Po raz kolejny w ciągu ostatnich trzech godzin z piwnicy Spinner's End dobiegł odgłos wybuchu. Po chwili drzwi na schody uchyliły się i w kłębach dymu pojawił się Severus. Kat westchnęła cicho, zmniejszyła gaz na kuchence i podeszła do ojca ze szklanką wody.
– Co tym razem poszło nie tak? – zapytała. Snape załamał ręce i opadł na kuchenne krzesło. Dziewczyna odwróciła się do niego plecami i wróciła do przygotowywania obiadu.
– Kiedy w końcu dasz się namówić na skrzata domowego? – Mistrz Eliksirów uważnie przyglądał się, jak Kat dodaje pokrojone mięso do garnka.
– Lubię zajmować się domem... I nie próbuj zmieniać tematu! Co tym razem wybuchło? – Uważne spojrzenie dziewczyny wywołało ciarki na plecach mężczyzny.
– Lubisz prace domowe, masz podejście do dzieci... Mówił ci już ktoś, że byłabyś świetną matką? –Tym razem Kat poddała się i z hukiem odstawiła własną szklankę na wypolerowany blat.
–Nie. Zmieniaj. Tematu – warknęła. – Od trzech dni siedzisz w laboratorium i co chwila coś wysadzasz. Co tym razem starasz się zrobić, co?
– Jakaś specjalna okazja, że tak bardzo się starasz z obiadem? – Severus poddał się, widząc zrezygnowany wzrok dziewczyny, w którym odbijał się smutek. – Tom poprosił mnie o sporządzenie dość specyficznego eliksiru, który pomógłby Śmierciożercom wyciągniętym z Azkabanu. Problem polega na tym, że trzeba nieco przerobić jego skład. Głównymi ingrediencjami są krew jednorożca i smoka. Oczywiście z tym pierwszym nie byłoby problemu, bo jego lepiej dostępnym zamiennikiem są łzy feniksa, ale te z kolei nie reagują dobrze ze smoczą krwią. Cały problem leży w tym, że obecnie staram się znaleźć zamiennik dla smoczej krwi, a wszystkie moje badania idą na nic.
Kat uśmiechnęła się kącikiem ust, widząc jak ciężko jej ojcu przyznać, że potrzebuje pomocy. Machnięciem różdżki sprawiła, by łyżka sama mieszała, gotujący się powoli gulasz i podeszła do stołu. Szybkim ruchem przywołała pióro, kałamarz i pergamin. Spisała wszystko, co wiedziała o trzech przedstawionych jej substancjach.
SMOCZA KREW: *
- przyspiesza gojenie się ran,
- ma zastosowanie przeciwbakteryjne i podczas leczenia górnych dróg oddechowych,
- źle przygotowana zachowuje się podobnie do kwasu.ŁZY FENIKSA: *
- potrafią uleczyć każdą ranę, nawet najcięższą,
- w działaniu są podobne do krwi jednorożca.KREW JEDONOROŻCA:
- potrafi uleczyć każdą ranę,
- prawie niemożliwa do zdobycia.*- te dwie substancje nie reagują ze sobą dobrze (reakcja podobna do dodania wody do kwasu)
Uniosła wzrok znad kartki i przesunęła ją w stronę ojca.
–Niczego nie pominęłam? – zapytała. Kiedy Severus skinął z uznaniem głową, powróciła do studiowania swoich notatek.
– Z tego, co zauważyłam w większości eliksirów, gdzie próbowano wykorzystać smoczą krew i łzy feniksa, krew była dodawana jako pierwsza, prawda? – powiedziała w końcu.
– Tak. Krew smoka zawsze dodaje się jako jeden z pierwszy ingrediencji, ponieważ wpływa ona na temperaturę mikstury i przy podaniu jej później trudniej byłoby ją ustabilizować – przyznał Mistrz Eliksirów.
– Wiesz... Istnieje takie mugolskie, szkolne powiedzenie. „Pamiętaj chemiku młody, wlewaj zawsze kwas do wody". Wzięło się stąd, że jeśli dodamy wodę do kwasu, następuje reakcja, woda zaczyna wrzeć, pryskać z naczynia i można zostać oparzonym kwasem i wodą. Może ze smoczą krwią i łzami feniksa jest podobnie, z tym że ich magiczne właściwości wzmacniają reakcję i dochodzi do wybuchu? Może trzeba po prostu najpierw dodać łzy feniksa, a potem smoczą krew?
– Problem polega ciągle na utrzymaniu temperatury eliksiru. Pewne ingrediencje nie mogą być podgrzewane po dodaniu. – Katrina westchnęła głośno i oparła głowę na dłoni. Przez chwilę bazgrała coś na pergaminie. Severusowi podejrzanie przypominało to nietoperza nad kociołkiem. Nagle poderwała głowę i uśmiechnęła się do niego promiennie.
– A gdyby tak wymieszać je poza kociołkiem? No wiesz, stworzyć osobny składnik z ich połączenia. W osobnym naczyniu dodać smoczą krew do łez feniksa, a potem dopiero dodać do eliksiru. Dzięki temu łzy zniwelują ogrzewającą działalność krwi, nie pozbawiając jej innych zdolności, eliksir będzie miał po ich dodaniu taką samą temperaturę i wszystko będzie w porządku. – Oczy Snape'a pojaśniały, kiedy z dumą patrzył na uśmiechniętą córkę.
– Jesteś genialna, wiesz o tym? – powiedział, a jego usta wygięły się lekko.
–Mam z warzeniem styczność od szóstego roku życia. Prawie dorównuję ci poziomem – stwierdziła, zbywając go machnięciem ręki. – Idź już do tej swojej jaskini. Obiad będzie o piątej. Tylko żebym nie musiała tam po ciebie schodzić!
Mistrz Eliksirów zniknął na schodach, nim dziewczyna zdążyła dokończyć.
– Jak z małym dzieckiem – westchnęła cicho, wracając do robienia gulaszu. Po około godzinie, kiedy wszystko było już gotowe, a Severus nadal się nie pojawił, dziewczyna przewróciła oczami i skierowała się do laboratorium.
– Mówiłam ci, że o piątej jest obiad – burknęła, stając w progu pomieszczenia. Znad dużego, żelaznego kociołka wydobywały się kłęby pary. Mistrz Eliksirów akurat przygotowywał coś z boku, odwrócony plecami do bulgotającego wesoło eliksiru.
– Nie zauważyłem, że już tak późno – mruknął pod nosem mężczyzna. – Zjedz sama, ja później sobie odgrzeje.
Całkowicie pochłonięty swoją pracą nawet nie odwrócił się do córki. Kat zmarkotniała i spuściła głowę.
– W porządku – powiedziała cicho. –Zostawię ci jedzenie na stole. Tylko... nie siedź do późna, dobrze?
– Jasne... – Mężczyzna zbył ją machnięciem ręki. – Kiedyś ci to wynagrodzę...
Katrina odwróciła się na pięcie, nawet nie zwracając uwagi na jego dalsze słowa. Kiedy znalazła się w kuchni, oparła się dłońmi o blat stołu i zacisnęła powieki, starając się, by zdradliwe łzy nie wydostały się jej spod powiek. Spojrzała na kalendarz, gdzie pod dużymi cyframi dwa i zero, oznaczającymi datę, napisane było „Wszystkiego Najlepszego Kat!"
Jakby w odpowiedzi na myśli dziewczyny do okna zapukała sowa. Mała, śnieżnobiała płomykówka Malfoy'ów wylądowała na oparciu krzesła, kiedy tylko dziewczyna wpuściła ją do domu. Paczkę ostrożnie odłożyła na stół.
– Dziękuję maleńka. – Katrina poczęstowała ptaka garścią karmy dla Sapphira, mieszkającego w jej pokoju Lelka Wróżebnika. Kiedy tylko sówka zjadła i napiła się, natychmiast odleciała w drogę powrotną. Zaraz po niej zjawił się ogromny puchacz Regulusa, a równocześnie z nim wielki sokół należący do Voldemorta. Dziewczynę nieco zdziwił drobny pakunek, który niósł ostatni ptak.
Riddle nigdy nie przysyłał jej prezentów, poprzestając jedynie na zdystansowanych życzeniach. Kat uśmiechnęła się półgębkiem. Nawet prawie obca dla niej osoba bardziej pamiętała o jej urodzinach niż jej własny ojciec.
Zganiła się za takie myśli. Severus był po prostu zapracowany, opiekuje się nią, waży eliksiry dla klientów, pracuje jako nauczyciel i jest szpiegiem, nic dziwnego, że takie rzeczy mu umykają.
Machnięciem różdżki sprawiła, by zostawiona ojcu porcja gulaszu, utrzymywała ciepło i skierowała się do swojego pokoju. Już w progu Sapphir przywitał ją miękkim trelem.
Kat usiadła na łóżku i pogładziła szafirowe pióra ptaka. Lelek wsunął łepek pod jej dłoń, domagając się pieszczot.
– Już, już... ty mała przylepo – zaśmiała się dziewczyna.
***
Dalej jedziemy według nowego grafika. Rozdział we wtorek :)
CZYTASZ
Oczy, które prowadzą mnie przez świat.
FanfictionOstatnie co dane mu było zobaczyć to zakryty czerwienią obraz schodów. Później nie było już nic. Żył w ciemności. Choć czy zamknięcie w najmniejszej sypialni po kuzynie i podawanie mu jedzenia, przez klapkę dla kota można nazwać życiem? Nie mogąc ju...