Rozdział 5

12.1K 668 240
                                    

Michael

Jestem zmęczony. Do drugiej w nocy pisałem z tajemniczą dziewczyną. Przeszukiwałem cały Internet, aby znaleźć interesujące cytaty. Niestety w kryminałach, które czytam, nie ma żadnych ciekawych złotych myśli. A jeśli już jakieś dobre są to większość tyczy się śmierci albo śledztwa zabójstwa, lecz to raczej nie jest dobry temat do pisania. Myślę, że poszło mi nieźle, ale mimo to nadal mało co, o niej wiem. W każdym razie rozmowa cytatami świetnie się klei, więc ja nie chcę tego kończyć.

Zawożę rodzeństwo do szkoły. Tak jak myślałem, Felix zapomina piórnika, więc w połowie drogi musimy zawracać. Lydia wpycha się do tego starego gruchota ze swojego lenistwa, bo nie chce jej się iść pieszo. Co z tego, że ma do szkoły dziesięć minut, lepiej wykorzystać do tego starszego brata. Cały w nerwach po porannej podróży, wchodzę do szkoły, szukając Tymona. Omiatam wzrokiem cały korytarz i nie mogę go znaleźć. Dopiero po kilku sekundach wpatrywania się w jasną przestrzeń dostrzegłem ciemną czuprynę rozmawiającą z kumplem z drużyny. Już mam zamiar do nich podejść, kiedy rozbrzmiewa dzwonek i muszę się udać na lekcje. Jaka szkoda, że historię mamy osobno.

Prawie przysypiam na lekcji przez brak snu. Powstrzymuję, aby moja głowa nie opadła zbyt głośno na blat ławki. Byłby przypał.

Koleś, który obok mnie siedzi – Colin, też nie jest specjalnie zainteresowany lekcją, bo ile może wałkować prezydentów USA, to minus amerykańskiej szkoły – niedużo historii Europy czy Azji. Z chęcią pouczyłbym się nieco więcej o historii innych państw, lubię ten przedmiot, ale w wykonaniu naszego nauczyciela, bywa nużący.

Chłopak pod ławką składa niewielkie orgiami z kwadratowych karteczek. Wylepiam wzrok w jego sprawne ręce, które w mgnieniu oka tworzą małego ptaka. Nie wiem, jak on to zrobił... to trwało mniej niż minutę.

Powtarza ruchy, tym razem z niebieską karteczką. Potem żółtą i pomarańczową. Nigdy nie fascynował mnie temat orgiami, ale chyba się w to zagłębię.

― Ej... ― Szturcham go lekko w bok. ― Mogę Colin jeden złożony? ― szepczę, wskazując na jego dzieła.

― Pewnie i tak bym je wyrzucił ― gdera, zaginając kolejną karteczkę.

― Niezłe są. ― Obracam w palcach pomarańczowego ptaka, chyba to paw, ma lekko za duży dziób, ale mimo to podoba mi się.

Patrzę na precyzyjne zagięcia papieru. Chyba mam za duże dłonie, aby wziąć się za takie coś...

― Nauczyć cię? ― Spogląda wreszcie na moją twarz wielkimi niebieskimi jak niebo oczami.

― No w sumie... okay ― zgadzam się z ciekawości.

― Rób to, co ja.

Obaj pod ławką rozpoczynamy kurs orgiami. Choć idzie mi to ślamazarnie, to i tak jestem dumny ze swojego pierwszego, małego żółtodzioba. Już wiem, gdzie go dam. Będzie w moim aucie, czas jakoś ozdobić Felicię. 

•••

Cały dzień jestem jakiś nerwowy, tylko moment z orgiami mnie odstresował na kilkanaście minut. Nie potrafię się skupić. Nie mam pojęcia, z czego to się bierze. Wytchnienie dostaję dopiero teraz, siedząc w aucie. Droga mija mi jak zwykle dość szybko, a mimo to monotonnie.

Przejeżdżając przez lekko zakorkowany odcinek w centrum Butler, niedaleko parku, zwalniam. Wcale się nie cieszę z tego, wystarczą trzy minuty spóźniania i już mogę nie mieć tej pracy. A chyba nie chciałbym stracić mojego głównego sposobu utrzymania.

Zwalniam tak bardzo, że aż zaczyna mi się nudzić. Rozglądam się wokół. W zasadzie nic ciekawego. Te same drzewa, które dostrzegam każdego dnia, gromadki dzieci i spacerujący seniorzy. Mogę się nawet założyć, że rozmawiają o niedawnym meczu baseballa. Baseball to w tym mieście najważniejszy temat. Nie ma co się dziwić, drużyny dzieci, nastolatków czy nawet seniorów grają na naprawdę dobrym poziomie.

Zatraceni | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz