do mnie. Pachniał suszonymi ziołami.
- Zamknij oczy i wsłuchaj się.- postąpiłam zgodnie z jego prośbą. Na początku czułam się jak głupek stojąca pośrodku lasu z zamkniętym oczami ,ale po chwili przestałam cokolwiek słyszeć. Nie słyszałam śpiewu ptaków ani szumu wiatru. Cisza była tak niepokojąca ,że musiałam otworzyć oczy. Widok jeszcze bardziej mnie zadziwił. Dosłownie parę kroków przede mną był ogromny korzeń. A mogłabym przysiąc ,że wcześniej go nie było. Rozejrzałam się wkoło siebie. Nigdzie nie było moich towarzyszy. Wyczuwałam ich,ale nie widziałam. Czułam jak coś ciągnie mnie bym dotknęła tego drzewa. Nie mówiło do mnie głosem tylko coś w środku mnie, do tego ciągnęło. Nie chciałam do tego podchodzić, ale mimowolnie musiałam. Straciłam kontrolę nad moim ciałem. Nim się spostrzegłam stałam już przy nim. I moja dłoń otarła się o twardą powierzchnię Nemetonu.

********

Otwarłam oczy. Leżałam na podłodze. Wszędzie było ciemno. Dosłownie wokół mnie nie było nic. Nie było to zamknięte pomieszczenie, bo nie miało ścian. Kompletnie nie wiedziałam co się dzieje.
- Halo ! - krzyknęłam
Usłyszałam kroki, które się do mnie zbliżały.
- Banshee. Nareszcie. Długo na Ciebie czekałam. - stała przede mną kobieta, średniego wzrostu, nie była młoda, około trzydzieści lat. Gdybym spotkała ją na ulicy, pomyślałabym, że jest normalna, jeśli nie zwróciłabym uwagi na oczy, które były całkowicie czarne.
- Kim jesteś ? I co to jest za miejsce ? - spytałam. Uznałam, że na początku miło by było gdybym to wiedziała. Kobieta roześmiała się.
- A co ostatnie pamiętasz?
- Jak dotknęłam drzewa. - wyszeptałam, pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Ja jestem Nemetonem. Jestem łącznikiem między światami. - powiedziała uroczyście.
- Nemeton jest kobietą, tak ? - pokręciła przecząco głową.
- Nie jestem niczym materialnym. Jestem materią. Przyjęłam tę postać tylko dlatego, by Ci się pokazać. - Nie wierzyłam w żadne słowo, chociaż biorąc pod uwagę moją teraźniejszą sytuację, jestem skłonna wziąć pod uwagę możliwość mówienia mi prawdy.
- Co ja tu robię ? - spytałam. Twarz istoty niemal od razu zmieniła postać. Zamiast lekkiego grymasu, przystała na niepowstrzymaną wściekłość.
- Ludzie. Niszczą to co stworzyłam. Moje dzieci. Zabijając je i poddawają licznym torturom - skąd ja to znam ? - Nie zostawimy tego bez odwetu. Istoty wszelkiego rodzaju staną do walki i odzyskają to co stracili - przerwała.- A Ty nam pomożesz.
Teraz wszyscy chcą bym im pomagała. Gdzie byli Kiedy to ja potrzebowałam pomocy ?
- Jak ?
- Wraz z Hellhoundem Stanowice nieokiełznaną siłę. Nauczę Cię się kontrolować. Nauczę Was się zjednoczyć.
Ta " kobieta" była zdecydowanie aż nazbyt podekscytowana
- Umiem się kontrolować.
- Powiedz to tym ,których zabiłaś.
Tusze. Miała rację.
- Będziesz tu przychodzić i trenować, a gdy nadejdzie czas, staniesz do walki.
Jak zwykle gdy chciałam coś powiedzieć, coś mi przerwało, a było to to , że byłam z powrotem na drzewie. Otworzyłam oczy. Siedziałam po środku lasu, na ogromny korzeniu. Odwróciłam głowę. Za mną stała Alison z Deatonem. Mieli przejęty wzrok.
- Wszystko w porządku ? - spytała. Pokiwałam głową. Rozmawiać z mistycznym drzewem. Zaliczone. Powinnam zrobić listę do zrobienia przed śmiercią, która w takim tempie może szybko nadejść.
- Ile już tu jesteśmy ?
-Z cztery godziny. - Niemal się zakrztusiłam.
- Co ?! To niemożliwe ! Rozmawiałam z nią tylko z dziesięć minut.
Łowczyni tylko wzruszyła ramionami, ja natomiast nie mogłam wyjść z szoku.
- Dostałaś instrukcje ? - spytał Deaton. Pokiwałam głową. Złapał się za brodę.
- Bardzo dobrze. To bardzo obiecujące- zaraz potem przestał i dodał - Czas wracać dziewczęta. Zaraz zrobi się ciemno.

kRzYkWhere stories live. Discover now