Pierwsze, niepewne kroki.

7.2K 687 162
                                    

Harry odetchnął głęboko i wszedł do Wielkiej Sali na śniadanie. Bez komentarza przysłuchiwał się rozmowie Blaise'a i Draco. Obaj chłopcy dyskutowali o dość niecodziennej scenie, która rozegrała się jeszcze pół godziny temu. Widok profesora Snape'a wchodzącego do Pokoju Wspólnego z wielkim czarnym wilkiem przy nodze był obecnie najgorętszym tematem w całym domu Slytherina.

– To było genialne! – powtórzył po raz piąty Zabini, kiedy wchodzili do Wielkiej Sali. Momentalnie do Harry'ego dotarły dziesiątki różnorakich aur. Podczas Ceremonii Przydziału był zbyt przerażony, by jakkolwiek się na nich skupić. Teraz kiedy nie było już niczego, co mogłoby odpędzić jego myśli, zauważył pewną prawidłowość, po której można było rozpoznać członków poszczególnych domów.

Mimo że każda aura była inna i na swój sposób wyjątkowa, to wszystkie posiadały kilka wspólnych cech.

Te zgromadzone przy stole gryfonów były hałaśliwe, bijące po oczach i nie dające się przeoczyć. Wiele z nich wręcz kłuło w oczy, domagając się uwagi. Puchoni byli bardziej wyważeni, spokojni i przyjemni dla oka, jak mieszanka zieleni i brązu u Blaise'a, przy czym u nich były to wszelkie kolory tęczy, ale bardziej przydymione. Krukoni równie spokojni, ale przykuwający wzrok drobnymi detalami. Ich aury wyglądały jak wijące się pasma mgły.

Ślizgoni za to mieli w sobie ten delikatny mroczny cień, który Harry wychwycił już wcześniej u Regulusa, Snape'a czy pana Riddle'a. Nie była to jakaś mordercza, bijąca złem chmura – szaleństwo, które wychwycił, w większym lub mniejszym stopniu u Syriusza, Kat, czy Rona Weasleya. To było jak hipnotyzująca i przyciągająca mgiełka, pełna wyrafinowania i tajemniczości. U kilku osób były to drobinki ciemniejszych odcieni wirujących w aurze, u innych było to coś w rodzaju subtelnej poświaty.

– Alphard? Jesteś jeszcze z nami? – Delikatne poszturchiwanie Draco i uwaga Blaise'a wyrwały go z zamyślenia. Kiwnął głową i usiadł obok Malfoy'a. Do jego nosa dotarł zapach świeżych bułek i jajecznicy.

– Draco, mógłbyś podać mi jajecznicę? – zapytał cicho. Po chwili w jego wyciągnięte ręce trafiła srebrna misa. – Dziękuję.

– Chcesz bułkę maślaną? Podobno są świetne – zagadnęła jakaś dziewczyna po jego lewej. Skinął głową z wdzięcznością. Potem dostał jeszcze kilka pytań o sok dyniowy, herbatę i rogaliki z ciasta francuskiego. Poczuł, jak na jego twarz wypływa rumieniec.

– Dziękuje – powtarzał za każdym razem.

– Biedna księżniczka robi z siebie sierotkę... Może jeszcze trzeba cię nakarmić co? – warknął jakiś chłopak ze starszych klas.

– Zazdrosny, Flint? – Po głosie Harry rozpoznał prefekt Slitherinu, Gemmę Farley. – A może już zapomniałeś, że Dom w Hogwarcie zastępuje rodzinę? Tak bardzo odbiło ci twoje ego, że nie potrafisz zrozumieć chęci opieki nad pierwszorocznym? Cieszę się, że nie masz rodzeństwa, bo naprawdę współczułabym dzieciakom.

Wzdłuż stołu poniosły się ciche śmiechy.

– Nie przejmuj się nim, Black. Posyczy sobie i przestanie. Jak na węża nie ma w zwyczaju kąsać. – Kolejna salwa rozbawienia przyciągnęła uwagę pozostałych domów. Harry wyczuł na sobie nawet kilka ciekawskich spojrzeń ze stołu nauczycieli.

– Co mamy pierwsze? – zapytał Blaise'a.

– Z tego, co widzę, to chyba Obronę Przed Czarną Magią. Ten nauczyciel mnie przeraża... – Zabini westchnął głośno.

– Gdzie siedzi? – zainteresował się Harry. Od stołu nauczycielskiego nie wyczuł żadnej dziwnej aury, ale mogło to być spowodowane magią Dumbledore'a, która rozstrajała jego zmysł do tego stopnia, że nie był w stanie nawet skupić się na kimś tak znajomym, jak profesor Snape.

– Em... Nie wiem jak ci to wyjaśnić... – zaczął plątać się Blaise. Harry uśmiechnął się pobłażająco. Rozumiał, że Ślizgon niezbyt wie jeszcze jak się z nim „obchodzić", nawet Regulus miał na początku takie problemy.

– Wystarczy, że powiesz mniej więcej, ile miejsc dzieli go od dyrektora, czy profesora Snape'a. Zorientuję się – wyjaśnił. Zabini nie wydawał się przekonany, ale przystał na jego prośbę.

– Zaraz obok profesora Snape'a, po naszej prawej. – Faktycznie, kiedy Harry'emu udało się dostatecznie mocno skupić, wyczuwał w tamtym miejscu dość dziwną aurę.

– Chyba nie będziesz musiał się nim przejmować dość długo – wtrąciła się Gemma. – Na tym stanowisku nikt nie zostaje dłużej niż rok.

– Naprawdę?! – Kilku pierwszorocznych obruszyło się i pochyliło bliżej prefekt.

– To już niemal tradycja, że dyrektor zmienia nauczycieli OPCM-u jak rękawiczki. Co roku inny, tylko po to żeby pod koniec szkoły trafił się jakiś „wypadek".

– Pamiętacie tego Aurora z zeszłego roku? – podchwycił jakiś trzecioroczny. – Niby przypadkiem trafił na znikający stopień na ruchomych schodach. Facet o mało nie skończył jako krwawa miazga. Przez tydzień w Mungu robili pod siebie, bo bali się, że będzie sparaliżowany.

– A ta starsza czarownica, która przyszła dwa lata temu? – dodał z ożywieniem Flint. – Od kiedy Wielka Kałamarnica podtapia ludzi, w dodatku nauczycieli?

– Schody, kałamarnica, a trzy lata temu czerwone kapturki. – Gdzieś ze stołu dobiegł cichy chichot. – Facet albo był naprawdę wielkim nieudacznikiem, albo faktycznie to jakieś fatum krąży nad tą posadą.

– Czasem się zastanawiam, czy Snape nie ma jakichś skłonności samobójczych, skoro ma takie parcie na tę posadę – podjęła Gemma. – Aplikacja na to stanowisko, to jak podpisanie cyrografu, albo ostatni gwóźdź do trumny.

– Jeśli to faktycznie klątwa, to chciałbym wiedzieć, kto ją rzucił. Tylko pogratulować. – trzecia już tego dnia salwa śmiechu przetoczyła się przez stół Ślizgonów.

– Musimy się zbierać, Alphard. – Draco dotknął ramienia Harry'ego i lekko pociągnął go do siebie.

– Już idę, spokojnie. – Chłopak przewrócił oczami i wstał. – Guide!

Spod stołu dobiegło ciche szczekanie. Po chwili jedenastolatek mógł już zanurzyć rękę w miękkim futrze. Prowadzony przez wilka wyszedł z Wielkiej Sali i skierował się w stronę klasy OPCM-u.

Jego myśli nie opuszczała dziwna aura nauczyciela. Blaise miał rację. W tym mężczyźnie było coś dziwnego, zwierzęcego. Nawet w animagicznej formie, Regulus zawsze zachowywał taką samą aurę, jak w postaci człowieka. Tymczasem ich nauczyciel miał w sobie subtelną mieszankę człowieka i magicznego stworzenia. Bardzo niebezpiecznego stworzenia.

Harry wbrew sobie czuł, że nie jest to dla niego tak dużym zaskoczeniem, jak być powinno. Spotkał tę aurę już wcześniej. Pytanie tylko, kiedy i dlaczego, mimo strachu, budziła w nim także to dziwne ciepło. Postanowił w wolnej chwili porozmawiać o tym z Regulusem. Oczywiście jedynie pod warunkiem, że jego „przewodnik" nie wykorzysta tego czasu na kolejną wycieczkę do Mistrza Eliksirów.

Harry zatrzymał się zaskoczony własnymi myślami.

Czy on właśnie był zazdrosny o swojego opiekuna?

Oczy, które prowadzą mnie przez świat.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz