Nagłe zamknięcie.

6.1K 563 34
                                    


Harry tępo wpatrywał się w obraz ośnieżonej ulicy za oknem. Na Grimmauld Place wrócili trzy dni temu i mieli tu już pozostać, aż do rozpoczęcia nowego semestru w Hogwarcie. Harry, od czasu świąt, zaczął się mocno izolować od ludzi. Rzadko rozmawiał z kimkolwiek, nawet Regulusem, i nie śmiał się już tak z żartów Syriusza. Jeśli wcześniej uważano go po prostu za nieśmiałe dziecko, to teraz stał się wręcz odludkiem.

Magia domu niemal cały czas nęciła go i zaciągała w najmroczniejsze miejsca i tak już przerażającego domu. Wiele razy stawał przed drzwiami prowadzącymi na strych, zastygając w bezruchu i wręcz bojąc się ruszyć, choć o milimetr. Fale energii owijały się wokół niego niczym gęsta czarna mgła, tłumiąc blask barier, czy magię Stworka, która wypełniała każdy milimetr domostwa.

W nocy kulił się ze strachu i tłumił płacz w poduszce. Mało jadł i spał, nie mogąc uwolnić się od tej mrocznej aury, która tylko nasiliła się od wakacji. A może to jego zmysł wyczuwania jej się wyostrzył?

– Al, zaraz będzie kolacja. – Nawet nie zauważył, kiedy Regulus wszedł do jego sypialni. Kulił się w najdalszym kącie z kolanami podciągniętymi pod brodę, ukrywając twarz w ramionach.

– Nie jestem głodny – wyszeptał, nie mając odwagi spojrzeć na opiekuna.

– Alphard, co się z tobą dzieje?! Nie jadałeś nic od wczorajszego obiadu. Jesteś chory? Boli cię coś? – Ciepła dłoń mężczyzny spoczęła na jego ramieniu. Wzdrygnął się i odsunął jeszcze bardziej. Zła aura nie lubiła, kiedy ktoś się do niego zbliżał i mogła zaatakować w każdej chwili.

– Po prostu nie jestem głodny, to wszystko. – spojrzał, klęczącemu przed nim Regulusowi w oczy, w nadziei, że uda mu się go ochronić.

– Alphard, musisz coś...

– Nie! Nie rozumiesz?! Idź stąd! Nie chcę cię tutaj! – wrzasnął spanikowany Harry. W następnej chwili jego policzek zapiekł boleśnie, a po pomieszczeniu rozeszło się głośne plaśnięcie. Szok chłopca był tak wielki, że jego magia wypuściła z objęć złowrogą aurę, a ta wyczuwając zagrożenie, niemal natychmiast rzuciła się na Regulusa. Black opadł na plecy i wrzasnął z bólu. Wił się w drgawkach, jakby ktoś go potraktował Cruciatusem.

Przerażony Harry odsunął się jeszcze bardziej w kąt i zasłonił usta dłonią, dławiąc narastający płacz.

Do sypialni, zwabiony krzykami wpadł Syriusz i rzucił się w stronę wijącego się z bólu brata. Harry tymczasem z całej siły starał się odciągnąć złowrogą magię od opiekuna.

Kiedy cała czarna mgła została oderwana od aury Blacka, ciało Regulusa opadło bezwładnie w ramiona starszego brata. Harry zatrząsł się ze strachu i niewiele myśląc, wybiegł z pokoju, kierując się w ostatnie miejsce, gdzie obecnie miał ochotę przebywać. Na strych.

O dziwo drzwi otwarły się już przy najlżejszym dotknięciu jego placów i zatrzasnęły z głuchym hukiem, kiedy tylko przekroczył próg pomieszczenia. W środku złowrogiej magii było tak wiele, że wręcz przelewała się ona falami, osiadając na przedmiotach, ścianach i podłodze, ukazując mu rozmiary i kształt pomieszczenia. Wszystko tutaj wydzielało silny, specyficzny rodzaj magii i przez chwilę czuł się, jakby ponownie odzyskał wzrok.

Centrum złowrogiej aury zdawał się maleńki wisiorek błyszczący na jednej z ostatnich półek. O dziwo oprócz czarnej mgły wydobywał się również z niego ten delikatny, ciepły rodzaj magii, którą odczuł w osłonach Hogwartu. Magia jednego z Założycieli.

Harry podszedł do niego i ostrożnie dotknął, bojąc się uszkodzić. Jego palce z czułością prześliznęły się po misternych wzorach i pogładziły zwiniętego w literę „S" węża. Gad był wykonany z tak idealną starannością, że chłopiec mógł wręcz wyczuć wygrawerowane na jego cielsku łuski. Już przy pierwszym kontakcie, tak jak w przypadku Nagini, zrozumiał, z czym ma do czynienia.

Cząstka duszy Voldemorta drżała ze strachu i wściekłości otulając go czarną mgłą w zaborczym geście. Cały jej kokon zgromadził się teraz wokół Harry'ego, niemal dusząc go w swoim uścisku.

– Przestań! – warknął chłopiec. – To boli. Krzywdzisz mnie.

Magia automatycznie poluzowała objęcia i delikatnie otuliła go, zaledwie muskając jego skórę. Wrażenie było podobne do tego, jak gdyby czyjaś ciepła, gładka dłoń gładziła jego policzek. Niewidoczne palce otarły się o zaczerwieniony ślad po ręce Regulusa i otarły ślady łez.

– Regulus nie chciał mnie skrzywdzić. Nikt w tym domu nie chce tego zrobić. Ty również jesteś tu bezpieczny. Nie pozwolę cię zniszczyć – próbował uspokoić duszę Harry. Horkruks zatrząsł się, a mgła wzmogła uścisk. Bił od niej strach, ból i dziwne poczucie odrzucenia.

Nagle Harry zrozumiał.

Horkruksy nie były tak zupełnie nieświadome. Zamknięta w nich dusza nadal odczuwała, pragnęła uwagi. W tym momencie chłopiec jeszcze bardziej utwierdził się w przekonaniu, że Riddle zrobił coś okropnego. Nie tylko podzielił swoją duszę, ale też porzucił jej części, pozostawiając je na pastwę losu, same sobie.

– To byłeś ty! – uświadomi sobie niemal natychmiast. – To ty wtedy chciałeś skrzywdzić Regulusa i profesora Snape'a. Przyczepiłeś się do mojej magii i wyczułeś, że czuję się smutny, patrząc na nich. Chciałeś, żebym przestał być smutny, więc zmusiłeś moją magię, by zwróciła ich uwagę na mnie... Wcześniej... Wcześniej też zaatakowałeś Regulusa, gdy mnie uderzył... a jeszcze wcześniej... dlaczego tak do niego lgnąłeś?

Od mgły uderzyła ciekawość.

– Chciałeś się czegoś dowiedzieć... – Harry przez chwilę próbował poukładać sobie wszystko w głowie. Magia Horkruksa pociągnęła go w swoją stronę i w chłopca uderzyło ciche błaganie.

Przez chwilę marszczył on brwi, a potem usiadł po turecku na ziemi, łapiąc medalion w obie ręce. Skupił się na wzywającej go cząstce duszy, a jego umysł przeniósł się do wnętrza Horkruksa. 

Pierwszym co ujrzał, było wnętrze, przypominające odrobinę dormitoria Slytherinu. Różnica polegała jedynie na tym, że w środku znajdowało się tylko jedno łóżko, obok którego postawiono biurko i otwarty kufer ze starannie poukładanymi rzeczami. Pod baldachimem, na miękkim materacu siedział czarnowłosy chłopiec w szatach Domu Węża. Czekoladowe oczy wpatrywały się w Harry'ego z radością i ekscytacją godną pięciolatka. Dziecko niemal natychmiast zerwało się z miejsca i rzuciło drugiemu na szyję.

– Przyszedłeś! – krzyknął, oplatając ramiona wokół karku Harry'ego. Brązowooki pociągnął go w stronę łóżka i poklepał miejsce obok siebie. Kiedy Harry je zajął, mały owinął ramiona wokół jego tali i uniósł głowę, by móc patrzeć cały czas na rówieśnika.

– Tu było tak strasznie nudno. Ten drugi, stary czarodziej nie jest tak ciekawy, jak ty. Chociaż na początku dostarczał naprawdę wiele rozrywki, no ale ileż można obserwować jedną osobę – trajkotał.

– Myślałem, że od mojego poprzedniego pobytu tutaj przyczepiłeś się do mojej aury magicznej – zainteresował się Harry.

– Nie. Posłałem do ciebie jedynie moją magię z poleceniem chronienia cię. Nie mogę oddalać się od medalionu dalej niż na odległość tego domu – wytłumaczył chłopiec i naburmuszył się. – a tu jest tak nudno...

– Jesteś tutaj bezpieczny, nikt nie wie, gdzie jesteś i nawet nie podejrzewają, że mógłbyś tu być. Dzięki temu nikt cię nie skrzywdzi – wytłumaczył spokojnie Harry, delikatnie gładząc włosy chłopca.

– Naprawdę nie możesz mnie stąd zabrać? – zapytał błagalnie. Potter jedynie pokręcił głową.

***

Tak jak obiecałam od tego rozdziału coś już zaczyna się dziać. Dajcie mi znać jak podoba wam się pomysł z osobowościami horkruksów. Nie spotkałam się z tym jeszcze w żadnym ff, więc pomyślałam, że będzie to fajna odmiana. 

Oczy, które prowadzą mnie przez świat.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz