Syriusz siedział w kuchni na Grimmauld Place. Bujał się na tylnych nogach krzesła z nogami zaczepionymi o stół.
Minęły dwa miesiące odkąd Regulus i Harry opuścili dom i udali się do Hogwartu. Dziś był trzydziesty pierwszy października, najbardziej znienawidzony przez Syriusza dzień w roku. Już od samego ranka przyglądał się dzieciakom biegającym po chodnikach i przygotowującym się do wieczornego zbierania cukierków z domów.
Od dnia, kiedy uciekł od rodziny, wydziedziczony przez matkę, uwielbiał to święto. Razem z Jamesem ubierali szaty czarodziejów, tiary, zabierali torby z rzuconym Zaklęciem Zmniejszająco-Zwiększającym i wychodzili do mugolskiego miasteczka leżącego niedaleko posiadłości Potterów. W te jedną noc w roku zbierali funty mugolskich słodyczy, a następnego dnia jęczeli nad bolącymi brzuchami.
Kiedyś myślał, że zawsze tak będzie, że kiedy Harry podrośnie, razem zabiorą go na pierwsze Halloween'owe polowanie na słodycze, a potem będą obchodzić w domu Święto duchów. Lily zmyłaby im głowę za dziecinne zachowanie, a potem objęła oboje i nazwała głupkami. Remus byłby tam z nimi, siedział koło niego, albo leżał na kanapie z głową na jego kolanach. Żaden z nich nie musiałby się przejmować wojną, intrygami Dumbledore'a, czy śmiercią. Byliby szczęśliwą rodziną, tak jak zawsze chcieli.
Black po raz kolejny odchylił się na krześle i jęknął cicho.
Co by powiedzieli James i Lily na to, że ich dziecko jest niewidome? Byli by wściekli, to jasne. Pytanie tylko, na kogo? Na Dursleyów? Oczywiście. Na Dumbledore'a? To jasne jak słońce. Na samych siebie? Pewnie tak, choć nie mieli do tego żadnych podstaw. Na niego? Na to Syriusz nie był w stanie odpowiedzieć. Sam miał sobie to za złe, aż za bardzo. Gdyby tamtego dnia nie trafił do Azkabanu...
Potrząsnął głową. To nie czas na użalanie się nad sobą.
Z korytarza dobiegł go wrzask jego matki. Poderwał się na równe nogi, o mało nie lecąc do tyłu razem z krzesłem, które z hukiem uderzyło o ziemię. Na progu pojawił się lśniący patronus, srebrzysta łania, na której widok Syriusz mało nie dostał zawału.
– Lilka... – szepnął, wyciągając rękę w kierunku zwierzęcia. Dopiero teraz zobaczył, że trzyma ono w psyku kopertę. Łania upuściła list na stół i otarła się o nogi Blacka. Po chwili rozwiała się, pozostawiając za sobą srebrzystą mgiełkę. Syriusz spojrzał na pozostawioną wiadomość. Na odwrocie koperty, tuż pod lakiem z pieczęcią rodu Potterów, widniał wykonany czarnym atramentem rysunek lilii.
Syriusz uśmiechnął się pod nosem, choć serce ściskało mu się boleśnie. Tylko ich mała Lily potrafiła tworzyć takie rysunki. Dobrze pamiętał, jak uparła się na ozdobienie ściany nad łóżkiem w sypialni jej i Jamesa. Przez tydzień nie wpuszczała nikogo do środka, zabezpieczając drzwi zaklęciami. Kiedy w końcu skończyła, na brzegach ściany namalowany był piękny wieniec z lilii, a na środku ściany magicznie zaklęty obraz całej ich piątki w ogrodach posiadłości Potterów. Lily trzymała sześciomiesięcznego Harry'ego na rękach i nuciła mu kołysanki w altance. James stał oparty o jeden z filarów i przyglądał im się z czułością w oczach. On leżał na pomoście z nogami przewieszonymi za krawędź, tuż nad taflą wody, a Remus koło niego z głową na jego piersi.
Magicznie zaklęte obrazy, malowane na ścianach były rzadkością. Ruchome zdjęcia czy obrazy można było spotkać wszędzie, ale magię na taką skalę... Nie. Syriusz wiedział o istnieniu jedynie dwóch takich dzieł i oba wyszły spod ręki Lily.
Drugie malowidło znajdowało się w Czarnym Dworze, konkretniej sypialni Regulusa. Syriusz sam był świadkiem, jak Voldemort poprosił Lily o zrobienie go.
Tak jak w przypadku posiadłości Potterów, kobieta nie wpuszczała nikogo, aż do zakończenia pracy. W efekcie pojawił się wspaniały krajobraz błoni Hogwartu. Ulubione miejsce przesiadywania czwórki Huncwotów, ale także Regulusa i Snape'a. Duża płacząca wierzba nad brzegiem Czarnego Jeziora i dwójka Ślizgonów. Regulus w formie dużego czarnego wilka leżał z łbem na kolanach Snape'a, a ten głaskał go i drapał za uchem wpatrzony w jakiś niewidoczny punkt na drugim brzegu jeziora. Cała scena wyglądała dziwnie bajkowo, a zarazem realnie. Jakby najskrytsze marzenia nagle znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Syriusz westchnął głośno. Pamiętał, jak bardzo skrzywdził wtedy swojego brata. Od jednego z Gryfonów dowiedział się, że Regulusowi podoba się Snape. Był wtedy taki wściekły, nie był w stanie się opanować. Całą swoją złość przekuł na nienawiść względem Mistrza Eliksirów i szydził sobie z niego. Nie był wtedy świadom, jak bardzo zrani w ten sposób brata. Kiedy następnego dnia to z Regulusa śmiała się połowa Slitherinu i pozostałe Domy, Syriusz zrozumiał swój błąd. Regulus nie chciał go znać, był głuchy na przeprosiny i błagania.
Black usiadł z powrotem na krześle i uniósł kopertę do twarzy. Drżącymi rękami przełamał czerwony lak i wyciągnął list. Jego przypuszczenia potwierdziło staranne, lekko pochyłe pismo Lily. Po raz kolejny uśmiechnął się smutno.
Drogi Syriuszu,
Jeśli to czytasz, to zdarzyły się dwie rzeczy. Harry w tym roku skończył jedenaście lat i dzisiaj mija dziesięć lat od śmierci mojej i Jamesa. Pewnie zastanawia Cię, dlaczego do Ciebie napisałam? Otóż kilka dni temu zrobiłam coś, czego nie wybaczę sobie chyba do końca życia. Skrzywdziłam moje ukochane dziecko, skrzywdziłam Harry'ego i prawdopodobnie zniszczyłam całe jego życie.
Jak pewnie wiesz, razem z Jamesem byliśmy zmuszeni prosić Voldemorta o pomoc. Tak, wiem, co o nim myślisz i, że nie pochwalasz tego, co zrobiliśmy. Musisz jednak zrozumieć, że wszystko to było kierowane tylko i wyłącznie dobrem naszego Harry'ego. Dumbledore chciał go wykorzystać, zabrać nam i wychować na swoją wspaniałą broń przeciwko Czarnemu Panu, ale... No właśnie. Rozmawiałam z Tomem wiele razy. Przedstawił mi swoje PRAWDZIWE plany, nie plotki, które rozsiewa Dumbledore.
On nie chce zniszczenia czarodziejskiego świata. Chce, by czarodziejski świat i świat mugoli nie musiały żyć oddzielnie, albo przynajmniej, by czarodziejskie dzieci w rodzinach mugoli nie musiały cierpieć. Rozumiem go. Sama jestem mugolaczką i choć moi rodzice z radością przyjęli wiadomość, że jestem również czarownicą, to moja starsza siostra nienawidziła mnie z tego powodu. Nie chcę nawet myśleć, co muszą przeżywać dzieci urodzone wśród ludzi takich jak ona i uważam pomysł Toma za nie tylko postępowy i możliwy do zrealizowania, ale też potrzebny.
Chyba zbyt mocno odbiegłam od tematu... W każdym razie wierzę w słuszność sprawy Voldemorta, choć nie pochwalam jego metod. Tu właśnie pojawia się mój błąd.
By chronić moje dziecko, ofiarowałam je Tomowi w opiekę. Zrobiłam coś potwornego Syriuszu i nie wybaczę sobie tego do końca życia. Na początku wszystko to, wydawało mi się dobrym pomysłem, myślałam, że w ten sposób zniechęcę Dumbledore'a i ocalę mojego maluszka. Pomyliłam się. Teraz on pragnie go jeszcze bardziej, ponieważ niechcący dałam mu kolejny powód, by wierzył w prawdziwość przepowiedni... a ona zwiastuje śmierć mojego dziecka.
Dumbledore przekręcił ją tamtego dnia w kwaterze głównej. Harry nie jest tym który pokona Voldemorta... nie może... Ponieważ ostatni wers głosi: „... i żaden nie może żyć, gdy tylko jeden przeżyje". Ja do tego doprowadziłam Syriuszu... Już teraz skazałam mojego małego chłopca na śmierć. Pozwoliłam, by stał się Horkruksem Voldemorta.
Chcę cię tylko prosić, byś opiekował się Harrym. Nie przelewaj na niego nienawiści względem Toma i Śmierciożerców. To tylko niewinne dziecko. Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz...
Lily.
***
Wszyscy, którzy już przeczytali rozdział, przepraszam za wszystkie te błędy. Musiałam zniknąć z domu na kilka godzin i chciałam wrzucić rozdział jeszcze przed wyjściem. W efekcie nie przeczytałam go jeszcze raz i ominęła masę błędów. Teraz powinno już być dobrze ;D
Dziękuję za waszą wyrozumiałość i wszytkie komentarze.
CZYTASZ
Oczy, które prowadzą mnie przez świat.
FanfictionOstatnie co dane mu było zobaczyć to zakryty czerwienią obraz schodów. Później nie było już nic. Żył w ciemności. Choć czy zamknięcie w najmniejszej sypialni po kuzynie i podawanie mu jedzenia, przez klapkę dla kota można nazwać życiem? Nie mogąc ju...