Zacisnąłem ręce w pięści i ruszyłem wzdłuż korytarza. Nie wiem jak nazwać emocje panujące w tym momencie nad moim ciałem. Złość dała o sobie znać gdy po raz kolejny napastowałem metalowe drzwiczki czyjejś szafki. Poczułem srogie pieczenie na kostkach moich dłoni. Zajebiście, dopiero co zdążyły się zagoić stare rany, a już mam nowe. Krew zaczęła się sączyć z popękanej skóry, a na drzwiczkach zostały niewielkie wgniecenia. Zastałem delikatnie ranę by pozbyć się czerwonej cieczy.
Ból ręki był niewyczuwalny przy bólu serca, które przed chwilą roztrzaskało się na milion kawałków. Mery jest drugą dziewczyną, w której się naprawdę zakochałem. Pierwszą była Lily i obie zraniły mnie tak samo. Dlaczego mam takie szczęście do dziewczyn?
Nie wierzę, że ona zupełnie nic nie poczuła. Te wszytkie namiętne pocałunki, wszystkie spędzone chwile, zwierzenia, kłótnie. Musiała coś poczuć. Musiała.
Z rozmyśleń wyrwała mnie krwawiąca ręką, z którą już sobie nie radziłem, ciecz kapała wszędzie, a ja zostawiałem za sobą czerwoną ścieżkę. Zdecydowałem się pójść do szkolnej pielęgniarki. Szczerze, to najmilsza osoba pracująca w tej szkole. Wizyta u niej nie jest niczym nieprzyjemnym.
Zapukałem i usłyszałem serdeczny głos zapraszający mnie do środka. Nacisnąłem klamkę i uchyliłem delikatnie dzrwi.
-Ooo, Cześć Harry! Wejdź.- powiedziała.
-Dzień dobry.- odpowiedziałem i usiadłem na fotelu.
-Ojeju! Dziecko, co się stało?- pisknęła i wstała z miejsca, które do tej pory zajmowała.
-To nic takiego.- stwierdziłem.
-Nic takiego?-powiedziała odwracając się od szafki z opatrunkami- Mów co zrobiłeś.
-Mała bójka z kolegą.- skłamałem.
-Harry, nie jestem głupia. Nie zrobiłbyś sobie takiej rany na czyjejś twarzy.- uniosła jedną brew by zachęcić mnie do powiedzenia prawdy.
Pani Jackson jest młodą kobietą, nie wiem nawet czy skończyła trzydzieści lat. Zawsze dobrze się z nią rozmawia. Nie jest szkolnym psychologiem, a radzi sobie lepiej z naszymi rozterkami emocjonalnymi niż on.- Uderzyłem w szafkę.-powiedziałem cicho i zakryłem twarz dłonią, jednak kobieta pomimo to zrozumiała.
-Co się dzieje,Harry?- spytała zawiązując bandaż na mojej dłoni.
-Nie chcę o tym mówić.- stwierdziłem.
-Wiesz, że to co mi powiesz nie wyjdzie poza te cztery ściany?
-Każdy nauczyciel tak mówi.- odpowiedziałem szorstko.
-Ja nie jestem nauczycielką.-przypomniała. Między nami zapanowała niezręczna cisza, a ja nie wiedziałem co zrobić. W wewnątrz widziałem, że muszę się komuś wygadać bo zwariuję, ale czy serio musi to być szkolna pielęgniarka?
-Zakochałem się.- wykrztusiłem z siebie cokolwiek.
-To czeka nas poważny temat.- wtrąciła się.
-Zakochałem się jak dziecko.- schowałem twarz w dłoniach.
-Miłość nie jest powodem do takiego czegoś-wskazała palcem na moją dłoń- Ale mów dalej.
-Zakochałem się w mojej dziewczynie. Dziewczynie na niby. Udawaliśmy związek przez kilka tygodni...ale to długa historia. Ważne jest to, że ja nie mogę bez niej przeżyć dnia, a ona powiedziała ,,że nic do mnie nie czuje"-zawiesiłem cudzysłów w powietrzu- Kocham ją.
-Czyli mam rozumieć, że się zakochałeś i gdy wyznałeś to dziewczynie, ona powiedziała ci że nic nie czuję i dlatego wyładowałeś złość na szafce i swoim zdrowiu?
-Czyli to możliwe, że ona naprawdę nic nie czuje?-spytałem ignorując to co przed chwilą do mnie powiedziała.
-Może kocha kogoś innego, albo jest odporna na miłość.- stwierdziła.
***
Zadzwonił dzwonek na przerwę, więc zdecydowałem, że to najlepszy moment by wyjść już z gabinetu pani Jackson. Ze względu na to, że braliśmy udział w konkursie, jesteśmy zwolnieni z reszty zajęć. Ruszyłem więc w stronę wyjścia by iść do domu i odpocząć.
Przechodząc wzdłuż korytarza zerkałem kątem oka na szafki po lewej stronie. Zaraz potem całe swoje spojrzenie skupiłem w tym miejscu, a raczej na całującej się parze. Mery była przyciśnięta do szafek i namiętnie całowała się z Justinem. Jej dłonie były ułożone na jego klatce piersiowej. Czyli jednak powiedzenie ,,kto się czubi ten się lubi" jest trafne.
Poczułem łzy napływające mi do oczu, dlatego zacząłem mrugać szybko powiekami, by pozbyć się słonej cieczy. Odwróciłem głowę i wybiegłem z budynku wprost na parking, gdzie zostawiłem swój samochód. Wsiadłem do pojazdu i wyjąłem telefon z kieszeni, by napisać wiadomość.
,,Hej siostrzyczko! Mam nadzieję, że masz czas dla młodszego brata, bo zamierzam cię dzisiaj odwiedzić. Na wiem na jak długo zostanę, ale możesz się mnie spodziewać. Buziaki."
***
Hejka
Tak więc macie kolejny rozdział, a ja postanowiłam, że będę wam dodawać rozdziały raz w tygodniu, jak dobrze pójdzie.
Życzę miłych wakacji!
Buziaki!
YOU ARE READING
,,I was always alone" H.S
FanfictionJeden ruch potrafi zmienić cały scenariusz. Przez zwyczajny mały gest może powstać nowa historia. Ale jest wiele ról, w tym te zazdrosne, które zrobią wszystko by zmienić zakończenie. Jedynym logicznym wyjściem z sytuacji jest gra, zwyczajne udawani...