Zmartwienie.

5.8K 576 49
                                    


Regulus wbiegł na strych, kiedy tylko dziwne bariery otaczające drzwi ustąpiły. Zbladł, widząc nieruchomą postać jedenastolatka, leżącą pod jedną ze ścian. Spanikowany mężczyzna podbiegł do Harry'ego i wziął go na ręce.

– Syriusz! – krzyknął w panice. Chłopiec był przeraźliwie blady, a fakt, że był nieprzytomny, bynajmniej nie pocieszał Blacka.

Jego brat momentalnie znalazł się przy nim. Odebrał z jego roztrzęsionych rąk małego Ślizgona i przycisnął drobne ciałko do siebie. Regulus nawet nie zorientował się, kiedy Syriusz wyszedł, zabierając ze sobą Harry'ego.

Kiedy wrócił, młodszy z braci nadal pozostawał w tej samej pozycji, bezradnie wpatrując się we własne, drżące dłonie.

– Oddycha. Już dobrze, Regulus. On żyje. Nic mu nie będzie. – Syriusz pomógł mu podnieść się na nogi i zaprowadził go do kuchni. Tuż przed nim pojawił się kubek parującej herbaty. Regulus wpatrywał się w niego jak zaklęty.

– Uderzyłem go... – wyszeptał. – Podniosłem rękę na dziecko...

Przed oczami pojawiły mu się wszystkie te wspomnienia, tuż po ucieczce Syriusza, kiedy matka wyładowywała na nim swoją złość. Wszystkie te siarczyste policzki, papierosy gaszone na jego ciele, Cruciatusy wymierzone w jego stronę.

Zapłakał gorzko.

Ileż razy zarzekał się, że nigdy nie stanie się jak jego rodzice, że nie będzie agresywny jak jego matka, biernie obojętny jak ojciec?

– Regulus! – Dopiero podniesiony ton głosu brata, uświadomił mu, że Syriusz coś do niego mówi. Spojrzał na stojącego nad nim mężczyznę pustym wzrokiem.

– Regulus weź się w garść. Al cię teraz potrzebuje. – W głosie Blacka brzmiała desperacja. –Jeśli teraz się załamiesz i zostawisz to dziecko, to osobiście spiorę cię na kwaśne jabłko, rozumiesz?

Regulus skinął niemrawo głową.

– A teraz zabieraj dupę w troki i idź do niego – polecił Syriusz z głupkowatym uśmiechem na twarzy. Regulus pokręcił głową z rezygnacją i wyszedł z pomieszczenia, zabierając ze sobą kubek. Wchodząc po schodach, po raz kolejny się zawahał.

Czy chłopiec naprawdę będzie chciał z nim rozmawiać? Czy nie straci do niego zaufania? On sam nigdy by już sobie nie zaufał, nie przebaczył. Ze smutkiem rzucił szybkie spojrzenie na koniec korytarza, w stronę tak znienawidzonego przez siebie pokoju. Zamknął oczy i cichym westchnieniem skierował się w jego stronę. Po raz kolejny głupia nadzieja zaczynała rozkwitać w jego sercu i musiał zrobić wszystko by zdusić to uczucie w zarodku.

Coś przekręciło się w nim boleśnie, kiedy po raz pierwszy od trzech lat spojrzał na drzewo genealogiczne rodu. Pogładził palcami wszystkie wypalone na przestrzeni lat miejsca. 

Isia Black, siostra jego praprababki. Phineas Black, brat jego pradziadka. Marius Black, jeden z wujów jego matki. Cedrella Black, córka człowieka, po którym odziedziczył drugie imię. Wuj Alphard, mężczyzna, który jako jedyny patrzył na niego i Syriusza z wyraźną miłością w oczach, ten, który jako jedyny wstawił się za jego bratem. Andromeda Black, kuzynka, która przecież tyle razy bywała w ich domu, najstarsza siostra Narcyzy i Bellatrix. Syriusz...

Opadł na kolana i ukrył twarz w dłoniach.

Co takiego uczynili ci wszyscy ludzie? Czy aż takim grzechem było to, co zrobili? Czy pójście za własnym sumieniem i uczuciami naprawdę było tak złe? Czy gdyby miał w sobie, choć odrobinę więcej samozaparcia i odwagi, dołączyłby do nich? Czy gdyby jego matka nadal żyła, kiedy przyprowadził Alpharda do domu, teraz on także zostałby wydziedziczony? Nie miałby nic? Byłby nikim?

Oczy, które prowadzą mnie przez świat.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz