Remus ze zdumieniem wpatrywał się w stojącego w drzwiach chłopca. Alphard Black postąpił nieśmiały krok w stronę łóżka, na którym nadal leżał Lupin.
– Mogę wejść? – zapytał chłopiec, a lekkie drżenie głosu zdradzało, że chwilę temu musiał płakać. Wilkołak skinął głową, a potem przypomniał sobie, że przecież Ślizgon nie może tego zobaczyć.
– Chodź, siadaj – powiedział najcieplejszym tonem, na jaki było go obecnie stać. Jego samego głos nie słuchał od emocji, które wywołał w nim list.
Blackowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Podszedł do łóżka i ostrożnie przycupnął na jego brzegu. Drobne dłonie zaczęły gładzić, zielony, wełniany koc zwinięty w nogach posłania. Chłopiec wydawał się walczyć sam ze sobą, aż w końcu uniósł głowę i spojrzał prosto na Remusa.
– Syriusz już tutaj był, prawda? – zapytał cicho.
– Tak. Widzisz... ja i twój wuj...
– Jesteście przyjaciółmi. Najlepszymi... razem z Jamesem Potterem... – Oczy Lupina rozszerzyły się na słowa dziecka. Skąd on wiedział te rzeczy? Czyżby Syriusz opowiadał bratankowi o latach spędzonych w Hogwarcie?
– Nie sądzę, żebyś był w stanie to zrozumieć... – zaczął ostrożnie.
– Rozumiem więcej, niż wielu „dorosłym" się wydaje – wszedł mu w słowo chłopiec. – Syriusz ponad wszystko, zawsze stawiał dobro swoich przyjaciół. Nawet, teraz kiedy starasz się go odtrącić i masz o nim tak złe zdanie, on nadal walczy dla ciebie.
– Co może wiedzieć...
– Dziecko? – Na ustach Alpharda zatańczył smutny uśmiech. – Bardzo wiele. Choćby to, że niesłusznie uważasz Syriusza za zdrajcę, tak samo, jak niesłusznie osądzasz Voldemorta i żyjesz w przekonaniu, że to on zabił Potterów. Jesteś w błędzie. Zaufałeś nie temu człowiekowi, któremu powinieneś. Dumbledore specjalnie odsunął cię od przyjaciół, ponieważ chciał, by choć jeden Huncwot mógł poręczyć za niego, kiedy już dostanie Harry'ego Pottera w swoje ręce.
– Skąd ty... Nie powinieneś mieszać do tej rozmowy dziecka martwego od trzech lat. – Wbrew woli Remusa w jego gardle zaczął narastać cichy warkot. Temat Harry'ego był dla niego naprawdę bolesny, a fakt, że Voldemort wykorzystuje przeciw niemu chłopca tak uderzająco podobnego do małego Pottera, był dla Lupina ciosem poniżej pasa.
– Nie wykorzystuje niczego, do czego nie mam prawa. Harry raczej nie miałby nic przeciwko rozmowie o nim. W końcu niewielu tak naprawdę w ogóle chciało o nim rozmawiać. – Ten smutny, melancholijny uśmiech nadal nie znikał z twarzy dziecka. – Jedyna rodzina, jaką miał wstydziła się jego istnienia, wypierała się ich pokrewieństwa, a nawet tego, że go znała. Wolała zamknąć go w komórce pod schodami, niż pozwolić mu na normalny pokój, który świadczyłby o jego obecności w ich domu. Nienawidziła go tak bardzo, że kiedy stał się kaleką, odizolowała go od świata i zamknęła w najmniejszej sypialni, wstawiając w oknie kraty i zabezpieczając drzwi na pięć zamków. Jedzenie dawali mu przez klapkę dla kota, żeby czasem nie musieć na niego patrzeć.
Remus wpatrywał się w dziecko z szokiem wypisanym na twarzy. Alphard wydawał się taki spokojny, kiedy mówił o tych wszystkich okropnościach, a zarazem wydawały się one tak bliskie małemu chłopcu.
– Znałeś Harry'ego? – zapytał lekko niepewnie.
– Był mi najbliższą osobą przez prawie osiem lat – potwierdził chłopiec, a serce Lupina podskoczyło z radości.
– Jaki on był? Czy... – Nie miał odwagi zapytać, czy chłopiec faktycznie umarł i jak to się stało. Cześć niego chciała to wiedzieć i wywrzeć na winowajcy straszliwą zemstę, ale inna część wiedziała, że jeśli pozna prawdę, będzie się obwiniał jeszcze bardziej.
– Z wyglądu przypominał wierną kopię Jamesa Pottera – zaczął Alphard, a potem dodał, nim Remus zdążył zadać kolejne pytanie. – Syriusz opowiadał mi o czasach szkolnych i dość dokładnie opisał całą waszą czwórkę. Harry miał jednak zielone oczy.
– Lily – wypalił niemal natychmiast Lupin i ku jego zdziwieniu chłopiec skinął głową.
– Z charakteru bardziej przypominał swoją matkę, a może nawet nie ją. Ciężko byłoby stwierdzić. Nie odzywał się zbyt często, był raczej wycofany. Jego kuzyn bardzo uprzykrzał mu życie i rok, jaki spędził w mugolskiej szkole, był dla niego piekłem. Później nie miał już nawet okazji widywania się z ludźmi. Cały czas zamknięty i samotny, porzucony i zapomniany przez świat.
Przed oczami Lupina niespodziewanie pojawił się mały chłopiec siedzący na parapecie okna i patrzący pustym wzrokiem w okrytą mrokiem ulicę. Okno miało założone mocne kraty, a twarz dziecka wykrzywiał grymas bólu. Bezgłośne łzy toczyły się po jego bladych policzkach. Był okropnie chudy, co jeszcze bardziej podkreślały za duże, przetarte i workowate ubrania, w których przypominał mugolskiego stracha na wróble.
Obraz nie zniknął nagle. Po prostu zaczął się zacierać. Kraty okna rozpłynęły się w nicości, łzy wyschły z policzków, twarz nabrała kolorów i rumieńców. Workowate ubrania przeszły w bogate, ale wygodne, czarodziejskie szaty. Nie wisiały już tak na dziecku, a podkreślały, jego delikatną budowę. Włosy stały się dłuższe i łatwiejsze do ujarzmienia. Na ustach zamiast grymasu, pojawił się lekki półuśmiech. Oczy jednak pozostały takie same. Nieobecne i obarczone brzemieniem bólu znoszonego przez tyle lat, samotności i braku zrozumienia.
Remus załkał bezgłośnie, kiedy jego umysł połączył ze sobą fakty. Powstrzymał się przed wyciągnięciem rąk i przyciągnięciem do siebie dziecka. Odzyskał nadzieję i w tej jednej chwili bał się ją stracić po raz kolejny.
– Powiedz to – poprosił chłopiec. – Powiedz to, co już oboje wiemy.
– Harry... – wyrwało się z ust wilkołaka. – Jesteś Harrym prawda?
Ślizgon pokręcił głową, a serce Remusa znowu opadło na samo dno i zaczęło kruszeć na drobny pył.
– Byłem Harrym Potterem przez osiem lat swojego życia. Mieszkałem z wujostwem, które mnie nienawidziło i kuzynem, przez którego stałem się kaleką. Zapomniany nawet przez samą śmierć, która powinna mnie zabrać razem z moimi rodzicami. Ta część mnie umarła, kiedy Regulus zabrał mnie z Privet Drive trzy lata temu. Dał mi nowe życie i razem z Syriuszem przeprowadziliśmy się do Irlandii. To tam mieszkałem, aż nie dotarł list z Hogwartu. – Przez chwilę chłopiec spuścił głowę, a jego twarz zasłoniły włosy.
– Nie jestem Harrym Potterem. On umarł, kiedy ja się narodziłem. Mimo wszystko jednak jestem synem Jamesa i Lily Potter i nigdy nie będę się tego wypierać, mimo że Regulus jest teraz moim prawnym opiekunem.
Remus dostrzegł, jak kilka mokrych kropel pojawia się na pościeli. Wyciągnął nieśmiało rękę, w stronę chłopca.
– Pytanie tylko, czy ty jesteś w stanie zaakceptować mnie takiego, jakim jestem, Luni? – Zwrócenie się do niego starym przezwiskiem zszokowało Remusa. Przyciągnął dziecko do siebie i ucałował w czubek głowy.
– Harry... Pozwól mi tak do siebie mówić, kiedy jesteśmy sami, dobrze? – poprosił, a kiedy chłopiec skinął głową, kontynuował. – Harry, zawsze będę cię akceptować, nie zależnie od tego, jaki się staniesz. Nawet jeśli nie chciałbyś się przyznać do bycia dzieckiem Lily i Jamesa, zaakceptowałbym cię, bo jesteś Harrym... Pierwszym dzieckiem, które to mnie zaakceptowało w pełni takiego, jaki jestem.
Remus poczuł drobne dłonie owijające się wokół jego pasa, a w następnej chwili mała głowa została wciśnięta w jego pierś.
– Zostań z nami, Luni – poprosił chłopiec.
– Nigdzie się nie wybieram, Harry.
***
Mam nadzieję, że nikt po tym rozdziale nie dostał szoku cukrowego, ale po prstu nie wyobrażałam sobie innego podsumowania relacji Harry'ego z Remusem.
CZYTASZ
Oczy, które prowadzą mnie przez świat.
FanfictionOstatnie co dane mu było zobaczyć to zakryty czerwienią obraz schodów. Później nie było już nic. Żył w ciemności. Choć czy zamknięcie w najmniejszej sypialni po kuzynie i podawanie mu jedzenia, przez klapkę dla kota można nazwać życiem? Nie mogąc ju...