Harry pogładził palcami maleńką fiolkę. Zimne szkoło kojarzyło mu się teraz z drogocennym diamentem. Oto trzymał w dłoni sposób na odzyskanie tego, co utracił. Mógł znowu być normalnym chłopcem, widzieć i zachwycać się tym, co jego rówieśnicy.
– Ja... Czy jeśli wróci mój wzrok, to przestanę widzieć aurę magiczną? – zapytał lekko spanikowany. Od Severusa wyczuł dość długie wahanie i niepewność.
– Jest taka możliwość. Twoja magia dostosowuje swoje możliwości do twojej obecnej sytuacji, jesteś jeszcze dzieckiem i nadal pozostaje ona plastyczna, choć nie w takim stopniu jak przed pójściem do Hogwartu – zaczął ostrożnie Mistrz Eliksirów. – Aury pozwalają ci funkcjonować bez wzroku, zastępują ci go w większym stopniu, niż inne zmysły. Jeśli odzyskasz możliwość widzenia, twoja magia może po prostu zmienić priorytety.
– Nie chcę tego stracić. To jest... praktycznie część mnie. Poza tym, jeśli odzyskam wzrok, Regulus nie będzie już miał powodu, żeby być przy mnie w Hogwarcie. Dyrektor zacznie coś podejrzewać.
– Nie martw się o to. – Ciepła dłoń Regulusa spoczęła na jego ramieniu. – Coś wymyślimy, a ja chcę po prostu, żebyś był szczęśliwy.
– Przepraszam. – Harry pochylił głowę i odwrócił się do Riddle'a i Mistrza Eliksirów. – Wiem, że musieliście się przy tym naprawdę napracować, ale... Nie mogę tego przyjąć. Gdyby mój wzrok wrócił, nie mógłbym nadal pozostawać Alphardem Blackiem.
– Al... To przecież nie tak... – próbowała protestować Kat. Chłopiec jedynie pokręcił głową, uciszając ją.
– Jestem sobą również dlatego, że nie widzę. Owszem, czasem byłbym w stanie oddać wszystko, żeby znowu móc być normalnym... ale równie często mam wrażenie, że to już nie byłoby to samo. Oczy potrafią zobaczyć tylko to, co ludzie chcą pokazać. – Myśli Harry'ego niemal natychmiast powędrowały w stronę Regulusa i Snape'a. Nigdy nie zapytał Blacka o relacje, jakie ich łączą, zbyt dobrze wiedział, że jego opiekun nie chce o tym rozmawiać. Mimo to czuł, jak aura Mistrza Eliksirów buzuje w kontakcie z magią Regulusa.
– Rozumiem. – Cichy głos Toma wyrwał go z zamyślenia. – Zachowaj jednak eliksir. Na fiolkę jest nałożone zaklęcie amortyzujące, jest na tyle mała, że możesz ją nosić jako wisiorek i zawsze mieć przy sobie. Uleczy każdą, nawet największą ranę i najgorszą chorobę. Według zapisków jedyne, z czym nie potrafi sobie poradzić to Avada.
– Nie można wskrzeszać zmarłych – zrozumiał niemal natychmiast Harry.
– Nie. Nie można – przyznał czarnoksiężnik. Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza. Wreszcie Draco, najwyraźniej zmęczony ciężką atmosferą, objął Harry'ego ramieniem i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia.
– Skoro otworzyłeś już prezenty, to czas na najważniejszy świąteczny zwyczaj! – zakrzyknął radośnie. – Idziemy lepić bałwana!
Aura blondyna oszalała, skręcając się i wijąc w całym pomieszczeniu. Harry uśmiechnął się na ten przejaw dziecinnego podekscytowania, a potem odkrył, że sam praktycznie nie potrafi wysiedzieć w miejscu.
Nigdy nie lepił bałwana. Podczas trzech lat w Irlandii jedynie przysłuchiwał się innym dzieciakom z daleka i przesiadywał zimy w ciepłej i suchej bibliotece, leżąc lub siedząc w obszernym fotelu przy kominku. Za każdym razem, kiedy Syriusz starał się wyciągnąć go na dwór, znajdywał jakąś wymówkę.
– Al, no chodź! – Poczuł, jak Draco ciągnie go za rękę i wyprowadza z salonu.
– Nie zapomnij szalika... I czapki! Rękawiczki też załóż! – przypomniał Regulus, a Harry rozważał przyłożenie głową w ścianę. Uśmiechnął się i rzucił przez ramię.
– Tak mamo! – Salon wypełnił śmiech Syriusza i Lucjusza, a Regulus mruknął pod nosem coś o niewdzięcznych dzieciakach. Harry zdusił cichy śmiech, narastający w jego gardle. Tuż przed drzwiami przywołał swój wełniany, szmaragdowy szalik i owinął się nim szczelnie, ukrywając twarz po sam nos.
Kiedy tylko przekroczył próg dworu, zimny ostry wiatr zaatakował jego skórę. Zadrżał i owinął się mocniej płaszczem. W powietrzu unosił się zapach sosen. Gruba warstwa białego puchu chrzęściła pod stopami przy każdym kroku.
– Draco, zwolnij! – zaprotestował Harry, kiedy kolejna zaspa niemal posłała go twarzą w śnieg.
– Przepraszam... – mruknął zażenowany Malfoy. – Po prostu... dawno już nie miałem kogoś, z kim mógłbym się tak dobrze bawić. Kat zawsze stara się być blisko... ale to nie to samo. Nie, kiedy poszliśmy do szkoły i wyraźniej widać różnicę wieku.
Harry pozwolił sobie na mały uśmiech.
Sam cieszył się z tak bliskiej obecności Draco w jego pobliżu. Rówieśnicy zawsze stronili od niego, najpierw z powodu gangu jego kuzyna i ich „polowań na Harry'ego", a później przez jego kalectwo lub magię. Przywyknął do odrzucenia i samotności, a Draco był dla niego w tym roku zupełnym tego przeciwieństwem. Zawsze przy nim, niczym dość głośny ochroniarz, który nie pozwala zapomnieć o swojej obecności. Gotów bronić go przed niebezpieczeństwami i pocieszać choćby samą swoją obecnością, pokazać, że nie jest już sam.
Harry był mu za to naprawdę wdzięczny. Draco był dla niego równie ważny, co Regulus, Syriusz czy profesor Lupin, był jego rodziną.
Zimny, śnieżny pocisk trafił go prosto w pierś. Przez chwilę panowała zupełna cisza, a potem Draco wybuchnął głośnym śmiechem.
– Gdybyś widział swoją minę... Ja nie mogę... – wydusił blondyn. Na usta Harry'ego wypłynął krzywy, sadystyczny uśmiech. Schylił się i zgarnął w dłonie, jak najwięcej śniegu ugniatając go w kulkę. Uważnie obserwował falującą aurę Draco, starając się wyostrzyć jej granice i dostrzec sylwetkę chłopaka. Pocisk trafił idealnie w czoło Malfoy'a, a śmiech chłopaka urwał się gwałtownie.
– Hej! – W tonie blondyna brzmiało oburzenie. Nie minęło kilka minut, a śnieżna wojna rozpętała się na dobre. Nikt nawet nie zauważył, kiedy do dwójki chłopców dołączyła Katrina razem z Syriuszem i Regulusem w animagicznych formach. Ogromny, czarny wilk niespodziewanie skoczył w stronę niczego niespodziewającego się Severusa i posłał Mistrza Eliksirów w białą zaspę.
– Regulus!!! – wrzasnął Snape, próbując strącić z siebie ciężkiego czworonoga. Dzieciaki wybuchnęły śmiechem, podobnie Syriusz, który tarzał się w białym puchu i szczekliwie wyrażał swoje rozbawienie. Czarny wilk przekręcił łeb w bok i przyglądał się czarnowłosemu mężczyźnie maślanymi oczami.
– Złaź ze mnie! – warknął Severus i po raz kolejny naprał ramionami na wielkie cielsko. Mimo jego protestów Harry wyczuwał dziwne ciepło bijące z jego aury. Po raz kolejny uderzyło w niego dziwne wrażenie, że Regulus nie jest tak całkiem obojętny Mistrzowi Eliksirów.
Coś boleśnie skręciło się w jego żołądku. Skrzywił się i cofnął o krok, kiedy jego magia zawirowała niebezpiecznie i wyrwała się w stronę nic niepodejrzewającej dwójki czarodziejów. Harry syknął cicho, czując, że jeśli potrwa to dłużej, nie będzie w stanie jej utrzymać. Korzystając z tego, że uwaga wszystkich zwrócona była na Snape'a i Regulusa, wycofał się, jak najdalej potrafił.
***
Tak, wiem. Uwielbiacie mnie i moje Polsaty. Pocieszenie macie tylko takie, że nie musicie czekać prawie całego tygodnia na następny rozdział xD
Napiszcie mi, co sądzicie o rozdziale.
CZYTASZ
Oczy, które prowadzą mnie przez świat.
FanficOstatnie co dane mu było zobaczyć to zakryty czerwienią obraz schodów. Później nie było już nic. Żył w ciemności. Choć czy zamknięcie w najmniejszej sypialni po kuzynie i podawanie mu jedzenia, przez klapkę dla kota można nazwać życiem? Nie mogąc ju...