Obudził mnie dźwięk wydawany przez maszynę. Obkręciłam się i napotkałam się z bardzo silnym bólem w pasie. Wszytsko uderzyło we mnie natychmiastowo. Walka, Stiles, Groźba śmierci, Stiles. Wyznał mi, że mnie kocha. Przeżyłam spotkanie z tajemniczym drzewem, a właśnie tylko o tym potrafię myśleć. Otworzyłam oczy. Byłam chwilowo otępiona białym światłem. Znajdowałam się w szpitalu. Podłączona byłam do kroplówki. Szyję miałam zdętrwiałą. Ciekawe, ile już tu siedzę ? Na krześle spał Stiles. Byłoby to urocze, gdyby nie byłoby mi nie wygodnie.
- Stiles !- krzyknęłam. Co spowodowało, naruszenie mojej rany. Mimowolnie się skrzywiłam.
Szybko się ocknął. Miał sińce pod oczami. Ciekawe ile nie spał. Niemal poczułam wyrzuty sumienia. Niemal.
- Obudziłaś się.- miał chrypkę od snu.
- Bystry jesteś. - uśmiechnął się
- Jak się czujesz ?- spytał
- Dobrze. Trochę boli, ale to nie jest nic poważnego.
Prychnął.
- Nic poważnego. Omal byś się tam nie wykrwawiła.
- Omal - zaznaczyłam.
Rozejrzałam się.
- Czy mi się wydaję ? Czy jest jakoś mało ludzi ?
- Wszyscy szykują się do ataku - ile ja spałam ?
- Ataku ?
- Przeprowadzamy jedną z pierwszych bitew. Atakujemy rząd.
Ile rzeczy może się wydarzyć ?
-Ile spałam ?
- Ze trzy dni.
Wciągnęłam powietrze.
- Wcale nie jest to przerażające.
Pokiwał głową. Nie wiem, czy mam mu powiedzieć to, że słyszałam, co do mnie mówił i że powinnam mu odpowiedzieć, ale jakoś wydaję mi się, że nie jest to odpowiedni moment.
Nagle ktoś szybko wbiegł do mojego przedziału. Była to Alison z ubraniami, wyglądała na wkurzoną.
- O obudziłaś się, hej. Nie uwieżysz co się wydarzyło. Isaac powiedział mi właśnie, że mnie kocha.
Uwielbiałam ją za to, że nie robiła wielkiej afery z tego, że omal nie zginęłam.
- A ty mu powiedziałaś...
- Okej.
Stiles się roześmiał za co zgromiłam go wzrokiem. Niech on się lepiej nie wtrąca.
- Dobra. Co tam masz ?- wskazałam na zwiniątko, któro kurczowo trzymała.
- Ubrania. No, bo chyba jedziesz z nami prawda ?- spytała
- Prawda
-Nie - odparliśmy w tym samym czasie. Nie ma szans bym nie przyłączyła się do grupy, której obiecywałam pomóc.
- Idę i to nie podlega negocjacji.
- Postradałaś zmysły ?! Przed chwilą omal nie umarłaś !- nie podobał mi się ton z jakim do mnie mówił.
- Omal. I nie postradałam. Nic mi nie jest. A teraz wyjdź, muszę się przebrać. - warknął, ale posłusznie wyszedł. Mam wrażenie, że już ma dobre.
- Zuch dziewczyna- powiedziała Alison z dumą.
Wzięłam z ulgą ubrania, zauważyłam, że są czarne. Za co w duchu dziękowałam.
Poprosiłam jeszcze dziewczynę, by pomogła mi zacisnąć mocniej bandaże, bo skoro mam przed sobą dużo ruchu, powinnam zostav szczelnie owinięta, by przypadkiem nie pękł mi żaden szew. Po skończonych przygotowaniach czułam się jak nowa. Chciałam już wychodzić i zjeść tyle ile będę mogła wcisnąć, ale przerwał mi głos, który pomimo lat pozostał mi znajomy.
- Lydia- odwróciłam się powoli, by spojrzeć tej osobie w twarz, nie ważne ile czasu by minęło,zawsze bym ją poznała. Osoba przez, którą jestem kim jestem.
- Zostawię was. - wyszeptała Alison- będę w stołówce.
Pokiwałam głową, ciągle nie spuszczając jej z oczu.
Było niezręcznie. Nie chciałam jej widzieć, ale jednak potrzebowałam tej rozmowy. Potrzebowałam odpowiedzi.
- Może usiądźm...
- Dlaczego mnie zostawiliście ?- spytałam, starając się, by mój głos brzmiał chociaż trochę mniej płaczliwie.
Wciągnęła głęboko powietrze. Nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze ją zobaczę, a tu proszę. Stoi przede mną. Żywa. Chyba, że to kolejne halucynacjd, wtedy mam przerąbane.
- Nie chcieliśmy tego. Ale musieliśmy. Wierzyliśmy,że oni wam pomogą. Tobie i babci. Że zrobią coś czego nie mogliśmh zrobić my.
Sranie w banie. Nie wierzyłam w tą ckliwą odpowiedź.
- Wiesz, co oni nam robili ?
Zrobiła smutną minę. Wyglądała jakby naprawdę było jej smutno. Chociaż przez chwilę.
- Wiem.
- I nie próbowałaś nas wydostać.
Podeszła do mnie, a ja cofnęłam się o tę samą liczbę kroków o jakie podeszła do mnie. Mam nadzieję, że zrozumiała.
- Kochanie, gdy się dowiedziałam próbowałam wszystkiego, by Cię stamtąd wydostać. Chodziłam z podaniami, z nakazami. Zawsze traktowano mnie jak powietrze. Nigdy nie przestałam się starac, by cię znaleźć.
Prychnęłam.
- I ja mam Ci uwierzyć ?
- Wiem, że nie będziesz chciała i nie miałaby do ciebie żadnych pretensji. W końcu to ja na ciebie to wszystko sprowadziłam. - przerwała, ale zaraz potem znowu zaczęła kontynuować- gdy, nikt mnie słuchał, udałam się do rządu i wtedy zaczęto się tobą interesować, a gdy powiedzieli mi, że nic nie mogą zrobić, udałam się tutaj i oni też byli tobą zainteresowani. Tak strasznie mi przykro.
Miała łzy w oczach. Ja najprawdopodobnie też.
- Słowa nieczego nie zmienią, mamo. Przeprosiny, nie wyleczą ran, które ty mi spowodowałaś.
- Jesteś moją jedyną córką. Kocham Cie.
Odwróciłam się i zaczęłam odchodzić. Możliwe, że uciekałam od problemów. Tak. Ale zdecydowanie nie miałam ochoty na prowadzenie tej durnej rozmowy.
- To niczego nie zmienia. I niczego nie zmieni. Jedynym rodzicem z jakim miałam do czynienia to babcia. Wy byliście do niczego. Nie powinniście byli mieć dzieci.***
Dostałam pistolet, który przymocowałam sobie do paska. Zostałam przydzielona do odziału ze Stilsem, z którym się unikałam jak z ogniem, Alison, Isaackiem i Liamem. Z nas wszytskich tylko Liam miał dobry humor. Podczas odprawy Nikt na siebie nie patrzył. Zanim weszliśmy do samochodu, złapałam Stilesa za rękę i pociągnęła kawałek za samochodem. Nie dałam dojść mu do słowa i od razu przyciągnęłam swoje wargi do jego. Nie było to łatwe, bo był grubo ode mnie wyższy. Musiałam stanąć, więc na palcach. Myślałam w pierwszej chwili, że mnie odepchnie, ale ku mojej satysfakcji przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej. Gdy w końcu się od niego odsunęłam sporzałam w jego ciemne oczy. Wyglądał na zdezorientowanego.
- Za co to było ?
Wzruszyłam ramionami.
- To, gdybyśmy nie mieli już okazji zrobić tego ponownie.
Pocałowal mnie jeszcze raz. Z taką pasją, że bałam się, że zaraz pochłoniemy swoje dusze. Co byłoby mega widowiskiem.
- Lepiej, żeby było.- wyszeptał.
YOU ARE READING
kRzYk
FanfictionOPOWIADANIE W TRAKCIE POPRAWEK ! O tej samej porze. Codziennie. Przynajmniej nigdy się nie spóźnia. Jedyna trwała rzecz w moim życiu. Niezliczone dni w zamknięciu. Budzę się z krzykiem. Nie pamiętam nawet co mi się śniło, co spowodowałoby mni...