– Co jest, dziwaku?! – krzyknął Dudley. – Nie zrozumiałeś, co znaczy „zjeżdżaj"?!
Gruby kuzyn popchnął go do tyłu. Harry zatoczył się i pośliznął na mokrej jeszcze podłodze. Pech chciał, że tuż za nim stało wiadro z wodą. Siedmioletni chłopczyk stracił równowagę i potknął się o nie. Czuł już tylko, jak leci na plecy i widział oddalającą się sylwetkę kuzyna na szczycie schodów. Nagły ból rozlał się falą od tyłu głowy, aż po czubki palców.
Wiedział, że leży na parterze, a coś ciepłego spływa mu po karku na podłogę. Słyszał krzyki wujostwa, płacz i tłumaczenie Dudleya, a potem trzask uderzenia.
Nie mógł uwierzyć. Oto pierwszy raz ciotka podniosła rękę na swojego syna. Wszystko przesłoniła czerwona mgiełka, a potem powoli, bardzo powoli zaczęła zalewać go ciemność. Stracił przytomność.***
Kiedy się obudził, nie widział nic. Słyszał wyraźnie monotonne popiskiwanie tych wszystkich medycznych maszyn, do których zazwyczaj przypinano chorych, ale nie był w stanie nic zobaczyć. Przez chwilę myślał nawet, że po prostu nadal zaciska powieki, ale, mimo że z całej siły starał się je otworzyć... nadal nie widział nic. Zaczął wpadać w panikę.
– Bardzo mi przykro. Uderzenie trafiło w płat potyliczny i ze względu na siłę nastąpiło trwałe uszkodzenie wzroku. Nic nie jesteśmy w stanie zrobić.
Nie znał tego głosu, ale był pewien, że dobiegał on z dość bliska.
– Dziękuję panu, doktorze.
Tym razem rozpoznał oziębły głos wuja. Wzdrygnął się.
– Chłopcze?
Nie lubił tego tonu. Zawsze, kiedy Vernon go używał, oznaczało to, że coś przeskrobał, a on przecież nic takiego nie zrobił. Na dodatek nic teraz nie widział. Czy to była jego nowa kara?
– Przepraszam wuju... – szepnął. – Ja już nie będę. Przepraszam, że wylałem wodę... ale ja naprawdę chciałbym coś widzieć... to jest straszne...
Czuł, jak gorące łzy spływają mu po policzkach. Tak strasznie się bał. Nie lubił ciemności, a teraz utknął w niej, na nie wiadomo ile.
Gdzieś z boku usłyszał ciche pochlipywanie Dudleya. Był pewien, że jego kuzyn znowu zgrywał niewiniątko i zwalał na niego całą winę. Przywyknął już do tego i nie zamierzał tłumaczyć wujowi, że wylana na schodach woda, to nie jego wina. Tylko pogorszyłby swoją sytuację.
– Chłopcze, uspokój się! – Głos wuja stał się bardziej złowrogi. – Kiedy spadłeś ze schodów, uderzyłeś się i straciłeś wzrok. Nie będziesz już widział, nigdy. To tyle na ten temat.
Harry czuł, jak kręci mu się w głowie. Zachwiał się i oparł o wezgłowie szpitalnego łóżka, oddech mu przyspieszył, a po policzkach potoczyły się nowe łzy.
– Za tydzień wyjdziesz ze szpitala. Przyjadę po ciebie i oczekuję, że będziesz się o tej pory zachowywał przyzwoicie. Takie dziwadło jak ty zasłużyło sobie na taki los – wypluł z siebie mężczyzna.
– Vernon!
W głosie ciotki Petunii Harry wychwycił błagalną nutę. Kobieta jednak nie dodała nic więcej i to tylko jeszcze bardziej zabolało Harry'ego. Skulił się w sobie, podciągając kolana pod brodę i ukrył twarz w zwiniętych ramionach.
– Wychodzimy! – usłyszał syk wuja.***
Petunia odwróciła się w progu, patrząc na płaczącego chłopca. Po raz pierwszy, odkąd nauczył się sam funkcjonować, zobaczyła w nim zwykłe, zagubione dziecko. Dziecko, które zaniedbała do tego stopnia, że teraz było ślepe.
Dudley ciągle płakał i próbował się do niej tulić w niemym błaganiu. Ona jednak pozostawała nieugięta. Mogła wybaczyć swojemu dziecku wszystko... ale nie to. Widok małego chłopca leżącego na panelach z krwią płynącą z głowy był przerażający.
Przez chwilę zastanawiała się, jak bardzo jej młodsza siostra musi ją teraz nienawidzić. Lily kochała swojego syna, oddała życie, by Harry mógł być bezpieczny, a przez nich chłopiec był teraz ślepy.
Patrząc na te drobne dziecko, kulące się na dużym, szpitalnym łóżku, bujające w przód i w tył miała ochotę podjeść, przytulić go.
Postąpiła niepewny krok do przodu. Właśnie wtedy Harry podniósł głowę i utkwił wzrok dokładnie w miejscu gdzie stała. Petunia wzdrygnęła się pod spojrzeniem tych szmaragdowych oczu. Czuła się, jakby to właśnie Lily patrzyła na nią oskarżycielsko, pomimo że w oczach dziecka nie było żadnego wyrazu, żadnej iskry.
Odwróciła się na pięcie, a w jej sercu na nowo wzrosła nienawiść do siostry i jej jedynego dziecka.
– Dziwak – warknęła nieświadoma faktu, że Harry aż za dobrze ją usłyszał. Wyszła, zasuwając za sobą drzwi i nie była już w stanie usłyszeć cichego szlochu skulonego na łóżku dziecka.
A Harry płakał naprawdę, naprawdę długo. Szlochał, łkał i cicho szeptał prośbę o ratunek do swoich zmarłych rodziców.
CZYTASZ
Oczy, które prowadzą mnie przez świat.
FanfictionOstatnie co dane mu było zobaczyć to zakryty czerwienią obraz schodów. Później nie było już nic. Żył w ciemności. Choć czy zamknięcie w najmniejszej sypialni po kuzynie i podawanie mu jedzenia, przez klapkę dla kota można nazwać życiem? Nie mogąc ju...