Remus Lupin wpatrywał się w stół Slytherinu z uwagą. Jego myśli nieustannie, od czasu wczorajszej Uczty Powitalnej zaprzątał Alphard Black. Chłopak niepodważalnie był podobny do swojej rodziny. Remus mógł to stwierdzić jak nikt inny. Lekko kręcone, czarne włosy, arystokratyczne rysy i ten specyficzny zapach, który wokół siebie roztaczał. Lunatyk dobrze pamiętał te same cechy u Syriusza. A jednak było coś, co stanowczo różniło chłopaka. Zielone, niemal jadeitowe oczy.
Choćby nie wiadomo jak mocno się starał, Remus nie potrafił wyrzucić z głowy innych oczu o takim samym kolorze. Oczu dziecka, które z takim uwielbieniem nosił na rękach jego przyjaciel, dziecka, które podbiło jego serce już przy pierwszym spotkaniu.
Harry był przez całą ich czwórkę traktowany jak oczko w głowie. Remus potrafił spędzać z synem Jamesa nawet całe dnie, kiedy jego rodzice musieli być na spotkaniach zakonu, czy na misjach. Chłopiec zawsze się śmiał i uwielbiał, kiedy pluszowy lew, pod wpływem czarów ożywał i skakał po całej sypialni dziecka.
Zazwyczaj on i Lily musieli zostawać przy Harrym na dwie zmiany, ponieważ o zostawieniu chłopca sam na sam z Jamesem, czy Syriuszem nie było mowy. Kąpiele również spadały na nich, a o tym obowiązku przekonali się, kiedy pewnego dnia Lilka zastała zalaną łazienkę, Jamesa ogłuszonego i leżącego na progu korytarza, przemoczonego Syriusza w formie Łapy, który chował się w dolnej szafce i nadal ubabranego Harry'ego raczkującego po dosłownie całym domu.
Coś w Lunatyku drgnęło na te wspomnienia. Jakaś jego część, która nadal nie przyswoiła sobie prawdy, chciałaby cała czwórka była tu teraz razem z nim. Żeby Lily i James odprowadzili Harry'ego na wczorajszy pociąg, Syriusz wpakował mu do kufra jakieś psikusy z ich szkolnych lat, a on mógł teraz z dumą przyglądać się dziecku swoich przyjaciół siedzącemu przy jednym ze stołów.
Kątem oka zerknął na Dumbledore'a, siedzącego pośrodku stołu nauczycielskiego. Nie potrafił powstrzymać bólu i oskarżenia widocznego w jego spojrzeniu. Miał świadomość tego, że nie powinien winić dyrektora, ale wiedział również, że sam nie jest bez winy.
Może gdyby przez ostatnie osiem lat choć trochę zainteresował się losem Harry'ego, a nie wierzył w puste zapewnienia dyrektora, wszytko wyglądałoby teraz inaczej. Może gdyby tamtego dnia przyszedł do Jamesa, tak jak od początku chciał... może gdyby namówił Dumbledore'a na to, by przydzielił go do pilnowania domu w Dolinie Godryka w tamtą noc... może wtedy Lily i James by przeżyli, może byłby w stanie powstrzymać Syriusza, wybić mu z głowy to, co zamierzał zrobić... może...
To była kolejna rzecz, której Lupin nie mógł zaakceptować. Dlaczego Syriusz, najlepszy przyjaciel Jamesa Pottera, prawie jego brat, ojciec chrzestny Harry'ego miałby zrobić coś takiego?
Cholera!
W tym przypadku Lunatykowi nie wystarczyły tłumaczenia Dumbledore'a, nie wystarczyło zaakceptowanie, że Syriusz był Blackiem, a oni od zawsze mieli szaleństwo i ciemność w umyśle. Remus zbyt dobrze znał Łapę. Był inny, biała owca pośród mroku czystokrwistego rodu.
– Lupin. – Syk Snape'a wywołał u niego lekkie drżenie. Spojrzał na siedzącego obok niego Mistrza Eliksirów z pytaniem wypisanym na twarzy.
– Byłbym naprawdę wdzięczny, gdybyś przestał gapić się na stół mojego Domu z mordem w oczach – warknął mężczyzna. Remus posłał mu przepraszający uśmiech i odwrócił wzrok. Teraz skupił się na innych domach. Wśród Gryfindoru zamajaczyły mu rude czupryny. Percy, Fred i George oraz najmłodszy z braci, Ron Weasley.
Po raz kolejny wyobraźnia Lupina wyrwała się z wodzów i mężczyzna zaczął sobie wyobrażać, jak wyglądałby teraz Harry. Niebezpiecznie łatwo przyszło mu oprzeć swoje domysły na Alphardzie Blacku, wystarczyło wykonać jedynie kilka poprawek. Mały Potter miałby zdecydowanie krótsze i bardziej nieokiełznane włosy, nosiłby okulary, no i byłby bardziej żywiołowy.
CZYTASZ
Oczy, które prowadzą mnie przez świat.
FanfictionOstatnie co dane mu było zobaczyć to zakryty czerwienią obraz schodów. Później nie było już nic. Żył w ciemności. Choć czy zamknięcie w najmniejszej sypialni po kuzynie i podawanie mu jedzenia, przez klapkę dla kota można nazwać życiem? Nie mogąc ju...