Łapa?

8.9K 760 131
                                    


Kiedy Harry się obudził, wyczuł w pokoju znajomą obecność. Ciepło i miękkie futro tuż przy jego boku tylko potwierdziło jego teorię.

– Guide! – wykrzyknął szczęśliwy chłopiec, wtulając się w wielkiego wilka. – Przepraszam... już nigdy tego nie zrobię... przysięgam... już nigdy nie będę próbował patrzeć twoimi oczami... tylko mnie już nie zostawiaj!

Kiedy po policzkach dziecka potoczyły się łzy, z boku dobiegło ciche skomlenie. Ciepły język wilka zlizał słone strugi z twarzy Harry'ego, a wilgotny nos trącił go w skroń.

Harry zaśmiał się przez łzy i przytulił mocniej do czworonoga. Guide pozwolił się ściskać malcowi jeszcze przez kilka minut, a potem wyplątał się z jego objęć i zeskoczył z łóżka. Chłopiec wyciągnął desperacko ręce, bojąc się, że wilk odejdzie, ale ten tylko złapał skrawek jego ubrania, pomagając mu zejść i stanąć na podłodze. Potter, czując zimne panele pod stopami, wplótł pace w sierść swojego przewodnika.

Mimo że był w domu pana Riddle'a już jakiś czas, nie miał nawet pojęcia, jak wygląda pokój, w którym sypia. Rozpoznawał go jedynie po intensywnym zapachu ziół i starego pergaminu, który zawsze towarzyszył Regulusowi, a którym czasem emanował też Guide.

Korzystając z nadarzającej się okazji, zwrócił się w stronę wilka.

– Mógłbyś oprowadzić mnie po pokoju? – poprosił. Nie miał pojęcia, skąd wzięło się dziwne przeczucie, że zwierze go zrozumie, po prostu ufał, że jego przyjaciel zawsze jest w stanie pojąć, o co mu chodzi.

Jakby na potwierdzenie tych słów czworonóg zaczął go ostrożnie prowadzić wzdłuż ściany na prawo od łóżka. Najbliżej, bo praktycznie zaraz naprzeciwko, było duże okno zasłonięte teraz, sięgającymi podłogi draperiami. Jakieś pięć kroków dalej odeszli lekko w bok i pod wyciągniętą dłonią Harry wyczuł chłodne drewno. Sądząc po prostym i gładkim blacie oraz krześle, na które o mały włos nie wpadł, było to biurko.

Harry westchnął, kiedy pod bosymi stopami wyczuł puchaty dywan o długim włosiu. Ciotka Petunia miała kiedyś taki, ale potem go wyrzuciła, kiedy Dudley z nudów wyrywał po włosku i tworzył puste plamy. Harry zawsze uwielbiał chodzić po tym dywanie bez butów, był taki mękki. 

Chłopiec z całej siły starał się wrócić do rzeczywistości i zapamiętać rozkład pokoju, by móc się po nim poruszać bez niczyjej pomocy. Guide chyba wyczuł jego roztargnienie, bo przystanął i poczekał, aż chłopiec zejdzie z powrotem na ziemię.

Dalej, nadal stojąc na dywanie, Harry mógł wyciągniętą ręką dotknąć szafy. Rozpoznał ją po dziwnie rzeźbionym drewnie i dwóch metalowych uchwytach. Odwrócili się w lewo i teraz Harry wyczuwał już jedynie pustą ścianę. Czasem czuł pod palcami nierówną fakturę farby i mógł jedynie przypuszczać, że jest to jakiś malunek.

Wilk, widząc zainteresowanie chłopca, akurat tym elementem wrócił do początku i pozwolił dziecku badać palcami kolejne linie. Problem polegał na tym, że one bezustannie się ruszały.

– To jakieś drzewo... Czuję korę, chociaż to chyba niemożliwe... – mruczał pod nosem Harry. – Gałęzie nie są takie sztywne... trochę przekrzywione... jakby wiły się na wietrze. To wierzba!

Dalej palce chłopca wychwyciły bardziej skomplikowany wzór. Ten był tak niespokojny, że Harry nawet nie trudził się próbami odgadnięcia co to. W pewnym momencie miał wrażenie, że wyczuł pod palcami najpierw długą i splątaną, a potem króciutką i gładką sierść. Pokręcił głową.

Tuż przy rogu ostatniej ściany znajdował się kominek, a przy nim dwa fotele i kanapa ułożone wokół niskiego stolika. Dalej były już tylko drzwi.

Kiedy wyszli na korytarz, Harry po raz kolejny poczuł strach na myśl o schodach. Po raz kolejny Guide ostrzegł go o pierwszym stopniu i wszystko byłoby w porządku, gdyby noga dziecka nie ześliznęła się nagle na wyłożonym chodnikiem kancie. Chłopiec poleciał do przodu, czując jeszcze, jak zęby wilka zaczepiają o rękaw jego koszuli. Ciężar i siła oderwały materiał, a Harry nadal pędził na spotkanie z kolejnymi stopniami.

Nagle ktoś złapał go, przyciągnął do siebie i mocno objął. Aura, która go otoczyła, wywołała w dziecku dziwną nostalgię. Nie wiedział dlaczego, ale była dla niego znajoma i kojarzyła się z poczuciem bezpieczeństwa. Nie odskoczył i nie próbował się wyrywać. Silne ręce uniosły go do góry i już po chwili był niesiony przez mężczyznę uczepiony jego torsu niczym małpka ramienia tresera.

Nadal drżał, przestraszony tym, co przed chwilą się stało, a jego serce biło jak oszalałe.

– Już dobrze, Harry. Nic ci nie grozi. Nie pozwolę ci spaść. – Tak znajomy głos dotarł teraz do jego uszu i wyrwał z jego gardła ciche skomlenie, niepodobne do żadnego odgłosu, jaki wydaje z siebie dziecko.

Nie potrafił uwierzyć, że ON może tu być. Nie był głupcem, zbyt dobrze wiedział, że uśmiech starca z jego wspomnień nie wróżył nic dobrego. A teraz ON był przy nim. Tak znajomy i ciepły. Jak za dotknięciem różdżki przez jego głowę przetoczyła się masa wspomnień, których nawet nie miał prawa pamiętać.

On siedzący na puszystym dywanie z długim włosiem, a przed nim wysoki, ciemnowłosy mężczyzna o przyjaźnie błyszczących, figlarnych, szarych oczach. Mówił coś do niego, a wokół nich tańczyły jego zabawki. Śmiał się i wyciągał ku niemu rączki.

On, tym razem na kolanach tego samego mężczyzny grymaszący przy jedzeniu. Plastikowa miseczka z zupką dla dzieci trafiająca prosto w twarz mężczyzny. Jego obiad lądujący wszędzie tam, gdzie akurat miało go nie być. Jego śmiech i znowu te szare oczy, w których nigdy nie gościł strach czy złość.

On przysypiający na tym samym puchowym dywanie ufnie wtulony między łapami dużego czarnego psa o splątanej sierści. Nos czworonoga trącający jego policzek. Jego śmiech...

On płaczący w swoim łóżeczku. Resztki drzwi walające się po pokoju. Martwa kobieta, jego mama leżąca na ziemi. Burza czarnych włosów, spojrzenie szarych oczu... nie tych samych... teraz przepełnionych bólem, strachem i gniewem... doświadczeniami wojny.

– Łapcia... – szepnął, wtulając się ufnie w mężczyznę i szukając pocieszenia w zagłębieniu jego szyi. –Łapcia... Nie zostawiaj mnie.

Mężczyzna wzmocnił uścisk wokół niego, chociaż jego aura wirowała w niepokoju i zdziwieniu.

– Nigdy, Harry. Wujek już zawsze będzie przy tobie. Obiecuję. – Jego głos był znajomy, kojący, jak kolejne światełko w tunelu mroku. Harry uśmiechnął się delikatnie. Może nie będzie już tak źle, pomyślał. Nie był już dziwakiem. Mógł używać magii, a Regulus nie uważał tego za coś dziwnego, wręcz się z tego cieszył. Nie był też już sam. Miał Regulusa, Guide'a, pana Riddle'a, Kat, nawet Draco i panią Narcyzę... i miał też Łapę, a Łapa nigdy go nie zostawi. Obiecał.

***

Rozdziału raczej nie będę komentować, po prostu napiszcie mi co myślicie o moim sentymentalizmie, bo nie mogłam się powstrzymać... Jedynym co chciałam w tej chwili skomentować jest gif w mediach... To jest boskie! Przyznam że sytuacja ze wspomnieniem Harry'ego dotyczącym karmienia go przez Syriusza przyszła do mnie właśnie przy oglądaniu tego gifa XD

Oczy, które prowadzą mnie przez świat.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz