Harry obudził się, czując znajomą obecność tuż przy sobie. Magia Voldemorta rozlała się po pomieszczeniu, wypełniając je aż po brzegi, przez co chłopiec miał wrażenie, jakby otulał go ciepły, bezpieczny kokon.
Podniósł się na rękach i jęknął cicho, kiedy jego głowa zapulsowała przeraźliwym bólem. Przez chwilę nie był w stanie przypomnieć sobie, co się stało, a potem obrazy ostatnich wydarzeń wróciły do niego ze zdwojoną siłą.
– Gdzie jest profesor Lupin? – zapytał niemal machinalnie. Powstrzymał się przed instynktownym nazwaniem Remusa, Lunatykiem.
– Twój stryj zabrał go do sypialni Regulusa – poinformował go zimno czarnoksiężnik. Przez chwilę Harry starał się wyczytać z jego aury, na kogo jest bardziej wściekły i o dziwo jego osoba nie figurowała nawet w pierwszej piątce.
– Wtrącanie się między Wewnętrzny Krąg a ich ofiarę było przejawem skrajnej głupoty – warknął w końcu Riddle.
– A ja myślałem, że po prostu zachowałem się, jak na syna gryfonów przystało – odpowiedział zaczepnie Harry.
– Doinformuję cię. Słowa głupota i Gryfoni to synonimy – odbił piłeczkę Tom.
– Jest też opcja, że moja Ślizgońska natura dała o sobie znać i zadbałem o swoje interesy. – Harry nawet nie starał się ukryć cisnącego się na usta uśmiechu.
– Może i trafiłeś do Slytherinu, ale brakuje ci przebiegłości i finezji Węży – zganił go starszy czarodziej. – Jeśli następnym razem zrobisz coś takiego, zostaniesz ukarany.
Uśmiech momentalnie zniknął z twarzy jedenastolatka. Harry zacisnął dłonie na pościeli i skierował wzrok tuż na miejsce, z którego wydobywała się aura Voldemorta. Z zaskoczeniem odkrył, że są takie dwa. Jedno znajdowało się już pod nogami czarnoksiężnika, skąd dochodził cichy syk.
– Głupotą jest trzymać Horkruksa bez żadnego zabezpieczenia, tym bardziej, jeśli podejrzewa się zdrajców wśród własnych ludzi – syknął chłopak. Tak jak podejrzewał, Riddle obruszył się natychmiastowo i już po chwili dziecko miało przyciśniętą różdżkę do krtani.
– Głupi dzieciaku! – warknął czarodziej. – Użyj mózgu i nie rozgłaszaj takich rzeczy całemu światu!
Na usta Harry'ego po raz kolejny wypłynął uśmiech, lecz tym razem miał on w sobie o wiele więcej kpiny.
– Użyłem wężomowy. Poza tym zapominasz, że jestem w stanie wyczuć zaklęcia, którymi obłożyłeś sypialnię – wyjaśnił. Różdżka została odsunięta, a po chwili Tom usiadł na wcześniejszym miejscu.
– Więc? Skoro nie ma tu jeszcze mojego ojca i Syriusza, podejrzewam, że chcesz ze mną porozmawiać w cztery oczy. – Po raz kolejny mroczna aura Czarnego Pana zafalowała niebezpiecznie.
– A od kiedy to stałeś się taki pyskaty? – zakpił czarnoksiężnik.
–Och wybacz... Myślałem, że kpina, cięty język, czarny humor i sarkazm, to podstawowe sposoby komunikacji Ślizgonów. –Na usta chłopca wypłynął przesłodzony uśmiech.
– Przestań się popisywać! Nie jestem twoim kolegą, żebyś przestał mnie szanować!
– Nie jestem też twoją własnością, żebyś mógł się mną bawić! – Harry powoli dawał się wyprowadzić z równowagi i czuł, że jeśli ta rozmowa nie zakończy się szybko, coś wybuchnie... i to w ciągu najbliższych kilku minut.
– Już raz ktoś chciał zrobić ze mnie marionetkę. Drugi raz nie pozwolę, by do tego doszło – Kontynuował chłopiec. – Moja matka i ojciec oddali za mnie życie i nie zrobili tego po to, by ktokolwiek mógł decydować, kiedy przyjdzie mi je zakończyć, nieważne, ty czy Dumbledore.
CZYTASZ
Oczy, które prowadzą mnie przez świat.
FanfictionOstatnie co dane mu było zobaczyć to zakryty czerwienią obraz schodów. Później nie było już nic. Żył w ciemności. Choć czy zamknięcie w najmniejszej sypialni po kuzynie i podawanie mu jedzenia, przez klapkę dla kota można nazwać życiem? Nie mogąc ju...