Największym piekłem rodzica, jest przeżyć swoje dziecko.

8K 631 318
                                    

Harry nerwowo przemierzał korytarze Hogwartu. Nadszedł ten moment, czas by odebrać dyrektorowi to, co sobie przywłaszczył. Guide dreptał przy jego nodze, prowadząc go do opuszczonego gabinetu Albusa Dumbledore'a.

Voldemort i Śmierciożercy właśnie w tej chwili atakowali Hogsmeade, zapewniając im czas. Podległym mu Ślizgonom kazał narobić trochę szumu i zająć pozostałych nauczycieli. Remus już wcześniej pobiegł do dyrektora, prosząc go o pomoc z powodu pojawienia się przy ataku, samego Czarnego Pana. Wszystko szło gładko.

Kiedy stanęli przed kamienną chimerą, Harry skoncentrował się na oplatających wejście zaklęciach. Metodycznie wplatał między nie swoją magię, wypruwając pojedynczo, jak nici z kotary. Ostrożnie koncentrował się na każdym, nie chcąc w żaden sposób alarmować dyrektora o tym, co robi. Kamienny posąg przesunął się po kilku minutach z cichym szuraniem.

Guide poprowadził chłopca schodami na górę, wprost do gabinetu. Harry wtulił dłoń w sierść wilka i już po chwili zalała go fala barw. Przez chwilę, stał zdezorientowany ogromem magii jaka wypełniała pomieszczenie. W całym gabinecie pełno było różnego rodzaju, dziwnych przedmiotów działania, których chłopiec mógł się jedynie domyślać.

Z boku dobiegł ich cichy trel, który jedenastolatek rozpoznał, jako osławionego feniksa Dumbledore'a. Ptak poderwał się ze swojej żerdzi i przysiadł na oparciu dyrektorskiego krzesła. Potter odetchnął cicho i wyciągnął ku niemu rękę.

– Nie zrobię ci krzywdy – obiecał. –Szukam tylko czegoś, co dyrektor zabrał mojemu przyjacielowi.

W jakiś sposób miał wrażenie, że feniks go zrozumie. Rzeczywiście, kiedy tylko wspomniał o dzienniku, ptak zaświergotał i przysiadł na biurku, zahaczając szponami o jedną z szafek. Harry podszedł do niej i po raz kolejny uderzył w niego kokon zaklęć zabezpieczających.

Powtarzając całą poprzednią procedurę, starał się włamać do szafki. W chwili, gdy zamek szczęknął zwycięsko i chłopiec dotknął leżącego na dnie dziennika, poczuł, jak coś uderza go w plecy. Przed oczami rozlało się białe oślepiające światło, a jego krzyk wymieszał się ze skomleniem wilka. Harry skulił się na podłodze z bólu, jego głowa pulsowała nieprzyjemnie, a przed oczami po raz kolejny rozlał się mrok. Szaleńczy ogień trawił jego wnętrzności od środka i co chwila wyrywał z jego ust ciche jęki.

Odgłos czyichś kroków przedarł się do jego umysłu przez woal bólu.

– Wiedziałem, że Blackom nie można ufać. – Zimny głos dyrektora zmiażdżył ostatnie promienie nadziei, tlące się sercu dziecka. Harry przytulił do piersi dziennik, w myślach błagając, by dyrektor nie mógł go zniszczyć. Nie chciał nawet myśleć, co wspomnienia Marvolo zrobiłyby z już i tak sadystycznym Czarnym Panem.

– Głupie dziecko. Możesz widzieć magiczne aury, ale nie ochroni cię to przed klątwami, których nie znasz. To, co błędnie wziąłeś za jedną z barier, teraz powoli cię zabija i twojego towarzysza także. Nie ma już dla was ratunku... – W tej chwili Harry oddałby wszystko, by móc spojrzeć w oczy Regulusa, by jego opiekun mógł go przytulić i powiedzieć, że to jedynie zły sen.

– Oddaj mi ten dziennik, dziecko, a może podaruje ci szybką i spokojną śmierć. – Jedenastolatek przycisnął skórzaną okładkę do siebie w zaborczym geście.

– Skoro tak chcesz... Cru...

– Nie waż się krzywdzić mojego syna. – Głos Regulusa, słaby i zachrypnięty z bólu, rozbrzmiał zaraz koło ucha chłopca. W następnej chwili Harry poczuł ciepłe ramiona owijające się wokół niego

– Regulus, co za przedziwny zbieg okoliczności. Pomyśleć, że cały czas byłeś właśnie tutaj w Hogwarcie... – po głosie można było stwierdzić, że dyrektor jest co najmniej rozbawiony. – Cóż za ironia, że ostatni spadkobiercy wielkiego rodu Blacków zginą w ciągu paru godzin.

Oczy, które prowadzą mnie przez świat.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz