Regulus rozejrzał się po małym tłumie, który zebrał się w ogrodach posiadłości Riddle'a.
Draco zakrył usta dłonią, nieudolnie próbując powstrzymać śmiech, Syriusz tarzał się w śniegu pod postacią Łapy, stojący obok Remus patrzył na niego z politowaniem, ale na jego twarzy błąkał się mały uśmiech. W niewielkim oddaleniu od całego zbiegowiska stali Tom i Lucjusz, obaj z przylepionymi do twarzy, wszystkowiedzącymi minami. Katrina pomagała ojcu podnieść i otrzepać się z mokrego śniegu a kąciki jej ust unosiły się coraz bardziej. Wszędzie jednak brakowało pewnego czarnowłosego chłopca.
Harry wprost zapadł się pod ziemię. Regulus mógłby przysiąc, że jeszcze przed momentem stał obok Draco i patrzył na niego z uśmiechem.
– Regulus? Coś nie tak? – Syriusz niespodziewanie pojawił się tuż koło niego i położył mu dłoń na ramieniu.
– Gdzie jest Al? – Zdziwienie na twarzy starszego Blacka jedynie jeszcze bardziej go zaniepokoiło.
– Jak to? Przecież stał... tutaj. – Łapa zmarszczył brwi, wpatrując się w miejsce, gdzie powinien stać chłopiec. Nie było go.
Zimny strach ścisnął serce Regulusa. Zawsze był zaniepokojony, kiedy Harry oddalał się od niego. Bał się, że chłopiec zniknie i nigdy już nie wróci, że Dumbledore po raz kolejny wplącze go w swoją grę, użyje jako pionka, którego może poświęcić w swojej rundzie szachów.
Coś, co na początku miało być zwyczajną grą, przykrywką, która chroniła Harry'ego, przerodziło się w uczucie. Czuł współczucie do ośmioletniego chłopca zamkniętego w najmniejszej sypialni z kratami w oknach, wściekłość wzbierała w nim na myśl o tym, jak bardzo skrzywdziło go jego wujostwo, ale to późniejszego Harry'ego pokochał. Drobnego, lekko zagubionego chłopca, dopiero uczącego się, że ludzie są zdolni do pokochania go, że nie zasługiwał na całą tę nienawiść.
– Pójdę go poszukać – powiedział, kierując się w głąb ogrodu. Severus posłał mu zaniepokojone spojrzenie. Zignorował to. Niespokojnie rozglądał się po zasnutym białym puchem ogrodzie. Na śniegu pozostały ślady kroków chłopca i Regulus postanowił, że najszybciej będzie się kierować właśnie nimi.
Zimny strach ścisnął mu serce, kiedy dostrzegł, że Harry musiał wyjść poza bariery otaczające posiadłość. Wokół rezydencji rozciągał się gesty, ciemny las, w którym schronienie znalazło wiele magicznych stworzeń, nie zawsze przyjaznych. Jednymi z nich była wataha Fenrira Greybacka oraz sam wilkołak. Myśl, że coś mogłoby skrzywdzić Harry'ego, sprawiała, że serce mało nie wyskoczyło mu z piersi.
–Alphard! Alphard! – Głos mu się załamywał, kiedy nawoływał chłopca. Gdzieś z boku dotarł do niego cichy szloch. Gdyby nie ten mały sygnał, nigdy nie dostrzegłby skulonego pod jednym z drzew dziecka. Harry ukrywał się między pniem drzewa a zaspą śniegu, wtulając twarz w chropowatą korę. Drżał cały i szlochał cicho, dusząc ten dźwięk ręką, zasłaniającą usta.
– Al... – Regulus ostrożnie podszedł do dziecka i próbował go dotknąć. Czysta fala magii posłała go na kolana i wyrwała z jego gardła cichy jęk. Duże zielone oczy, zaszklone od łez spojrzały na niego ze strachem.
– Przepraszam... przepraszam... – wyszeptał chłopiec, kuląc się jeszcze bardziej. – Ja nie chciałem. Przepraszam...
Magia chłopca oszalała, szarpała drzewami i wzbijała w powietrze tumany śniegu. Sam Harry jęknął cicho, a potem rozkaszlał się tak, że Regulus przez chwilę miał wrażenie, że dziecko wypluje z siebie płuca.
– Al, chodź do mnie – poprosił. – Wszystko będzie dobrze. Zabiorę cię do pokoju. Trzeba cię ogrzać.
Po raz kolejny spróbował dosięgnąć chłopca. Jego dłoń spoczęła na ramieniu Harry'ego, przyciągnął dziecko do siebie i położył podbródek na czubku jego głowy. Ciało jedenastolatka drżało, drobne dłonie zacisnęły się kurczowo na szacie starszego czarodzieja.
– Już dobrze Alphard, wszystko będzie dobrze – wyszeptał. Z gardła dziecka po raz kolejny wyrwał się zdławiony szloch.
– Tak nie powinno być. Ja nie powinienem taki być. – Magia Harry'ego jeszcze bardziej przybrała na sile. – To nie powinno tak wyglądać. Nikt nigdy nie powiedział mi, że jestem dla niego ważny... Nikt nigdy nie był dla mnie ważny. Nigdy nie byłem o nikogo zazdrosny, bo nie miałem osoby, która mogłaby coś dla mnie znaczyć. Ludzie przychodzili i odchodzili, nienawidzili, krzywdzili i porzucali. Teraz kiedy wreszcie znalazłem kogoś, kto się o mnie troszczy... to może go zniszczyć.
– Al, co się stało? – W głosie Regulusa brzmiała wyraźna troska.
– Moja magia. Moja magia się stała. Ja... Kiedy patrzę na ciebie i profesora Snape'a... Kiedy czuję jak wasza magia na siebie reaguje, ona... –Chłopiec zadrżał po raz kolejny i pokręcił głową. – Powinieneś był mnie zostawić u wujostwa... albo lepiej, powinienem był zginąć zamiast moich rodziców. Co im przyszło z takiego dziecka jak ja? Nic... śmierć.
Regulus odsunął Harry'ego na wyciągnięcie ramion i przyjrzał mu się uważnie. Był pewny, że poradzili sobie z załamaniami, które chłopak miewał od czasu do czasu. Najgorszy był pierwszy rok w Irlandii, kiedy Potter wpadał w panikę po każdym przypadkowym wybuchu magii, czy wyrządzonej szkodzie. Razem z Syriuszem mieli ochotę udusić Dursleyów za każdym razem, kiedy ośmiolatek budził się z krzykiem w nocy i zanosił się płaczem, kiedy przychodzili do jego pokoju, zarzekając się, że nie chciał ich obudzić i, że taka sytuacja więcej się nie powtórzy, błagając, by go nie bili.
Teraz kiedy patrzył na roztrzęsione dziecko, koszmar tamtych dni wrócił do niego ze zdwojoną siłą. Kiedy rozmawiał z Lucjuszem i Narcyzą, kuzynka mówiła mu, że trauma szybko nie znika z umysłu dziecka i wspomnienia lat spędzonych u wujostwa mogą czasem wracać do Harry'ego. Nigdy jednak nie podejrzewał, że stanie się to tak nagle i, że będzie miało takie skutki.
Otulił Harry'ego swoim płaczem i podniósł z ziemi. Dziecko znieruchomiało w jego ramionach, zupełnie jakby pogodziło się i poddało. To jeszcze bardziej zaniepokoiło Regulusa.
– Al, nie śpij mi tu – próbował zwrócić na siebie uwagę chłopca. – Jesteś wyziębiony, musisz wypić coś ciepłego.
Szybko przemierzył ogród posiadłości Riddle'a, gdzieś z tyłu głowy rejestrując, że pozostała część gości musiała już uciec przed zbliżającym się zmrokiem i coraz niższą temperaturą. O tej porze roku dość szybko robiło się ciemno, a po zachodzie słońca zimno tylko zaczynało dokuczać jeszcze bardziej.
Przekroczył próg korytarza i od razu skierował się schodami na górę, nie trudząc się poinformowaniem nikogo o swoim powrocie. Dostał się na piętro, praktycznie przeskakując po dwa stopnie i wpadł do swojej sypialni. Położył Harry'ego na łóżku i machnięciem różdżki przywołał z komody ciepłą zimową piżamę chłopca. Bez wysiłku przebrał ledwo przytomne dziecko, krzywiąc się nieznacznie na stare blizny, które lata przebywania w domu Vernona Dursleya pozostawiły na małym ciele.
Kiedy Harry był już ubrany i siedział na łóżku okryty dokładnie kołdrą i kocem, z poduszkami podłożonymi pod plecy, Regulus wezwał cicho domowego skrzata.
Gromek pojawił się niemal natychmiast z cichym pyknięciem.
– Co Gromek może zrobić dla pana Blacka? – zapytał bez ogródek mały elf.
– Czy mógłbyś, proszę przynieść dla Alpharda trochę ciepłego mleka z miodem? – poprosił Regulus, nie spuszczając z oczu małego chłopca i gładząc go uspokajająco po włosach. Harry nigdy nie grzeszył odpornością, a jeśli dodać do tego rozszalałą dziecięcą magię – gorączka i angina murowana. Black jedynie dziękował w duchu Merlinowi, że znalazł dzieciaka na tyle szybko, by nie skończyło się to zapaleniem płuc.
Tymczasem skrzat domowy zdążył już wrócić z kubkiem parującego mleka i tacą z kilkoma małymi fiolkami eliksirów.
– Pan Snape kazał to przekazać. To dla młodego panicza, żeby nie pochorował się jeszcze bardziej – wytłumaczył Gromek, kiedy Regulus spojrzał na fiolki niepewnie. Twarz czarodzieja od razu się wypogodziła i nawet pojawił się na niej delikatny uśmiech. Severus zawsze dbał o to, co było mu drogie, nawet jeśli sam nie chciał się do tego przyznać.
***
Rozdział dedykowany Potomkini_Salazara, niech paluszek wraca do zrowia xD
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Następny w sobotę i mogę wam obiecać, że zrobi się gorąco <3
CZYTASZ
Oczy, które prowadzą mnie przez świat.
FanfictionOstatnie co dane mu było zobaczyć to zakryty czerwienią obraz schodów. Później nie było już nic. Żył w ciemności. Choć czy zamknięcie w najmniejszej sypialni po kuzynie i podawanie mu jedzenia, przez klapkę dla kota można nazwać życiem? Nie mogąc ju...