Rozdział 35

1.7K 149 84
                                    

Poczułam, jak Geralt liże moją twarz. Otworzyłam oczy. Strasznie bolała mnie głowa.

-Geralt, tak się cieszę, że nic Ci nie jest!-uradowana na widok wierzchowca rzuciłam się, żeby go przytulić, jednak poczułam niesamowity ból przeszywający moje ciało. Skrzywiłam się.

Rozejrzałam się dookoła. Rzeka musiała wyrzucić nas na jakąś dziką plażę. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jestem, jednak cieszyłam się, że  Geralt wyszedł z tego cało. Ja za to miałam sporo siniaków na nogach. Pamiętam tylko tyle, że kurczowo trzymałam się konia i kilka razy uderzały w nas pływające konary.

Nie wiedziałam, co powinnam teraz zrobić. Ledwo mogę ustać na nogach, nie wiem, gdzie jestem, a telefon zostawiłam w domu. Świetnie. Lepiej być nie mogło! Pozostało mi już chyba tylko czekać na wybawców, albo zginąć samej w lesie.

Chociaż.. jeżeli Geralt znałby drogę do domu.. Może wtedy łatwiej byłoby im mnie znaleźć? Tylko jak mam ich poinformować, że żyję? 

Zastanawiałam się nad tym przez chwilę. Nie operowałam w tym momencie żadnym sprzętem do pisania, ale miałam..skarpetkę! Zawiązałam ją w pętelkę wokół wodzy. To logiczne, że taką rzecz potrafi zrobić tylko człowiek, a jeśli chłopcy zauważą Geralta to może znajdą mnie po jego śladach. Klepnęłam konia w udo w celu przegonienia go z plaży, jednak ogier ani drgnął. Ostatecznie głosem próbowałam podrobić lisa. Podziałało. Geralt pognał wgłąb lasu, zostawiając mnie samą. Widzicie, opłacało się grać lisicę w 2 klasie!

Florian

-Rafał, szukaliśmy jej całą noc, to nie m sensu!-powiedziałem zrezygnowany.-Jesteśmy na nogach od kilku godzin, wsiadajmy do samochodu i wracajmy. Później wznowimy poszukiwania.

-Nie ma mowy!-zawołał mój przyjaciel.- Nie pokażę się Jankowi w domu bez Leny, rozumiesz?

W tym samym momencie rozbrzmiał mój telefon. Spojrzałem na Rafała zrezygnowany.

-Halo?

-Cześć, Florian-po drugiej stronie usłyszałem Filipa.- Jak Wam idą poszukiwania? 

-Nadal nic-odparłem zawiedziony.

-Powinienem przyjechać do Was i Wam pomóc?-spytał.- Swoją drogą Janek odchodzi od zmysłów..-szepnął.

-Lepiej zostań, na wszelki wypadek, gdyby wróciła-odparłem.- I miej Janka na oku.

-No okej.. Dajcie znać, jak ją znajdziecie.

-Dobrze.. To do usłyszenia.

-Pa.

Filip się rozłączył. Rafał nawet nie pytał, kto dzwoni. Byliśmy bardzo zmęczeni, a nadzieja coraz bardziej nas opuszczała. Jak daleko mogła porwać ją ta rzeka?

Filip

Zaczynałem się poważnie obawiać o stan psychiczny Jana. Cały czas wgapiał się w to okno, nie jadł, nie pił. Nie zmrużył nawet oka dzisiejszej nocy.

-Filip!-mój przyjaciel odezwał się po raz pierwszy od kilku dobrych godzin, więc zerwałem się jak poparzony do salonu.

-Co jest?!-spytałem, łapiąc oddech.

-Geralt tu jest!-wskazał na wierzchowca biegającego na podwórku.-Bez Leny..-dodał. Wyczułem jeszcze większe zmartwienie w jego głosie. Wybiegłem na podwórko. Zacząłem uspokajać konia. Chwyciłem go za wodze. 

-Spokojnie-powiedziałem, głaszcząc Geralta po chrapach. Nagle na wodzy zauważyłem.. skarpetkę? Janek otworzył okno.

-Co tam masz?-spytał. Podszedłem do okna razem z wierzchowcem.

-Do wodzy była przywiązana skarpetka-odparłem.- Chyba jednak Lena żyje.

Dostrzegłem, że Janek bardzo się rozpromienił, kiedy to powiedziałem.

-Wsiadaj na Geralta i pojedź za śladami kopyt-rzekł Janek. Wyglądał na rozbudzonego.

Zgodnie z propozycją mojego przyjaciela wsiadłem na ogiera i podążyłem za świeżo zostawionymi śladami podków. Na szczęście pamiętałem jeszcze podstawy jazdy konnej. Kiedyś poprosiłem Rafała, żeby mnie tego nauczył. Cóż, w tym momencie okazało się to bardzo przydatne.

Po dość długim czasie dojechałem na jakąś dziką plażę. W oddali zauważyłem Lenę leżącą bezwładnie na piasku. Zeskoczyłem z konia i podbiegłem do niej. Była nieprzytomna. Podejrzewam, że miała gorączkę. Wziąłem ją na ręce i posadziłem w siodle. W międzyczasie zadzwoniłem do Floriana i powiedziałem mu, że nasza zguba została odnaleziona. Chwilę później już byłem na terenie dworku. Zaniosłem Lenę do domu. Kiedy wszedłem do środka, Janek niemal natychmiast znalazł się na korytarzu. Przyłożył rękę do ust, bowiem Lena wyglądała w tym momencie jak siedem nieszczęść. Położyłem dziewczynę do łóżka i szczelnie okryłem kołdrą. Janek zdeklarował, że będzie nad nią czuwać i da znać, kiedy się obudzi. Postanowiłem nie protestować i zostawiłem ich samych.

Lena

Pierwszą osobą, jaką zobaczyłam po odzyskaniu przytomności był Jan. Siedział tuż obok łóżka i mocno ściskał moją dłoń. Miał zmęczony wyraz twarzy i mokre oczy. 

-Jasiu..?-odezwałam się zachrypniętym głosem. Chłopak niemal natychmiast zareagował na mój głos. Nic nie mówiąc mocno mnie przytulił. Ręce mu się trzęsły, mimo to zaciskał je na moich plecach. Ja również go objęłam. 

-Idiotka..-mruknął.-Nie zdajesz sobie nawet sprawy, jak bardzo się denerwowałem. Ja..-jego głos zaczął się łamać-.. nie zniósłbym myśli, że nie żyjesz. Nigdy mi czegoś takiego nie rób, bo oszaleję.

Odkleiliśmy się od siebie. Po policzkach Jasia spływały łzy. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i zaczęłam je ocierać. Nigdy bym nie pomyślała, że będzie tak to przeżywał. To było przekochane. Czy ja.. jestem dla niego aż tak ważna?

A macie już ten rozdział!

Na kolejny jednak będziecie musieli trochę poczekać. Nie napisałam go jeszcze w całości, ale jestem pewna, że jest wart czekania.

Aww aż sama nie mogę się doczekać, kiedy ujrzy on światło dzienne!

Pokochacie mnie za następny rozdział, obiecuję! ♥

Beside You || JDabrowsky ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz