W jakiś sposób Harry'ego nie zdziwiło, że obudził się w Skrzydle Szpitalnym. Nocne spotkanie z Horkruksem było niczym najgorszy z koszmarów. Najchętniej wyrzuciłby je ze swoich wspomnień i więcej do niego nie wracał, ale coś we wcześniejszym ostrzeżeniu Toma i reakcji Marvolo na tę dziwną obecność, która nim zawładnęła, nie dawało mu spokoju.
Bo przecież nie możliwe, żeby to właśnie był ostatni z Horkruksów, ten uwięziony w nim.
Jęknął przeciągle, kiedy nadwrażliwe uszy wychwytywały każdy najmniejszy szmer.
– Ledwo zaczął się drugi semestr, a pan już mnie odwiedza, panie Black. Nie sądzi pan, że jeszcze za wcześnie jak na pobijanie szkolnych rekordów? – Rozbawiony głos szkolnej uzdrowicielki był dla niego zdecydowanie zbyt wysoki i jego głowa nie przyjęła go z radością. Jęknął cicho i przetoczył się na brzuch, ukrywając twarz w poduszce.
– Twój ojciec czeka przed drzwiami do Skrzydła Szpitalnego od prawie trzech godzin – poinformowała go kobieta. – Skoro już udało nam się zbić twoją gorączkę i nareszcie się obudziłeś, to może go wpuszczę?
Na tę sugestię chłopiec podniósł głowę i spojrzał na kobietę błagalnie. Cichy śmiech po raz kolejny zadźwięczał mu w uszach, torturując jego skronie. Nie minęło pięć minut, a przy jego boku pojawił się Regulus, gładząc włosy chłopca w uspokajającym geście.
– Jak się czujesz, mały? – zapytał cicho.
– Bywało lepiej – przyznał, ale na jego twarzy pojawił się zbolały uśmiech. – Nie jest źle, naprawdę.
Rzucił szybkie spojrzenie przyglądającej się im pielęgniarce.
– Nie musiałeś tutaj przychodzić – dodał. Było to stwierdzenie na tyle neutralne, by kobieta nie zaczęła niczego podejrzewać. Regulus odpowiedział mu jedynie uśmiechem i przejechaniem palca po jego policzku.
– Mówiłem ci przecież, że będę zawsze, kiedy będziesz mnie potrzebować. – Coś w Harrym ścisnęło się boleśnie. Owszem, Regulus zawsze był przy nim, ale nie potrafił wielu rzeczy zrozumieć. Dotąd chłopak nie był pewien, czy do mężczyzny dotarło to, co powiedział o Horkruksach. Poddał się zbyt szybko, zbagatelizował sprawę, potraktował go, jak nieznające świata dziecko.
Chłopiec potrafił jedynie pokręcić głową.
– Długo spałem? – zapytał niepewnie.
–Jest jedenasta, więc nie straciłeś aż tak wiele, ale wątpię, by Poppy wypuściła cię ze Skrzydła przed jutrem. Dobre dwie godziny zajęło jej zbicie gorączki, nawet z końską dawką eliksirów Severusa.
– Al! – Coś z dużą siłą wpadło na zdezorientowanego chłopca i powaliło go z powrotem na poduszki.
– Zawału przez ciebie dostanę! – warknął Draco. – Czy ty masz pojęcie, jakiego szumu narobiłeś w nocy? Pomijając już to, jak zamartwianie się źle wpływa na cerę, masz pojęcie, że potrzebuję minimum osiem godzin snu, żeby w pełni skoncentrować się na lekcjach?!
Skrzydło Szpitalne wypełnił śmiech dwójki jedenastolatków. Harry przesunął się, robiąc Draco miejsce obok siebie.
W tej jednej chwili obaj czuli się, jakby wszystko było tak, jak być powinno.
***
Harry z niepokojem siedział na łóżku w dormitorium Slytherinu, podczas gdy Draco nerwowo przeszukiwał swój kufer.
– Zniknął! – lamentował blondyn. – Przysięgam Al, był tutaj jeszcze wieczorem, a teraz zniknął!
– Draco nie żartuj! Musimy go znaleźć! – Harry czuł, jak coś skręca się w nim z nerwów. Miał coraz gorsze przeczucia i główną rolę we wszystkich grał dyrektor.
CZYTASZ
Oczy, które prowadzą mnie przez świat.
FanfictionOstatnie co dane mu było zobaczyć to zakryty czerwienią obraz schodów. Później nie było już nic. Żył w ciemności. Choć czy zamknięcie w najmniejszej sypialni po kuzynie i podawanie mu jedzenia, przez klapkę dla kota można nazwać życiem? Nie mogąc ju...