Na peronie nie zostali długo. Harry cały czas nerwowo podrygiwał i zaczynała go boleć głowa od takiego nagromadzenia magii w jego pobliżu. Kiedy wreszcie znaleźli się w pociągu, Draco pociągnął go w tylko sobie znanym kierunku.
– Tutaj są przedziały Ślizgonów, spróbujmy znaleźć kogoś znajomego – zaproponował Malfoy. Oczywiście Harry nie miał zamiaru wspominać mu, że jedyną znajomą osobą, którą mógłby spotkać, będzie Kat, a ona z tego, co dowiedział się od Draco, trafiła do Ravenclawu.
Nim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć, poczuł, jak jest wciągany do jakiegoś przedziału.
– Dracuś!!! – zdecydowanie zbyt przesłodzony i mieszczący się w zbyt wysokich tonach jak na jego uszy, dziewczęcy głos wypełnił pomieszczenie. Harry niemal od razu umknął za plecy Draco, a Guide warknął, jeżąc sierść na całej długości swojego grzbietu.
– Pansy, moje uszy... – jęknął Malfoy. – Blaise, miło was widzieć.
– Nie odzywałeś się prawie całe dwa miesiące. Gdzie cię wywiało? – Tym razem głos był wyjątkowo chłopięcy i dochodził spod okna. Harry wyłapał dwie aury, które wyglądały bardziej przyjaźnie niż ta Rona. Pansy roztaczała wokół siebie wyjątkowo przykuwającą wzrok i eksplodującą srebrnymi drobinkami, a siedzącego obok niej chłopaka otaczała mieszanka zieleni i brązów, uspokajająca i przywodząca na myśl las.
– Mieliśmy... małe spotkanie rodzinne – wytłumaczył Draco. – Nie mogłem się wymigać.
– Kto to? – zapytała nieufnie Pansy. Harry miał ochotę teraz wcisnąć się w jakiś wyjątkowo ciasny i ciemny kąt.
– To Alphard Black, mój kuzyn z drugiej linii. Jego ojciec i moja matka są kuzynami i takie tam – wyjaśnił Draco. – Do tej pory mieszkał w Irlandii i wrócił do Anglii po dostaniu listu z Hogwartu.
– Ła... Jaki słodki! – kolejny pisk Pansy sprawił, że Harry cofnął się prawie na ścianę pociągu. – Czyj on jest?! Jaki słodziak! Tak mięciutki, taki śliczniutki!
Harry wyłapał czarniejącą aurę Regulusa i postanowił reagować, zanim wilk odgryzie Pansy rękę.
– Nazywa się Guide – powiedział, odciągając wilka, za wcześniej zapiętą obrożę. Czworonóg przywarł do niego, powarkując cicho.
– Jest moim przewodnikiem – wyjaśnił zmieszany.
– Przewodnikiem? Ale po co ci...
– Może wejdziemy do przedziału? – wtrącił się w porę Draco. Złapał Harry'ego za rękę i delikatnie pomógł znaleźć siedzenia.
– Wolisz siedzieć przy oknie czy...?
– Nie robi mi to różnicy. I tak będę widział tyle samo. – Harry prychnął i uśmiechnął się, nie chcąc, by Draco uznał, że zrobił coś źle. Wręcz przeciwnie. Chłopca rozczulała opiekuńczość jego kuzyna względem niego.
– Więc? Możecie mi to wytłumaczyć? – warknęła Pansy, kiedy Harry usłyszał trzask zamykanych drzwi przedziału.
– Właściwie to widzisz...
– Jestem niewidomy – wtrącił chłopak, zanim Draco zdążyłby się zapętlić. – Kiedy byłem młodszy, miałem wypadek. Magomedycy nie zdołali pomóc mi na czas i stwierdzono, że już nic nie można zrobić.
– Al... – w głosie Draco było słychać mieszankę zmieszania i dumy. Blondyn przez te wakacje dowiedział się, jak niechętnie jego przyjaciel mówi o przeszłości.
– Ufasz im, prawda? – zapytał Harry, uważnie obserwując aurę drugiego chłopaka. Kiedy Draco mruknął coś, co chyba miało przypominać „tak", uśmiechnął się delikatnie. – W takim razie w porządku. Ty im ufasz, a ja nie mam podstaw, żeby nie ufać tobie.
– To znaczy, że ty... – Pansy chyba niezbyt była w stanie uwierzyć w to, co powiedział.
– Nie widzę – przytaknął Harry. – Jestem niewidomym, ślepcem, kaleką, nazwij to, jak chcesz.
– Jak w takim razie chcesz się uczyć w szkole? – zainteresował się trzeci obecny w przedziale chłopak. Harry nic nie mógł poradzić na kpiący uśmieszek wypływający na jego usta.
– Z tego, co wiem, do czarowania używa się głowy, ewentualnie głosu i różdżki, choć można się obyć i bez nich. Jeśli zastanawia cię, jak zamierzam celować w przeciwnika, nie potrzebuję wzorku, żeby połapać się w otoczeniu – zakpił. – Teraz na przykład jestem w stanie stwierdzić, że siedzisz dokładnie naprzeciwko mnie z głową opartą na szybie i ramieniem położonym wzdłuż ramy okna, Pansy... Mogę ci mówić po imieniu prawda? W każdym razie ona siedzi najbliżej drzwi z całej naszej czwórki i stuka paznokciami w ścianę. Swoją drogą to jest dość jasna oznaka zdenerwowania lub niepewności, wiesz? A co do Draco, wierci się niespokojnie tuż koło mnie, choć stara się zachować dystans, żebym tego nie wyczuł. Stawiam, że prawdopodobnie jest wkurzony, bo zabieram mu całą uwagę.
– Hej! Wcale nie jestem zazdrosny! – zaprotestował Malfoy.
– Jesteś i oboje dobrze o tym wiemy. Nie lubisz, kiedy ktoś chamsko wprasza się w twoje światła fleszy. Chociaż spójrz na to z tej perspektywy, już za parę godzin będziesz kuzynem największego dziwaka w szkole, nie opędzisz się od adoratorów. – Przedział wypełnił się śmiechem czwórki pierwszorocznych.
– Zabawny jesteś – przyznała Pansy. – I nie nazywaj siebie dziwakiem, to, że nie widzisz, jeszcze nie robi z ciebie odmieńca. Jesteś z Blacków, a to oznacza, że masz rodowód lepszy niż trzy czwarte uczniów w Hogwarcie.
– Niezbyt dbam o to, jakie kto ma korzenie, szczerze powiedziawszy. Mogę wyczuć, jak się gapicie, więc zanim wybuchniecie jadem w moją stronę, powiem wam czemu. Nie jestem Czystokrwisty. – Już wcześniej ustalili z Regulusem, że taka wersja będzie mniej przykuwała uwagę, niż wymyślanie jakiegoś czysto krwistego rodu z dalekiej zagranicy, którego nikomu nie będzie się chciało sprawdzać. – Moja matka była mugolaczką, nie, nie uznaję słowa Szlama, nie w odniesieniu do niej. Była naprawdę silną czarownicą pomimo mugolskich korzeni, a jako kobieta i matka była wspaniała. Dlatego, jeśli nauczyłem się czegoś od najmłodszych lat, to, że nie pochodzenie określa czarodzieja, a jego magia i to, co sobą reprezentuje.
– Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że masz takie „miłosierne" poglądy jak Wiewiórkowaci Weasleyowie, czy Stary Dumbledore? – Głos Pansy był niebezpiecznie chłodny i cichy. Harry bez skrępowania odwrócił się do Draco.
– Weasleyowie to ci, pod wejściem na peron? – zapytał. Kiedy usłyszał potwierdzenie, westchnął cicho
– Dałaś mi właśnie idealny dowód na pokazanie ci moich racji – przytaknął. – Widzisz, spotkałem kilkoro z nich przed wejściem na peron. Rodzina pełna sprzeczności. Dwójka bliźniaków z wyjątkowo silną mocą magiczną i interesującym charakterem, czyli w skrócie osoby dla mnie warte zachodu, a z drugiej strony chłopak w naszym wieku, od którego aż na kilometr biło gniewem i zawiścią do całego świata. Takie osoby zazwyczaj postrzegają wszystko na zasadzie "Biedny, skrzywdzony, nigdy niedoceniany, ale i tak nie zrobię nic, by to zmienić i będę użalał się nad samym sobą".
Z boku dobiegł go cichy śmiech Draco.
– To jest właśnie ta granica – kontynuował Harry. – Są ludzie naprawdę interesujący i mogący wstrząsnąć czarodziejskim światem, jeśli tylko dostaną taką szansę, a są ludzie, których wynosi się na piedestały, a tak naprawdę poza rodowodem nie mają zupełnie nic.
– Wiesz co, Alphard? Interesujący z ciebie gość. Jestem Blaise. Blaise Zabini. – Harry poczuł, jak ręką chłopaka delikatnie dotyka jego ranienia. Uścisnął dłoń rówieśnika.
– Miło mi. Alphard Black. – Pięć minut później w ich przedziale rozbrzmiewały ciche śmiechy i odgłosy ożywionych dyskusji.
***
No to na wstępie... WSZYTKIEGO NAJLEPSZEGO DLA HARRY'EGO!!!
Dziekuję wam za te wszytkie pozytywne komentarze pod poprzednim rozdziałem. Naprawdę wiele dla mnie znaczą. Mam nadzieję, że ten również przypadnie wam do gustu i, że nie zrazi was, że tak odkładam to przybycie do Hogwartu ( to już w następnym rozdziale).
Nawiązując dwa rozdziały wstecz... Ktoś domyśla się, co takiego zorbiła Lily, że Voldi jest tak zrzyty z Harrym? Od razu mówię, że nie jest to nic nowego, ale bardzo wpieniło do Dropsika XD
CZYTASZ
Oczy, które prowadzą mnie przez świat.
FanficOstatnie co dane mu było zobaczyć to zakryty czerwienią obraz schodów. Później nie było już nic. Żył w ciemności. Choć czy zamknięcie w najmniejszej sypialni po kuzynie i podawanie mu jedzenia, przez klapkę dla kota można nazwać życiem? Nie mogąc ju...