Pokraczny noworodek.

6.3K 600 51
                                    


Stał jak wryty i z całej siły starał się wyprzeć ze świadomości to, co widział. Jego myśli krążyły jak oszalałe. Pokraczne, niepodobne do żadnego widzianego wcześniej dziecka, stworzenie pokrywała świeża krew, drobną twarzyczkę wykrzywiał grymas bólu, a ręce i nogi wydawały się nieproporcjonalnie długie i chude w porównaniu do tułowia.

Harry, widząc, w jaki sposób patrzy na niemowlaka, odsunął się i osłonił go sobą. W oczach chłopca błysnęło coś na kształt troski, ale też zawodu. Jakby samą swoją reakcją nadwyrężył ufność dzieciaka.

Obiecałeś – przypomniał mu. 

Ciemna postać poruszyła się, zwracając uwagę obojga. Całe jej ciało wydawało się topnieć, spływać, a mimo to jakimś cudem trzymać się w miejscu. Ręce umazane w czymś tak ciemnoczerwonym, że prawie czarnym, wyciągnęły się w stronę Harry'ego i trzymanego przez niego stworzenia.

Oszuka cię – Tom był pewien, że głos należał do starego dyrektora Hogwartu – Zwiedzie i zniszczy to, co tak chronisz. Oboje dążymy do tego samego, ale ja mogę cię uwolnić...

Harry to nie prawda – zaprotestował niemal natychmiast Voldemort. Chłopiec spojrzał na niego i posłał mu uśmiech, w którym kryło się tyle bólu i rozpaczy, że Riddle aż zachłysnął się na ten widok. Chłopiec wyglądał, jakby zaraz miał rozpaść się na jego oczach. Nawet po tym, co powiedział o wilkołaku Potter, nie był w tak opłakanym stanie.

Nagle do Toma dotarło, gdzie tak naprawdę się znajduje i czym jest to, co widzi. Nie miał przed sobą prawdziwego, cielesnego Harry'ego. To, co widział, zarówno chłopiec, jak i czarna postać dyrektora, było świadomościami, czymś na pograniczu duszy i umysłu, wizualnym przedstawieniem wnętrza każdego z nich. Harry nie był cichym, ale szczęśliwym chłopcem. W jego sercu kryły się smutek i ból, o które Tom w życiu nie podejrzewałby jedenastolatka. Dyrektor natomiast nie był tak wielkim orędownikiem światła. Jego dusza była zepsuta i rozdarta, splamiona nawet bardziej niż ta Voldemorta, którą rozerwał na fragmenty.

Wiem. W końcu nie naruszyłbyś swojej nieśmiertelności. – Głos Harry'ego wyrwał go z przemyśleń. Chłopak przesunął wzrok na trzymane w rękach zawiniątko. – Ale on nie jest niczemu winien. To nie jego wina, że taki się urodził...

W jednej chwili potwierdziły się wszystkie przypuszczenia Riddle'a. Pokraczne stworzenie trzymane przez Harry'ego było fragmentem jego duszy. Horkruksem, który chłopiec starał się usilnie chronić przed dyrektorem.

Przez chwilę Tom miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Czy jego dusza naprawdę była tak zepsuta i spaczona? Czy naprawdę tak wyglądał wewnątrz?

A jednak Harry patrzył na trzymane w rękach „dziecko" z taką miłością, czułością i oddaniem, jakby było najpiękniejszym stworzeniem na świecie... i Voldemortowi nie trzeba było niczego więcej. Wystarczyła akceptacja tego jednego chłopca, który strzegł jego duszy bardziej aniżeli własnego życia.

Coś z przerażającą szybkością uderzyło w plecy Pottera i wytrąciło go z równowagi. Riddle w pierwszym odruchu wyciągnął ręce i próbował złapać chłopca.

Nie! – krzyk Harry'ego rozdarł ciszę, było jednak za późno. Trzymane przez niego dziecko wpadło prosto na klatkę piersiową Riddle'a i zniknęło, rozbijając się na tysiące krwistoczerwonych kawałków, które wyglądem przypominały rubinowe łzy. Voldemort zatoczył się do tyłu, a ciemność rozlała mu się przed oczami.

***

Następnym co zobaczył, była młoda dziewczyna. Miała najprawdopodobniej osiemnaście, może dziewiętnaście lat. Długie, ciemne włosy zaplecione były w niedbałego warkocza przerzuconego przez ramię. Ubrania nie wyglądały na, delikatnie mówiąc, pierwszej świeżości, ale uśmiech, jaki dziewczyna miała na twarzy, rekompensował wszystko inne.

W pewnym momencie do pokoju, w którym siedziała, wszedł wysoki, blady mężczyzna. Uśmiech na twarzy dziewczyny jeszcze się poszerzył. Zerwała się z miejsca i rzuciła mu na szyję.

Przez chwilę stali wtuleni w siebie, a dziewczyna z czułością pogładziła delikatnie wypukły brzuch.

Scena zmieniła się i teraz Riddle widział tę samą dziewczynę, trzymającą w dłoni flakonik z eliksirem. Po jej policzkach płynęły łzy, a ona sama zasłaniała wolną dłonią usta i drżała od wstrzymywanego szlochu.

Po raz kolejny wszystko się rozmyło i następnym co dane mu było zobaczyć, była twarz dziecka owiniętego w pieluszki i trzymanego na rękach przez matkę. Dziewczyna uśmiechała się przez łzy, a jej oczy wydawały się gasnąć z każdą chwilą.

– Ma na imię Tom. Tom Marvolo Riddle – wyszeptała, a potem dziecko o mały włos nie wypadło jej z ramion. Osunęła się na poduszki.

Przepraszam, Tom. Mamusia bardzo cię kocha. Tatuś też by cię pokochał... gdybym tylko nie była taka głupia i ci go nie odebrała – usłyszał jakby z pustki.

***

Kiedy w następnej chwili wrócił do swojego ciała, każdy nerw promieniował bólem. Drobna, dziecięca dłoń spoczęła na jego ramieniu.

– Przepraszam – wyszeptał Harry. – Zniszczył go... Ja... Chciałem go tylko ochronić...

Riddle rzucił chłopcu pełne zdumienia spojrzenie. Po twarzy Harry'ego płynęły łzy, a dolna warga drżała od wstrzymywanego szlochu. Dziecko wyglądało, jakby za chwilę miało się załamać.

Tom ostrożnie wyciągnął rękę i przyciągnął chłopca do siebie. Obecna w nim cząstka duszy Voldemorta koiła zszargane nerwy czarnoksiężnika, działała jak uzależniający antydepresant. O dziwo Harry nie wyglądał, jakby mu to przeszkadzało. Jego głowa opadła na pierś Riddle'a i chłopak zamknął oczy.

– Przepraszam – powtórzył. Z ust starszego czarodzieja wydostało się ciche westchnienie. Ból w nerwach zmniejszył się i przez chwilę Tom miał wrażenie, że następuje to szybciej, kiedy Harry jest bliżej niego. Zupełnie jakby jego Horkruks posiadał jakieś dziwne zdolności leczenia, uśmierzania bólu i uspokajania.

– Nie masz za co przepraszać. To nie twoja wina – powiedział sztywno. Nie miał pojęcia jak rozmawiać z tym dzieckiem. Ich ostatnia rozmowa doprowadziła chłopca do płaczu, a w obecnej chwili Voldemort nie miał ochoty tego powtarzać.

– Musisz je ukryć. On nie może ich dostać. – Harry patrzył teraz na niego z dziwną pewnością w oczach. – Mogę go spowolnić, może nawet przenieść je do siebie, ale jeśli zdarzy się coś takiego jak dzisiaj, nie będę w stanie ich chronić.

– Nie musisz tego robić. Są bezpieczne – zaprotestował Riddle. Chłopiec pokręcił głową.

– Nie są i oboje o tym wiemy. Jestem jednym z nich, ale również różnię się od innych. Chronię je, nie można ich zniszczyć inaczej niż przeze mnie. Mogę je ochronić w każdej chwili, ale wtedy scalam je ze sobą. Jaki sens ma podzielenie duszy, skoro po pewnym czasie wszystkie kawałki połączą się w jednym miejscu?

Po plecach Riddle'a przebiegł zimny dreszcz. Dopiero teraz rozumiał, z czym wiązało się, uczynienie człowieka Horkruksem. Harry, jedenastoletnie dziecko, stał się ich strażnikiem, rdzeniem, ostatnią osłoną przeciwko zniszczeniu ich.

***

Cześć wszystkim!!! Jak wam się podobał rozdział? Osobiście uważam, że mógł wyjść lepiej, ale pisałam go chyba cztery razy w czterech różnych formach i poprostu nie miałam już siły. Moja wena chyba powoli wybywa na wakacje T_T 

Co do głosowania pod poprzednim rozdziałem... Nie powiem kto wygrał i jak to się dalej potoczy XP 

Oczy, które prowadzą mnie przez świat.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz