Rozdział 22

1.9K 128 92
                                    

 Ostatecznie postanowiłam uzupełnić zapasy w lodówce. Kupiłam sporo jedzenia. Chciałam zrobić dzisiaj Jankowi wyjątkowo dobrą kolację i przede wszystkim- obejrzeć zaległego Titanica! 

Około 15:20 wróciłam do ośrodka po Jasia. Byłam 10 minut przed czasem. Usiadłam w poczekalni i wzięłam przypadkową gazetę ze stolika. 

Czas strasznie mi się dłużył. Kiedy drzwi od sali wreszcie się otworzyły, zerwałam się z kanapy jak oparzona.

-Możemy już iść?-spytałam nieśmiało.

-Myślę, że tak-odpowiedział Jan. Podeszłam do niego.

-Chwileczkę-zza białych drzwi wyłonił się ubrany na biało mężczyzna, najpewniej doktor Jasia.

-Umm tak?-odezwałam się.

-Czy mogę przez chwilę z panią porozmawiać?-spytał.

Spojrzałam na Jasia zaskoczona. Czego ten lekarz może ode mnie chcieć?

Może Jan powiedział, że go głodzę albo maltretuję, żeby się mnie pozbyć?!

Nie zdziwiłabym się.

Chłopak wzruszył ramionami. Lekarz energicznym ruchem ręki zaprosił mnie do gabinetu. Weszłam do środka i usiadłam na fotelu naprzeciwko doktora.

-A więc, jest pani nową opiekunką pana Dąbrowskiego?-mężczyzna podrapał się po brodzie.

-Tak-odparłam.

-Jest pani już 41 osobą, która sprawuje nad nim opiekę -mruknął rozbawiony, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.

Jan miał 41 opiekunek?! Jakim cudem!?

-N-naprawdę?-powiedziałam.

-Tak. Zaskakujący wynik, prawda?-odparł śmiejąc się.

-Bardzo.. O czym chciał pan ze mną porozmawiać?-sprawnie zmieniłam temat.

- Ach, tak. Dokładnie rok temu miał miejsce wypadek z udziałem pana Jana Dąbrowskiego. Od tego czasu zrobiliśmy co w naszej mocy, aby poprawić jego sprawność fizyczną. Nasz trener personalny zauważył u pana Jana spory postęp w przeciągu 6 miesięcy. Chciałbym panią poprosić, żeby intensywność ćwiczeń pani "podopiecznego" wzrosła i żeby pan Dąbrowski przyjeżdżał do nas nie jeden, a dwa-trzy razy w tygodniu. Nigdy wcześniej nie był tak zmotywowany do działania, chcielibyśmy to wykorzystać, aby przyśpieszyć jego proces rehabilitacji. Robimy, co w naszej mocy, aby przystąpić do kolejnego etapu leczenia.

-Czy to znaczy, że jest szansa, że Janek wróci do dawnej sprawności?-otwarłam szerzej oczy. 

- Może nie do takiej, jak kiedyś, ale tak, jest szansa, że pan Dąbrowski któregoś dnia przestanie potrzebować wózka-uśmiechnął się szeroko.- Jednak przed nami sporo pracy. Kiedy pan Jan będzie gotowy, wyślemy go do ośrodka w Norwegii, gdzie pod odpowiednią opieką przystąpimy do kolejnego etapu leczenia. W późniejszej fazie pan Dąbrowski będzie musiał chodzić o kulach, ale wózek będzie mu już zbędny. Finalnie i tego nie będzie potrzebować.

-Czy on o tym wie?-zadałam dość głupie pytanie.

- Nie do końca. Na ten czas o postępach w leczeniu informowaliśmy pana Filipa Kłodę. Wiemy, że pan Dąbrowski jest już dorosły, ale nie chcielibyśmy robić mu żmudnych nadziei. Nic nigdy nie jest pewnie. Moja diagnoza to tylko wstępna hipoteza. To, co pani ode mnie usłyszała, to tylko jedna wersja wydarzeń i to przy dobrych lotach. Wolałbym, żeby nie rozmawiała pani z panem Janem na ten temat. Niech myśli tylko o dobrych rzeczach i skupi się na pozytywnych aspektach. Sugerowałbym, aby pan Jan wyrwał się trochę z domu, pojechał nad morze albo na wieś i zaznał świeżego powietrza i spokoju. Nie ukrywajmy, w Warszawie może być z tym ciężko. Czy byłaby taka możliwość?

- Naturalnie-odpowiedziałam. Zaczynałam mieć mętlik w głowie od tego nadmiaru informacji.

- Dziękuję. Prosiłbym również, aby wzbogaciła pani dietę pana Dąbrowskiego w magnez i wapń, produkty z witaminą A,B,C,D,E. Zapiszę to pani na kartce.

Lekarz chwycił długopis w dłoń i szybko wypisał mi to, co powinnam zapamiętać. Chwilę później podał mi ją do ręki. Zgięłam ją w pół i schowałam do kieszeni.

- To chyba na tyle. Dziękuję pani bardzo. Do zobaczenia.-Mężczyzna posłał mi ciepły uśmiech. Wyszłam z sali. W korytarzu siedział znudzony Janek.

- Co tak długo?-burknął.

-Od jutra wprowadzam Ci do diety same zdrowe rzeczy-zignorowałam jego pytanie. Chwyciłam za rączki od wózka i zaczęłam pchać go w stronę windy.

- Co takiego?!-chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.- Chyba nie myślisz, że przestanę jeść pizzę?

- Lekarz Ci tego nie zakazał. Ale za to od jutra zaczynasz jeść szpinak!

-Żartujesz?! Nie cierpię szpinaku!-burknął niezadowolony.

- Nie obchodzi mnie to-uśmiechnęłam się.

- Chyba potrzebuję nowej opiekunki-mruknął zrezygnowany. Weszliśmy do windy.

- Jeśli chcesz, to mogę się zwolnić-wzruszyłam ramionami, udając obojętność. Spojrzał na mnie lekko wystraszony.

- Nie no.. nie chcę-odpowiedział nieśmiało.

- Cieszę się. Zapowiadam Ci, dzisiaj oglądamy drugą część Titnica. 

- Nieeeeeee-krzyknął chłopak.- Dlaczego Filip musiał wyjechać na tak długo?!

Winda się zatrzymała. Wyszliśmy z ośrodka.

-Mam Cię tu zostawić?-spytałam.- No weź, zrobię Ci lazanię!

-Cóż.. To zmienia postać rzeczy-uśmiechnął się Janek.

Pomogłam mu wejść do samochodu, schowałam wózek dł bagażnika i wyruszyłam w stronę rezydencji.

A co mi tam, macie wcześniej!

Cóż,chyba podobał Wam się poprzedni rozdział. 😏

Jak nazywamy ship Jana i Leny?

a) Jana

b) Lenek

c) jeszcze inaczej 😂

Miłego dnia kochani 💞

Beside You || JDabrowsky ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz