Harry stał w gabinecie wicedyrektor ze spuszczoną głową. Trójka nauczycieli, za "lekką sugestią" Snape'a postanowiła nie kłopotać obecną sprawą dyrektora i wyjaśnić całe zajście w obrębie pięciu, zainteresowanych osób.
Po wysłuchaniu relacji Harry'ego w pomieszczeniu zapanowała ciężka atmosfera.
– To kłamstwo! – wrzasnął Ron. – Nic takiego nie zrobiłem! Black to wstrętny, ślizgoński manipulator! On i jego koledzy rzucali upuszczonym przez Parkinson Fałszoskopem, a teraz chcą wszystko zrzucić na mnie!
– Ciekaw jestem panie Weasley, czy to samo powiedziałbyś pod Veritaserum? – zakpił Snape. – Jak myślisz, czy twoja matka ucieszyłaby się z pisemnej prośby o użycie na tobie tego eliksiru? A może jesteś tak głupi, że jego nazwa nawet nic ci nie mówi?
– Severusie! To jeszcze dzieci, nie musisz ich zastraszać! Poza tym wierzę, że pan Weasley, jako czarodziej czystej krwi i dziecko pracownika Ministerstwa doskonale zdaje sobie sprawę, czym jest Veritaserum – wtrąciła się McGonagall.
– Minerwo... Jestem w stanie zrozumieć, że twoi Gryfoni, mogą mieć pewne... zastrzeżenia co do moich podopiecznych, ale mogę cię również zapewnić, że nikt w moim Domu nie ma w zwyczaju w żaden sposób szkodzić, czy krzywdzić innego Ślizgona. Jest to niewybaczalne oszczerstwo, kierowane nie tylko we mnie, każdego członka Domu Węża, ale również i w samego Salazara Slytherina.
– Och już dobrze, Severusie... Rozumiemy – wtrąciła się pani Hooch. Na tym zakończyła się dyskusja na temat obrażania Ślizgonów, choć Snape nadal promieniował wściekłością, od której Harry miał ochotę aż skulić się w najdalszym kącie.
Trójka nauczycieli zadecydowała, że każdemu z domów zostanie odjęte po dziesięć punktów, za złamanie zasad wyznaczonych na lekcji, obaj uczniowie odbędą szlabany z głowami swoich Domów, trzy godziny po zajęciach, przez następne dwa miesiące, a Gryfindor straci jeszcze dwadzieścia punktów za podjudzanie i próbę zniszczenia mienia. Oto Mistrz Eliksirów walczył z zaciętością godną bardziej lwa niż węża. Oczywiście o całej sprawie mieli zostać również poinformowani rodzice.
Częściowo uspokojony Snape, zabrał nadal podenerwowanego Harry'ego do swojego gabinetu. Guide, który cały czas powarkiwał cicho, łypiąc na chłopca za złością, podążył zaraz za nimi.
Kiedy znaleźli się w pomieszczeniu, a Mistrz Eliksirów zabezpieczył je Zaklęciami Wyciszającymi i zapewniającymi prywatność, wilk niemal natychmiast wrócił do swojej normalnej formy.
– COŚ TY SOBIE MYŚLAŁ TY, GŁUPI DZIECIAKU?! – wrzasnął niemal natychmiast Regulus i szarpnął Harry'ego za poły szaty. Chłopiec, słysząc podniesiony głos opiekuna i wyczuwając bijącą od jego aury furię, skulił się w sobie, a z jego oczu zaczęły płynąć zły. Nie pamiętał, kiedy ostatnio ktoś na niego krzyczał, nie tak naprawdę.
Wyrwał się Blackowi i skulił w najdalszym kącie pomieszczenia.
– Przepraszam... przepraszam... przepraszam... – kwilił, bujając się w przód i w tył. Jego oddech stał się urywany i czuł, że jeśli zaraz się nie uspokoi, to przestanie oddychać.
– Alphard... –W głosie Regulusa pobrzmiewała panika. – Al proszę, uspokój się. Przepraszam, nie powinienem tak reagować... Wystraszyłeś mnie.
Chłopiec zamilkł, ale nadal nie zaprzestał kulenia się i ukrywania głowy między rękami w obronnym geście.
Regulus spróbował pogładzić go dłonią po włosach, ale dziecko jedynie cofnęło się, jeszcze mocniej wciskając w kamienny róg i zachlipało cicho.
– Harry... – tym razem głos mężczyzny zabrzmiał niemal płaczliwie. – Błagam... Nie chcę zrobić ci krzywdy.
Tym razem brunet rozluźnił się lekko i uniósł głowę. Zupełnie, jakby użycie imienia, nadanego mu przez jego rodziców, miało dla niego aż tak wielką wartość.
– Nie pamiętam, kiedy ktoś ostatni raz zwracał się do mnie tym imieniem – przyznał. – Chyba zrobiłeś to w moje urodziny... ale... Mama tak do mnie powiedziała... wtedy... w Malfoy Manor... powiedziała, że mnie kocha i...
Regulus pociągnął chłopca na swoje kolana i pozwolił mu wtulić się w siebie. Harry płakał jeszcze przez chwilę, sam nie wiedział z żalu, czy strachu. Jedyne czego mógł być pewny, to prawdy, którą tamtego wieczoru wyjawiła mu jego matka. Prawdy o nim samym i Czarnym Panu. Prawdy, o której na razie nikt poza nimi nie miał pojęcia.
Z zamyślenia wyrwało go stanowcze chrząknięcie Mistrza Eliksirów.
– Nie chciałbym wam przeszkadzać, ale nadal mamy do omówienia sprawę jakże gryfońskiego popisu Alpharda na lekcji latania – zwrócił im uwagę Snape. Harry spiął się gwałtownie i odsunął od Regulusa. Wyczuł falę zdziwienia i niepokoju bijącą od mężczyzny.
– Severusie, nie uważasz, że odjęte punkty i szlaban, to już dość? – Przez chwilę panowała cisza i Harry miał świadomość, że mężczyźni mierzą się spojrzeniami. W końcu pierwszy ustąpił Snape.
– Nie o to mi chodziło, Regulusie – przyznał, a w jego głosie dźwięczało coś na kształt... skruchy. – Chodziło mi o to, że jego popis był nader... imponujący. Chłopak nigdy w życiu nie miał w ręce miotły, a poruszał się na niej, jakby się z nią urodził. To dość... niespotykane.
– Nie! – zaprotestował niemal natychmiast Regulus. – Nie zgadzam się. Alphard nie będzie członkiem drużyny! To zbyt duże ryzyko, Severusie. Myślałem, że zdajesz sobie z tego sprawę.
– Nie chciałem tak od razu wcielać go do drużyny. Przez pierwszy rok mógłby po prostu przychodzić na treningi, jako... Szukający Awaryjny.
– Szukający Awaryjny? Czy ty siebie słyszysz, Severusie? Chcesz dać niewidomemu dziecku miotłę i kazać latać między tymi wszystkimi Tłuczkami i innymi zawodnikami w poszukiwaniu Znicza, którego nawet nie zobaczy? Bądź poważny.
– Brak wzroku jakoś nie przeszkodził mu w złapaniu Fałszoskopu Parkinson – upierał się Snape. – Poza tym, na razie chcę go jedynie oswoić z boiskiem, zobaczyć jak sobie poradzi, kiedy będzie musiał mieć podzielną uwagę. Regulusie, mam najlepszych Pałkarzy od czasów, kiedy sam byłeś Szukającym. Poza tym będziesz cały czas blisko niego, na ziemi. Sam mogę pilnować jego bezpieczeństwa na treningach.
– Nie! Nie ma nawet takiej możliwości! – protestował zażarcie Regulus.
– Ojcze... – przerwał w końcu Harry, wiedząc, że dalsza dyskusja równałaby się zażartej kłótni. – Wyczułem mury Hogwartu, wiedziałem, jak daleko mogę się posunąć, żeby się z nimi nie zderzyć. Dałbym sobie radę, gdybyś mi na to pozwolił. Nie chcę całe życie tkwić w miejscu i tłumaczyć się swoim kalectwem. To nie jest wymówka...
– Al...
– Wiem, że się martwisz, Regulusie – wtrącił się Mistrz Eliksirów. –Może na początku zaczniemy od nauki unikania przedmiotów lecących w stronę Ala na ziemi. Później możemy spróbować z wykrywaniem położenia znicza i jego łapaniem, dopiero przy absolutnej pewności spróbować to połączyć, co ty na to?
Harry uśmiechnął się, widząc, jak bardzo Snape się stara. Nie wiedział, na czym tak naprawdę zależy Mistrzowi Eliksirów. Nowym członku drużyny, pomocy swojemu podopiecznemu w spełnieniu pragnienia, czy może wkurzeniu jego opiekuna?
– W porządku... ale nie wsiądziesz na miotłę, dopóki ja ci na to nie pozwolę – zaznaczył Black. Harry, niemal piszcząc z radości, rzucił się do przodu i wtulił w tors mężczyzny.
– Dzięki! Dzięki! Dzięki! – Drobne ciało podskakiwało radośnie, wywołując tym śmiech Regulusa i drobne uniesienie kącików ust Snape'a.
Black przyciągnął dziecko do siebie.
–Kocham cię, Harry – wyszeptał chłopcu do ucha. Harry zesztywniał na chwilę, a potem wzmocnił uścisk, oplatający pas Regulusa.
– Też cię kocham, tatusiu.
CZYTASZ
Oczy, które prowadzą mnie przez świat.
FanficOstatnie co dane mu było zobaczyć to zakryty czerwienią obraz schodów. Później nie było już nic. Żył w ciemności. Choć czy zamknięcie w najmniejszej sypialni po kuzynie i podawanie mu jedzenia, przez klapkę dla kota można nazwać życiem? Nie mogąc ju...