Zmiany (nie zawsze) na lepsze.

5.8K 553 45
                                    

   Powrót do Hogwartu bynajmniej nie był czymś, na co Harry czekał z utęsknieniem. Kiedy po raz kolejny on i Regulus, pod postacią Guide'a, zostali odprowadzeni na pociąg przez Malfoy'ów, chłopiec przestępował nerwowo z nogi na nogę. Z tłumu czarodziejów wyłapywał urywki rozmów i cichnące jeszcze bardziej szepty, kiedy przechodził koło którejś z rodzin.

– To on?

– Na pewno. Spójrz, czysty Black, nie sądzisz?

– Ciekawe czy skończy jak reszta jego rodziny.

– Martwy lub w Azkabanie? Mam nadzieję, że po ojcu odziedziczył lepsze wzorce.

To były tylko niektóre z wielu komentarzy kierowanych w jego stronę. Zwiesił smętnie głowę, w duchu modląc się już o możliwość znalezienia się w jednym z przedziałów.

– Witaj Lucjuszu. – Harry cofnął się spłoszony na dźwięk obcego głosu. Tak bardzo skupił się na tych wszystkich plotkujących czarodziejach, że nawet nie zdał sobie sprawy z tego, że ktoś się do nich zbliżył.

– Ach, Antony! Miło cię widzieć w dobrym zdrowiu. Ufam, że wycieczka do Australii była udana? – Harry poczuł, jak Draco dyskretnie ciągnie go za rękaw koszuli i daje mu sójkę w bok.

– O co chodzi, Draco? – zapytał cicho, ignorując przyjacielską pogawędkę pana Malfoy'a i, jak już skojarzył ojca Pansy.

– Dwójka starszych uczniów cały czas ci się przygląda. Nie kojarzę ich, więc na pewno nie są ze Slytherinu – zaniepokoił się Malfoy.

– Dzisiaj ludzie bez przerwy się gapią. To pierwszy raz, kiedy pojawiam się publicznie, a oni mają pełną świadomość, że Regulus jest moim ojcem. Sensacja zawsze przyciąga uwagę – burknął Harry.

– Nie wydajesz się z tego powodu specjalnie zachwycony. – W głosie blondyna pobrzmiewał śmiech. Harry wykrzywił usta w takim grymasie, jakby właśnie wypił wyjątkowo paskudny eliksir.

– Nigdy nie chciałem zwracać na siebie uwagi. Nie lubię, kiedy ludzie bez przerwy obgadują mnie za moimi plecami. Są tchórzami, skoro nie potrafią mi tego powiedzieć prosto w twarz.

– A więc to jest przyszły dziedzic rodu Blacków? – Rozmowę dwójki chłopców przerwał lekko piskliwy i kobiecy głos.

– Alphard, to jest pani Anastazja Greengrass. Matka Dafne – przedstawił szybko Draco. Harry przyjrzał się uważnie aurze kobiety. Znalazł subtelną wstęgę przypominającą kolorem morskie fale, które widywał w dzieciństwie na obrazkach. Szybko rozpoznał wspólną cechę między matką a córką.

– Miło mi panią poznać, pani Greengrass – powiedział, sięgając w miejsce, gdzie powinna być dłoń kobiety. Wiedział, że matka Dafne musiała mu pomóc, bo ręką zbyt łatwo natrafiła na jego palce. Zgiął się, składając delikatny pocałunek na jej wierzchu. Tak, jak uczył go Regulus.

– Cóż za uroczy i dobrze wychowany młodzieniec – zachwyciła się kobieta, nagradzając Harry'ego delikatnym pogładzeniem policzka. – Zupełnie jak twój ojciec. Regulus też zawsze zachowuje się, jak na prawdziwego dżentelmena przystało. Wiesz, że dzieliły nas jedynie dwa lata w Hogwarcie? Był taki drobny w tłumie pierwszorocznych, ale od razu było widać, kim jest...

I tak to się ciągnęło. Harry nie potrafił już zliczyć, ilu rodziców jego współdomowników, przyszło do niego na krótką wymianę uprzejmości. Tylko cudem udało mu się nie pogubić w tych wszystkich nazwiskach i nie przeprosić dość niegrzecznie w połowie rozmowy.

Z opresji wybawił go Draco, który dość mało delikatnie przypomniał, że Ekspres Hogwart nie stoi na peronie całą wieczność, a czystokrwistym nie przystoi stać na korytarzu całą drogę.

Pociągnął Harry'ego w stronę pociągu i razem usiedli w jednym z przedziałów. Regulus pod postacią Guide'a położył się u stóp chłopca i momentalnie zasnął, a przynajmniej tak mogłoby się wydawać komuś, kto wszedłby do przedziału.

– Jesteś dla nich wszystkich za miękki – upomniał Draco na wstępie. – Pożrą cię w całości, jeśli nie wyrobisz sobie charakteru.

– Łatwo ci mówić, siedzisz w tym całe życie – burknął Harry, podciągając kolana pod brodę. – To jest straszne, kiedy otacza cię tylu czarodziejów, tyle różnych aur, a ty musisz się jeszcze skupić na tym, co ktoś do ciebie mówi, pamiętać o dobrym wychowaniu...

– Zawsze możesz skończyć jak wuj Severus. Będziesz siedział całymi dniami w lochach przy kociołku i warczał na każdego, kto się zbliży, jak Psidwak ze wścieklizną.

Obaj chłopcy roześmiali się cicho. Harry niepewnie odwrócił głowę w stronę Guide'a, wilk jednak nie wydawał się zwracać uwagi na ich rozmowę. 

W tym samym momencie drzwi do przedziału się otworzyły i w Harry'ego uderzyły dwie obce aury.

– Ty jesteś Alphard Black? – zapytał jeden z przybyszów. Kiedy chłopiec skinął głową, kontynuował.

– Wieści szybko się roznoszą. Podobno możesz zapewnić nam ochronę przed starym Dumbledore'em bez konieczności płaszczenia się przed Czarnym Panem – kontynuował starszy uczeń. Po jego głosie i magicznej aurze Harry mógł obstawiać między czwartym a piątym rokiem.

– A co może to obchodzić Krukona? – warknął Draco.

– Uważaj sobie, Malfoy. To, że twój ojciec jest wysoko postawiony w Ministerstwie, nie oznacza, że obroni cię w każdym miejscu na ziemi. Jesteś tylko wyszczekanym gówniarzem, więc radziłbym ci uważać – zagroził chłopak. Harry syknął przez zęby i poderwał się ze swojego miejsca.

– Zostaw Draco w spokoju. – Magia wokół jedenastolatka zgęstniała i zaczęła wirować. O dziwo było w niej coś mrocznego i pełnego gniewu, czego chłopiec nie dostrzegł wcześniej. Czuł, jak coś wewnątrz niego drży z podniecenia i próbuje wyrwać się na wolność, zupełnie jak podczas torturowania Greybacka. Zdusił to uczucie w zarodku i uciszył szalejącą magię.

– To ze mną rozmawiasz, nie z Draco. Poza tym ja nie toleruję obrażania i grożenia moim przyjaciołom. – W głosie Harry'ego nie było ani odrobiny wahania. Guide podniósł się ze swojego miejsca i zaczął warczeć na dwóch uczniów, jeżąc przy tym sierść.

Do uszu jedenastolatka dobiegł odgłos zasuwanych drzwi i szybkich kroków. Uśmiechnął się pod nosem.

– Zwiali – skwitował. Przez chwilę w przedziale było dziwnie cicho, a potem Draco z impetem wpadł na niego i objął go za szyję.

– To było niesamowite! – krzyknął. – Al, nawet nie wiesz, jak bardzo zmieniłeś się przez te kilka tygodni. Kiedy wyjeżdżaliśmy z Hogwartu, nadal byłeś przestraszonym, kulącym się po kątach dzieckiem, a teraz? To było... genialne! Ta magia...!

– Draco, uspokój się! – Harry nie potrafił powstrzymać śmiechu. Malfoy był tak podekscytowany, że niemal od razu skojarzył mu się z Dudley'em, kiedy oglądał reklamy nowych gier w telewizorze. O dziwo wspomnienie nie przyniosło ze sobą żadnych negatywnych uczuć i Harry zaczął dostrzegać, że może faktycznie coś się zmieniło. Potrafił już wrzucić życie z wujostwem do kosza z napisem „Przeszłość" i nie być zmuszanym, do ciągłego, związanego z tym lęku.

To spostrzeżenie napełniło go tak wielką dumą i radością, że dziwna obecność w jego magii i związane z nią uczucia momentalnie zostały wyparte z umysłu dziecka. W końcu, po co miał się teraz przejmować czymś, nad czym na razie potrafił zapanować. 

***

Rozdział może się wydawać lekki i bez znaczenia, ale zaczyna się tu wątek, który będzie kluczowy w drugiej części książki. Swoją drogą do końca tej zostało (planowo) około cztery, w porywach pięć rozdziałów. 

Jestem ciekawa waszych teorii, bo jak zawsze przyjemnie mi się je czyta :D 

Bardzo serdecznie chciałam wam również podziękować, ponieważ tak książka dobiła już 20K wyświetleń, a w ilości gwiazdek i komentarzy pobiła Wilka i Kruka. <3 

Do soboty! 

Oczy, które prowadzą mnie przez świat.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz