Podróż minęła spokojnie, o ile można to tak nazwać. Każdy z nas siedział cicho, zastanawiając się czy uda mu się przeżyć. Każdy to znaczy, prawie. Liam ciągle mówił o tym jak bardzo niesprawiedliwe jest to, że Hayden nie ma z nim. Na samym końcu, Stiles i Isaac walczyli z samymi sobą, by go nie udusić co byłoby możliwe. Mi to natomiast kompletnie nie przeszkadzało. Jego wywody odrywały moje myśli od tego co miało nadejść i w pewnym sensie byłam mu za to wdzięczna. Dojechaliśmy jako ostatni. Wszyscy byli już gotowi do rozpoczęcia akcji. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że oni wiedzą, że po nich idziemy. Oczywiście ku zaskoczeniu wszystkich, nadeszło wsparcie ze innych części świata. Inne stada stanęły do walki. I w taki sposób zwiększyliśmy naszą liczebność pięciokrotnie ! Co robiłam teraz ? Stałam przy samochodzie i obserwowałam jak bardzo ważne słowa, pożegnanie nie są wypowiadane, zostają zamienione na pełne nadziei spojrzenia. Ktoś dotknął mojego ramienia.
- Hej. Wiadomo już coś ?- spytałam Stilesa, który oparł się o ten sam samochód, patrzył w dal.
- Wysłali pierwsze grupy uderzeniowe, za chwilę ruszamy my. - odarł, zamyślonym głosem.
- Jaki jest nasz cel.
- Musimy przedostać się do centrum.
Pokiwałam głową. Nie będzie łatwo, ale też nie jesteśmy zwykłymj ludzmi.
Podeszła do nas Alison z pełnym ekwipunkiem. Z łukiem i strzałami wyglądała naprawdę groźnie. Nic dziwnego, że ludzie boją się z nią przyjaźnić.
- Ruszamy. - powiedziała.- teraz jest odpowiedni moment. Wszędzie panuje chaos. Te bomby dymne, naprawdę dają im w kość. Jeśli po przejęciu bazy, skapitulują wszystko skończy się tak jak powinno.-
Był to jeden z lepszych scenariuszów. Miałam głeboką nadzieję, że stanie się tak jak zaplanowaliśmy.
Wiedziałam, że mieliśmy wejśc od strony bocznego wejścia. To my mieliśmy zostać pod przykryciem. Ofensywa ruszyły od głównej strony, by odwrócic ich uwagę od nas, dlatego tak wiele od nas zależało.
W drodze dołaczyli do nas Isaac i Liam, którzy mieli nam pomóc. Przed samym wejściem Isaac pocałowal Alison, który z moim zdziwieniem oddała mu ten pocałunek. Stiles zrobil to samo i przyciągnął mnie do siebie. Było to romantyczne, ale przez to, że to zrobił nabrałam wątpliwości, czy chcę wziąć udzial w tej misji. Nie było już odwrotu. Otworzyliśmy drzwi i weszliśmy w gęsty dym.***
-
Trzymaj sie mnie - powiedział do mnie Stiles. Gęsty dym utrudnial nam pole widzenia. Mówiąc nam mam na myśli Alison i mnie, ponieważ faceci od razu przybrali te swoje dziwne oczy. Szliśmy już jakiś kawałek, i nikogo nie mineliśmy. Najwyraźniej ofensywa, naprawdę zadziała.
- Coś jest nie tak.- wyszeptałam i zaraz po moich słowach, usłyszeliśmy zbiorowy tupot. O cholera.
- Wykrakałaś. - jęknął Stiles - Przygotować się.Słyszałam jak Alison napina cięciwę, a chłopcy wysuwają pazury. Ja jedynie mogłam krzyczeć. Bałam się, że jak zacznę to zakłócę komunikacje moich współpracowników, ale muszę jakoś pomóc. Zanim się spostrzegłam Stiles wydał z siebie ryk ataku i wszyscy ruszyli do walki. Słyszałam strzały, jednak nic nie widziałam. Mężczyźni gdzies zniknęli. Alison wysyłała strzała za strzałą. Chciałam pomóc, ale nie wiedziałam gdzie mam zaatakować.
- Gdzie oni są ?- spytałam
- Po Twojej prawej - próbowała przekrzyczeć dźwięki walki. I tak, więc zrobiłam. Skierowałam swoje ręce w tamtym kierunku i zgromadziłam wszystko co we mnie buzowało przez ostatnie dni i lata. Zaczęłam krzyczeć. Potem się synchronizowałyśmy. Ona mówiła mi gdzie są, a ja zaczynałam krzyczeć. Byłby z nas dobry team , gdyby ktoś nagle nie zaczął mnie odciągać.
- Musimy iść.- był to Stiles, który brutalnie ciągnął mnie, jakbym była jakimś wózkiem na zakupy.
- Nie możemy ich zostawić.
- Możemy. Oni mieli ich tylko odciagnąć. To my mamy wykonać to misję.
Tutaj chyba nikg mnie nie docenia, nic mi nie mówią, a w końcu tu też chodzi o mnie.
- Jak to przeżyjemy to Cię zabiję.- warknęłam.
Gdy wyszliśmy na głowne korytarze. Mgła zniknęła. Był tylko chałas, który towarzyszył nam z każdej strony. Pokiwaliśmy sobie porumiewawczo głowami i ruszyliśmy biegiem. Nie było czasu, by się skradać. Nie wiedzieliśmy jak wygląda sytuacja na zewnątrz. Odnośnie korytarzy. Musiałam całkowicie polegać na Stilesie, bo ja ich nie znałam. Gdy zwolnieliśmy, domyśliłam się, że byliśmy już blisko.
- Tak się zastanawiałem...- zaczął zdyszany, bo mieliśmy za sobą dosc spory kawałek.
- Co ?-
- W sumie. To wydawało mi się oczywiste, ale wolę naprostować sprawę.- przerwał - Zostaniesz moją dziewczyna ?
Ale sobie znalazł miejsce i czas ! Byłam zdumiona i zdziwiona, ale jednocześnie dziewczyna w środku mnie westchnęła, romnatyczny gest.
- Odpowiem Ci jak to przeżyjemy, zgoda ? - odparłam. Staliśmy przed dużymi drzwiami. Stiles popchnął je szeroko.
- Zgoda.
Naszym oczom ukazali się nasi ulubieni biznesmeni Vincent Osborn i Rick Flag w towarzystwie mnóstwa żołnierzy, celujących z broni palnej prosto na nas. I jestem pewna, że to nie jest blef.***
- Wiedziałem,że przyślą was.- oznajmił Vincent. Rozglądałam się wokół siebie. Nie było możliwości byśmy wyszli stąd żywi. Celowało do nas z około dwudziestu żołnierzy byliśmy otoczeni - Dwoje zdrajców. -powiedział to z takim jadem i nienawiścią, że się wzdrygnęłam.
- Jakby nie było nigdy nie byliśmy zdrajacami- zaczął Stiles, a ja błagałam, żeby mial jakiś plan, który pozwoli nam wyjść stąd cało.- od początku was szpiegowaliśmy.
- Dobrze wiedzieć.
- Synu - odezwał się Rick- nie chcesz tego robić. Można jeszcze wszystko odwrócić.
- Nie nazywaj mnie synem, bo nim nie jestem. To jest słuszna sprawa.
- Dość tych pogaduszek. - Vincent, wyglądał jakby miał tego wszytskiego dość - Może to miejsce upadnie. Ale nie jesteśmy tylko my. Przyjdą inni gotowi zmieść was z powierzni ziemi,a wtedy skutki będą gorsze niż mogliście nawet przypuszać. I będzie to wasza wina !
Stiles odwrócił sie do mnie i spojrzał mi w oczy. Jego widok spowodował, że czułam się bezpiecznie, mimo całych okoliczności
- Gdy Ci powiem, Zaczniesz krzyczeć, tak mocno jak tylko potrafisz- przerwał i złapał mnie za rękę - Ufasz mi ?
Pokiwałam głową. Odpowiedź była taka oczywista.
- Zawsze.
Usłyszałam jak broń jest ładowana.
- Już
Nic więcej nie było mi trzeba. Czułam się silniejsza niż kiedykolwiek. Zaczełam krzyczeć i nagle Stiles zmienił się w Hellhouna i mocno mnie objął. Wokół nas rozbrzmiały płomienie. Cały budynek zaczął sie trząść. On jedncześnie mnie blokował i wzmacniał. Byliśmy bronią nie do przebicia.
Byliśmy jednością.***
Siedziałam na dachu i wpatrywałam się z zachód słońca. Wszystko wydawało się takie spokojne. Jakby to co niedawno się wydarzyło nie miało miejsca i że był to jedynie sen. Po naszym wybuchu, tamto pomieszczenie było w bardzo złym stanie. Jak po dosłownym wybuchu broni nuklearnej. Nikt nie przeżył. Oprócz nas.
Z ulgą przyjęłam, że naszym przyjaciołom nic się nie stało i że zaczynamy kompletnie nowy rozdział. Znalazłam swoje miejsce.
Poczułam silne ręce oplatające mnie w tali.
- Stiles ?
-Hmmm ?- wsunął twarz w moje włosy.
- Co jest ?
Usiadł obok mnie i wpatrywał się w zachód.
- Nic.
- Jak to nic ?!- wykrzyczałam. I koniec z tą spokojną atmosferą- Odbiliśmy rząd. Wiesz co to znaczy ? Cały świat pogrąży się w chaosie. Wstrząsnęliśmy nią. Przyjdą po nas i pewn...
Przerwał mi całując w usta. Jego zapach działa na mnie jak narkotyk. Wplotłam dłonie w jego włosy i przeczesałam je. Mogłabym tak zostać na zawsze.
- Kocham Cię.- wyszeptał. Przeszły mnie dreszcze. Było to głęboki i poważne. Powiedział to z taką powagą, że nie mogłam wytrzymać i pocałowałam go raz jeszcze.
- Wiem.- zrobił wyczekującą minę, na którą się roześmiałam - Ja też Cię kocham.
- I ?
Czy było coś jeszcze ? Nie chciałam mu powiedzieć tego, że sprawił, że zaczęłam ufać ludziom i tego ,że sprawił,że odzyskałam nadzieję. A już na pewno nie chciałam mu wspominać, że bez niego nie istnieje.
- I odpowiadając na Twoje wcześniejsze pytanie. Tak.
Zrozumiał. Nie potrzebował niczego więcej. Zrobił to co leczyło wszystkie moje rany.
Był to cudowny początek naszej nowej drogi, której nie mam zamiaru pokonywać samotnie.^^^^^^^
Nadszedł koniec tego opowiadania.
Dziękuję wszystkim co mnie czytali i wspierali w moich tutejszych działaniach.
Jest to moje pierwszą książka i mam do niej ogromny sentyment.
![](https://img.wattpad.com/cover/87221681-288-k657014.jpg)
YOU ARE READING
kRzYk
FanfictionOPOWIADANIE W TRAKCIE POPRAWEK ! O tej samej porze. Codziennie. Przynajmniej nigdy się nie spóźnia. Jedyna trwała rzecz w moim życiu. Niezliczone dni w zamknięciu. Budzę się z krzykiem. Nie pamiętam nawet co mi się śniło, co spowodowałoby mni...