Cholerny, stary beret

7.6K 651 148
                                    

Kiedy w pierwszej chwili Harry dowiedział się, że wszyscy pierwszoroczni mają płynąć łódkami, nie przyjął tego przyjaźnie. Niezbyt lubił wodę, a fakt, że będzie na chybotliwej łódce, całkowicie ślepy tylko pogarszał jego nastrój.

– Hej, nie martw się. Cały czas będę obok, dobrze? – powiedział Draco, delikatnie dotykając jego ramienia.

– Jeśli pozwolicie, to też się wproszę – dorzucił się Blaise. – W łódce mogą być cztery osoby, więc jeśli dorzucić Guide'a, który oczywiście musi z tobą płynąć, to mamy komplet.

Harry posłał im niepewny uśmiech. Nadal nie czuł się dobrze z myślą o pływaniu po jeziorze.

Wysiedli z pociągu i stanęli na rozmiękłej przez deszcz ziemi. Harry mocniej wczepił się w sierść stojącego u jego boku wilka. Wokół już zebrała się pokaźna grupa różnorakich aur. Część, najwyraźniej starsze roczniki, odchodził gdzieś w bok i kierowała się do innego, bardziej subtelnego skupiska magii.

– W razie czego potrafisz pływać, prawda? – zapytał cicho. Guide zaśmiał się na ten swój szczekliwy sposób. Chłopak uznał to za potwierdzenie.

– Pirszoroczni! Za mną pirszoroczni! – Harry wzdrygnął się na ten niski i tubalny* głos.

– Hagrid jestem! Strażnik kluczy i gajowy w Hogwarcie! Zaprowadza was do szkoły. Wsiadacie do łodzi po cztery łepetyny i nie wincyj, jasne? – Wokół rozległy się ciche pomruki onieśmielonych dzieciaków.

– Ten gość to jakiś wielkolud! – syknął chłopak z tyłu. – W jego brodzie śmiało, można by grać w chowanego.

Odpowiedziało mu kilka zduszonych chichotów. Harry został pociągnięty przez Draco do jednej z łodzi. Zdusił pisk, kiedy pokład zakołysał się pod nim niebezpiecznie. Wilkowi najwyraźniej taka forma transportu również nie przypadła do gustu, bo chłopak wyczuł, jak kładzie się płasko na dnie łódki, skomląc cicho. I po co im to wszystko? Dla widoku wielkiego zamczyska, którego i tak nie będzie mógł zaznać?

Jego humor jeszcze bardziej się pogorszył, kiedy wszędzie wokół zaczęły rozbrzmiewać oczarowane westchnienia i przekrzykiwania.

– Jaki on piękny!

– A jaki wielki!

Harry ukrył twarz między kolanami, kiedy łódką zatrzęsło po raz kolejny. Guide zaskomlał i trącił nosem jego policzek.

– Nie, w porządku. I tak musiałbyś usiąść, a nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł w tak mało stabilnym miejscu. Nie chcę jeszcze brać kąpieli w jeziorze. To nic takiego – mruknął, odczytując nieme pytanie swojego opiekuna.

– Na żywo wygląda jeszcze lepiej niż w opowieściach mamy – westchnął Blaise, a raz potem Harry po kołysaniu wychwycił, że Draco musiał go uderzyć.

– W porządku – powiedział cicho, nie chcąc, żeby Malfoy źle odebrał jego milczenie. – To nic takiego. Wystarczy mi to, co mogę poczuć.

A rzeczywiście było co. Umysł Harry'ego bombardowały kolejne salwy magii bijącej od zamku, pradawnej i niezbadanej. Przez chwilę miał wrażenie, jakby szkołę otulały ramiona wszystkich czterech założycieli. To było uczucie, którego Harry doświadczył tylko raz. Tego roku na urodzinach, kiedy dotknął patronusa swojej matki. Uczucie tych kojących matczynych ramion oplatających go i przytulających do siebie było czymś niezwykłym, a teraz znowu mógł je poczuć. Zupełnie jakby Lily Evans była już obok niego i szeptała mu do ucha pocieszające i uspokajające słowa.

– Już jesteśmy – powiedział cicho Draco i bez słowa pomógł Harry'emu wydostać się z łodzi. Do uszu chłopaka dobiegło kilka wystraszonych krzyków i pisków, kiedy Guide bez ostrzeżenia wyskoczył z łodzi i zaczął się otrzepywać, jak po naprawdę długiej kąpieli.

– Witam was, na pierwszym roku w Hogwarcie! Nazywam się Minerwa McGonagall i jestem zastępcą dyrektora, jak również opiekunką domu Godryka Gryffindora i nauczycielką transmutacji. – Donośny, kobiecy głos wywołał ciarki na plecach Harry'ego. – Za chwilę zostaniecie przydzieleni do swoich domów. Oto one, Gryffindor, Ravenclaw, Hufflepuff i Slytherin. W tej szkole każdy dom zastępuje rodzinę, za dobre zachowanie przyznaje się punkty, a za złe odbiera je. Waszym obowiązkiem jest godne reprezentowanie swojego domu, zarówno tutaj, jak i poza szkołą. A teraz za mną.

Harry przełknął głośno ślinę i pozwolił poprowadzić się wilkowi. Cały czas miał wrażenie, że ktoś się na niego gapi. Kiedy skrzypnęły drzwi, a on zdał sobie sprawę, że weszli do Wielkiej Sali, miał wrażenie, że zaraz zemdleje z nerwów. Cała grupka pierwszorocznych od razu zajęła się gapieniem w sufit.

– Jest zaczarowany tak, by wyglądał, jak niebo nocą. Czytałam o tym w historii Hogwartu! – usłyszał jakiś dziewczęcy głos za sobą. Nagle bez żadnego ostrzeżenia cała grupka stanęła jak wryta i gdyby nie Draco, który nie odstępował jego ramienia nawet na krok, Harry wszedłby w stojącą przed nim osobę.

– Kiedy wyczytam wasze imię, podejdziecie tutaj i usiądziecie na stołku, a ja założę wam na głowę Tiarę Przydziału. – Odezwała się McGonagall. Chwilę później zaczęła się nieskończona lista nazwisk. Na większosć z nich Harry nie zwracał nawet uwagi. Zbyt mocno się bał. 

– Draco Malfoy! – Chłopak miał ochotę skulić się, kiedy jego przyjaciel opuścił miejsce przy jego boku. Sam zdziwił się okropnie, ponieważ nazwiska wyczytywane były alfabetycznie i sam, wpisany jako Black, powinien być na samym początku. Kiedy zdał sobie sprawę, że przydzielana jest kolejna osoba, a on nadal pozostaje na środku Wielkiej Sali, zaczął się naprawdę denerwować. Mocniej wtulił się w bok Guide'a, szukając pocieszania.

Padło nazwisko Blaise'a i Harry zrozumiał, że został już tylko on. Sam jeden wystawiony na masę ciekawskich spojrzeń.

– Na koniec chciałbym jeszcze, byście o czymś wiedzieli. – Chłopak nawet nie zdał sobie sprawy, że oto właśnie przemawia Albus Dumbledore. Ręce mu się trzęsły i miał wrażenie, że dłużej tak nie ustoi. Był przerażony.

– W tym roku dołączył do nas pewien specjalny uczeń. Pan Black jest niewidomy, dlatego proszę zarówno nauczycieli, jak i uczniów, by nie niepokoili zarówno jego, jak i towarzyszącego mu chowańca. – Harry czuł, jak wzbiera w nim gniew. Dyrektor zrobił to specjalnie. Praktycznie wywlókł go na środek i wystawił na wszystkie te spojrzenia.

– To wilk! – pisnęła jakaś dziewczyna ze stołu najbardziej po lewej.

–Panie Black, proszę. – Naglący głos McGonagall nie dał mu zbyt wiele czasu. Guide poprowadził go do przodu, ostrzegł przed stopniami delikatnym otarciem łba o bok i usiadł tuż przy nim, kiedy ten zajmował miejsce na krześle.

Zaraz po tym, jak poczuł ciężar Tiary na głowie, po Wielkiej Sali rozniósł się lekko zachrypnięty głos.

– Nareszcie przyszło! Dziecko, które jest, a którego nie ma! Chłopiec, którego znają wszyscy, a którego nie poznaje świat! – Harry spiął się gwałtownie i miał ochotę nawrzeszczeć na Tiarę, żeby się zamknęła. Zanim jednak zdążył to zrobić, ta już zakończyła swoje przedstawienie.

– Slytherin! – wrzasnęła, a chłopak ostatkiem silnej woli powstrzymał się przed ciśnięciem nią o ścianę. Guide warknął gardłowo w stronę starego kapelusza i poprowadził go do czekającego Draco.

– A tej, o co chodziło? – zapytał blondyn, kiedy tylko Harry zajął miejsce obok niego, a gwar przy stole Slytherinu ucichł.

– Cholerny, stary beret – burknął jedynie chłopak, głaszcząc Guide'a. Wilk wsunął się pod stół, uciekając przed kilkoma wyjątkowo zauroczonymi Ślizgonkami z pierwszego roku. Harry zwinął dla niego kawałek pieczeni i wystawił na ręce.

– Dziękuję – szepnął, kiedy poczuł ciepły język wycierający jego rękę z sosu.

***

*- kochana polszczyzna... próbowałam napisać to słowo przez całe dwie minuty, a i tak musiałam wspomóc się radami w komentarzach za które bardzo dziękuje :* .

Mam nadzieję, że przybycie Harry'ego do Hogwartu się wam podobało. Tiara narobiła niezłego zamieszania, ale o tym jutro XD Jak zawsze wielkie dzięki za wszelkie komentarze pod rozdziałami. Jesteście kochani. 

Oczy, które prowadzą mnie przez świat.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz