Harry, który po raz pierwszy korzystał ze Świstoklika, mógł śmiało powiedzieć, że podróżowanie nim nie jest wcale lepsze od aportacji. Zachwiał się, mało nie upadając, kiedy jego ręka puściła śmieszny, pokryty wzorami dysk.
Na twarzy poczuł ciepłe promienie słońca i delikatny, rześki wiatr, słyszał chrzęst żwiru pod stopami, Czuł drobne kamyczki uciekające spod stóp.
Ojciec wziął go za rękę i poprowadził przed siebie. Przez cały czas Harry starał się chłonąć otaczającą go naturę. W wyczulony zmysł węchu uderzył zapach mokrych liści. Dwa wyczuwalne pasy cienia, biegnące równolegle po prawej i lewej stronie oraz dobrze znany szelest, podpowiadały, że muszą być odgrodzeni wysokim żywopłotem.
– Uważaj, schody – ostrzegł go Regulus i dokładnie w tym samym momencie czubek buta chłopca uderzył w coś twardego. Harry ostrożnie wspiął się po kilku schodkach i zatrzymał na polecenie ojca.
– Zgredek wita Pana i panicza Blacka! Zgredek zaprowadzi Pana Blacka i panicza Blacka, do Państwa Malfoy, Panicza Malfoy i Pana Blacka. – Harry zaśmiał się cicho na słowa, jak podejrzewał, domowego skrzata Malfoy'ów. Czasem chłopcu wydawało się, że Stworek, nie „paniczujący" mu na każdym kroku, jest u tych stworzeń ewenementem na skalę światową.
Posłusznie podążył w głąb domu, nadal trzymany za rękę przez Regulusa. Pierwszym co w niego uderzyło, był zapach starego pergaminu, heblowanego drewna i róż. Podobny zapach czuł w Irlandzkiej posiadłości pana Riddle'a, tyle że tam zamiast róż towarzyszył mu delikatny i słodki zapach małych kwiatuszków rosnących wzdłuż żwirowej drogi prowadzącej do drzwi. Miały one mocny różowo-fioletowy kolor i rosły zwisając w dół.
Kiedy zapytał o nie wuja Syriusza, ten wytłumaczył mu, że jest to fuksja, specyficzny dla tego terenu kwiat, za którym on nieszczególnie przepada. Harry dobrze rozumiał wuja każdego lata, kiedy drobna roślinka zaczynała kwitnąć, a Syriusz w formie Łapy praktycznie tarzał nosem po ziemi, kichając i prychając za każdym razem, kiedy zmuszony był znaleźć się w pobliżu kwiatów.
– Al, jesteś jeszcze z nami? – zapytał Regulus, a Harry zrozumiał, że ojciec mówił do niego już od dłuższego czasu. Potrząsnął głową, próbując pozbyć się zbędnych myśli.
– Oczywiście, ojcze. Przepraszam – mruknął.
– Nie musisz przepraszać za każdym razem Alphard. Po prostu postaraj się nie odlatywać gdzieś myślami – upomniał go Regulus. Chłopak jedynie skinął na to głową.
Nagle do jego uszu dotarła znajoma melodia. Tak znajoma, że Harry po raz kolejny tego dnia poczuł napływające do oczu łzy.
Niewiele pamiętał z czasów, kiedy jego rodzice jeszcze żyli, ale jednego nie byłby w stanie zapomnieć nigdy. Delikatnych dźwięków wydobywających się z pianina, kiedy jego mama, po długich namowach ojca zasiadała przy instrumencie. Melodia, którą nuciła mu w noce, gdy nie potrafił zasnąć, melodia, którą wygrywała w zimowe lub jesienne wieczory, przy blasku kominka. Jedyne co mu po niej pozostało.
– Al? – Regulus musiał już dostrzec jego reakcję, bo Harry czuł oddech mężczyzny tuż przed sobą. Regulus klęczał przed nim z dłońmi na jego ramionach i delikatnie starał się go wyrwać ze wspomnień, w które po raz kolejny wpadł.
– Mama... – wychrypiał Harry, głosem zdartym i niepewnym od emocji. – Mama zawsze to grała.
– Chodźmy, Al. Wszyscy już na ciebie czekają. – Regulus odsunął się od niego, a w następnej chwili poczuł, jak mężczyzna kładzie mu dłonie na łopatkach i delikatnie popycha do przodu.
Usłyszał delikatne skrzypienie otwieranych drzwi, a w następnej chwili jego uszy zaatakował silny gwar, co najmniej siedmiu osób.
– WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO ALPHARD!!! – Harry stał jak oszołomiony. Mimo magii krążącej w budynku wyczuwał aurę faktycznie siedmiu osób. Wszystkie znajome i wywołujące poczucie bezpieczeństwa.
Delikatna aura pana Snape'a z niewyjaśnionych powodów kojarząca mi się z liliami, lasem i jakąś stojącą wodą, na przykład stawem, lekko mroczna i mętna Syriusza, kojarząca mu się z zimnym, wilgotnym miejscem, ale też czymś miękkim i puchatym, jak psia sierść. Magia Draco przywodząca na myśl lśniący pył wybuchający i wirujący w powietrzu, roztaczająca wokół siebie onieśmielenie i lekki niepokój, tak podobna do aury jego ojca.
Narcyza Malfoy emanowała za to czymś zupełnie innym niż reszta jej rodziny. Odrobina wyniosłości w połączeniu ze spokojem i matczyną miłością. Kobieta, nieważne jak dziwnie by to zabrzmiało, była czystym uosobieniem lwicy. Władcza i pewna siebie, ale opiekuńcza w stosunku do swojego syna i rodziny, gotowa zrobić dla nich wszystko.
Tuż obok niej wyczuwał pełną empatii aurę Kat. Dziewczyna aż promieniowała magią, która Harry'emu kojarzyła się z kręgiem płomieni odgradzającym dziewczynę od wijącej się, dziwnej i mętnej wstęgi mroku, bardziej niepokojącej i złowrogiej niż w przypadku Syriusza, czy Lucjusza Malfoy'a.
Najdalej od niego Harry dostrzegł niepodważalny powód swojego spokoju. Mroczne, szmaragdowo-granatowe drobinki kumulujące się wokół jednej, konkretnej osoby i przyciągające go z niewiarygodną siłą. Nawet nie zauważył, jak na jego twarzy pojawia się delikatny uśmiech.
Przez chwilę stał na progu pochłonięty tym wszystkim. Regulus o nim nie zapomniał, nie zignorował jego urodzin. Do oczu napłynęły mu kolejne łzy. Nie był już sam.
– Ja... Dziękuję... – szepnął w końcu, ledwo panując nad swoim głosem. Dłoń Draco zacisnęła się na jego nadgarstku, a chłopak ostrożnie pociągnął go w głąb pomieszczenia.
– Nie masz za co dziękować, głupku. To twoje urodziny... chociaż długo kazałeś na siebie czekać... królewno.
– Nie jestem królewną! – zaprotestował niemal natychmiast Harry.
– Owszem, jesteś. Czarnowłosą królewną na ziarnku grochu – zaśmiał się Draco. Harry zamrugał kilkakrotnie.
– A ty skąd znasz mugolskie bajki? – zapytał niepewnie.
– Kat... Kat mi czytała, kiedy byłem mniejszy – burknął Malfoy, a Harry założyłby się o całe złoto Blacków i Potterów, że chłopak się czerwieni.
– Dobrze chłopcy, może już usiądziemy – zaproponowała Narcyza. Harry skinął głową, a Draco, nadal ściskający jego nadgarstek pociągnął go w stronę, jak się później okazało, stołu.
– Tort upiekli Kat i Severus – powiedział Draco, a kiedy Harry odwrócił się do niego z niedowierzaniem, dodał. – Wbrew pozorom, wuj ma równie duże zdolności kucharskie, co warzycielskie.
– A ty bynajmniej nie powinieneś tego rozgłaszać całemu światu, smarkaczu – warknął Snape, ale w jego głosie nie było słychać ani odrobiny jadu. Malfoy zaśmiał się cicho.
– Chciałbyś go zobaczyć, Al? – pytanie ze strony Syriusza wytrąciło chłopca z równowagi. Odwrócił głowę w kierunku głosu wuja i spojrzał na niego z wyrazem absolutnego zdumienia na twarzy.
– No nie wstydź się, oboje wiemy, że cię korci. – Harry mógł jedynie pokiwać głową, a w następnej chwili poczuł dłoń Syriusza na swojej własnej. W przypadku ludzkiej formy Harry zawsze chwytał swoich opiekunów za rękę, tak było mu łatwiej.
Przez chwilę nic się nie działo, a potem chłopak miał wrażenie, że otwiera powieki. Wiedział, że to nie on, a Syriusz zareagował na prośbę wyczytaną z łączącej ich teraz więzi. Nie chciał zbytnio nadszarpywać zaufania mężczyzny, więc tylko wpatrywał się w stojący na stole tort. Był cudny.
Prosty, śmietankowy ze zdobieniami z kremu czekoladowego. Na środku zrobiono duży napis „Wszystkiego Najlepszego, Alphard!", a wokół powkładano jedenaście świeczek.
Harry zerwał kontakt i znów powrócił do otaczającej go wszechobecnej ciemności.
– Alphard? Coś nie tak? – zaniepokoił się Draco. Harry pokręcił głową i ukrył ją w dłoniach.
– Jest śliczny... dziękuję – szepnął, starając się nie dopuścić, by zdradzieckie łzy opuściły jego oczy. Urodziny spędzone z bliskimi mu osobami i torty nadal były dla niego czymś, czego nie spodziewałby się w najskrytszych marzeniach.
***
Padła propozycja, by ten rozdział pojawił się dopiero 31 ale... no właśnie. Mam jeszcze jeden rodział związany z urodzinkami Harry'ego i małym zalążkiem Tomarry, który w przyszłości rozwinę. Teraz pytanie, czy ten trzeci rozdział chcecie żebym wrzuciła 31 lipca?
CZYTASZ
Oczy, które prowadzą mnie przez świat.
FanfictionOstatnie co dane mu było zobaczyć to zakryty czerwienią obraz schodów. Później nie było już nic. Żył w ciemności. Choć czy zamknięcie w najmniejszej sypialni po kuzynie i podawanie mu jedzenia, przez klapkę dla kota można nazwać życiem? Nie mogąc ju...