Prawda, która potrafi zabić.

7K 592 73
                                    


Remus przez chwilę zastanawiał się, czy nadal ma kontakt z rzeczywistością, czy to kolejny z nawiedzających go koszmarów. Drobny, czarnowłosy chłopczyk klęczał przy nim i starał się go chronić przed niemal całym Wewnętrznym Kręgiem. W myślach błagał Merlina, by miał litość i dziecko nie zostało zamordowane za zuchwałość. Serce podeszło mu do gardła, kiedy tuż nad nim pojawiły się trzy postacie. Voldemort w całej swej okazałości razem z Lucjuszem Malfoy'em i Severusem Snape'em po prawej, i lewej stronie.

Greyback chyba zaczął się tłumaczyć, ale nim zdążył skończyć, już zwijał się na podłodze w spazmach bólu i wrzeszczał wniebogłosy. Remus z przerażeniem stwierdził, że jedyną osobą, której nie zdziwiło zachowanie wilkołaka, był jedenastoletni Black klęczący nad nim.

Chłopiec wpatrywał się we wrzeszczącego mężczyznę z pustką w zielonych oczach, a jego dłonie były tak mocno zaciśnięte w pięści, że Remus nie zdziwiłby się, gdyby przebił sobie paznokciami skórę. Katorga Greybacka trwała dobrą minutę i Lupin był niemal pewny, że wilkołak stracił w tym czasie przytomność.

Alphard odwrócił się w jego stronę, a serce Remusa po raz kolejny wywinęło fikołka. O dziwo oczy chłopca nie ziały już tak straszliwą pustką, teraz wydawały się po prostu smutne. Ślizgon położył dłonie na jego boku, a w następnej chwili ciało Lupina zalała fala przyjemnego ciepła. Nawet rany zadane przez Avery'ego srebrnym nożem, goiły się natychmiastowo.

Kilka osób sapnęło z wrażenia. Lupin ich rozumiał, sam był w niemałym szoku.

Kiedy chłopiec w końcu się od niego oderwał, jedyne co wilkołak czuł, to ogromne zmęczenie towarzyszące magicznemu wyczerpaniu. Wyjaśniałoby to, jakim cudem najmłodszy Black jeszcze oddychał. Najwyraźniej nieświadomie korzystał zarówno ze swoich, jak i jego zapasów magii. Było to dla nauczyciela Obrony doprawdy imponujące, tym bardziej że chłopak dotychczas nigdy specjalnie nie wyróżniał się na jego zajęciach.

Gdyby nie ogarniające go zmęczenie warknąłby na Voldemorta. Czarnoksiężnik bezceremonialnie pochylił się i wziął chłopca na ręce. W następnej chwili jednak umysł Remusa zajęła zupełnie inna osoba. Wilkołak nie wiedział, czy ma płakać ze szczęścia, czy smutku.

Syriusz Black był ostatnią osobą, którą spodziewał się tu spotkać. Był też ostatnim czarodziejem, którego miał ochotę widzieć w takim miejscu. Niemal czuł, jak serce mu pęka, bo oto sprawdzały się najczarniejsze scenariusze Dumbledore'a. Syriusz był zdrajcą. No bo cóż innego robiłby na spotkaniu samego Wewnętrznego Kręgu, ubrany jak na głowę rodu przystało.

– Już w porządku Remi – wyszeptał mu Black. – Zaraz cię stąd zabiorę...

– Musimy porozmawiać – warknął. Czuł, że jeśli nie zajmie czymś teraz myśli, rzuci się na Syriusza i rozszarpie go na strzępy tak jak stoi. Bezskutecznie wyrzucał z głowy napływające obrazy Jamesa i Blacka jeszcze z czasów szkolnych. Ich wspólnych wygłupów. Popisów podczas latania.

Miał ochotę krzyczeć. Przyłożyć Syriuszowi w twarz i zapytać, dlaczego do cholery wydał własnych przyjaciół i przyłączył się do tego potwora?! Dlaczego pomógł w morderstwie dwóch osób, które były niemalże ich rodziną?! A jednak nie potrafił.

Obraz spokojnej twarzy Blacka śpiącego z głową na jego kolanach, kiedy razem z Jamesem czekali w szpitalu na pojawianie się Harry'ego, skutecznie przyćmiewał cały gniew. Czy to też było udawane? Euforia, kiedy Black dowiedział się, że James będzie miał syna. Łzy, kiedy Potter postanowił uczynić go ojcem chrzestnym malucha. Śmiech i wszystkie te chwile bezradności, kiedy Harry zaczynał płakać, a jedyne co potrafił zrobić wtedy Łapa to klapnąć na ziemi obok malucha i do niego dołączyć. Czy to wszystko było oszustwem?

Oczy, które prowadzą mnie przez świat.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz