Rozdział 9

8.8K 592 290
                                    

Michael

Sześćdziesiąt karnych pompek i dwadzieścia kółeczek wokół boiska, za to, że ten orangutan - Tymon rzucił się na mnie i akurat musiał zobaczyć to trener. Już pominę to, że się spóźniliśmy. Czasem się zastanawiam, skąd w jego mały mózgu biorą się takie złe pomysły.

— Obiecuję ci, że jak będziemy po tym bieganiu, to wyżrę całą twoją lodówkę w domu i każę ci dożywotnio robić mi brownies! — mówię do niego poirytowany. 

Jesteśmy już po treningu, ale odrabiamy naszą karę. Biegnąc, chyba już dziesiąte kółko moje nogi wysiadają.

— Chłopcy, szybciej! Ja też chcę iść do domu! — wrzeszczy na nas trener. 

Jeszcze przed chwilą był zaabsorbowany rozmową z młodą brunetką, a teraz nagle mu się spieszy.

Widzę, jak przyjaciel przyspiesza, a że nie chcę być mięczakiem, robię dokładnie to samo. Pędzimy jak Tymon i Pumba, tylko że nie przez sawannę, a pieprzone boisko do baseballa. Czasem naprawdę mam ochotę walnąć go tym kijem.

— Wymiękasz? — pyta zdyszany Tymon.

— Ani trochę — cedzę przez zęby. Przyspieszam jeszcze bardziej.

Jestem spocony dwukrotnie bardziej niż zwykle, zdenerwowany na przyjaciela, ale udaje mi się go wyprzedzić.

— Ja nie żartowałem z tymi brownies. — Obracam głowę i widzę, jak wywraca oczami.

— Michael! — krzyczy trener. — Potem do mnie!

— Dobrze! — odkrzykuję, prawie nie mając sił. Biało-niebieska koszulka z logiem drużyny jest tak mokra, że wręcz wtapia się w moją skórę.

Już koniec, ostatnie kółko. Już mam pierwszą bazę okrążoną.

— Dajesz, Mike! — powtarzam do siebie. Nie zwracam już uwagi na Tymona, który jest tam gdzieś z tyłu.

Jest! Już trzecia baza, teraz ostatni odcinek przede mną.

Kończymy bardzo elegancko, padając na trawę. Dyszymy bardzo głośno. Nad moją głową pojawia się postawny trener.

— Brawo, panowie! Mam nadzieję, że was to czegoś nauczy na przyszłość.

Wstaję powoli na chwiejnych nogach. Czuję jakby były z waty. Nie to, że nigdy tyle nie biegałem. Bo biegałem, ale nie tempem pędzącego lamparta za antylopą. Lubię biegać, ale swoim dość wolnym tempem, najlepiej z muzyką. Niestety, ale nie jestem fanem wyścigów szczurów.

— Foster, możesz się iść przebierać, a ciebie, Mike, zapraszam do mnie za chwilkę. — Kiwam ledwie zauważalnie głową.

Tymon przybiją mi tylko słabą piątkę i wolnym tempem idzie do szatni. Z nim to ja sobie jeszcze pogadam...

Idę za trenerem - Alexandrem. Jest naprawdę wysoki, ma spokojnie jakieś sześć stóp*. Na jego głowie nie ma za wiele włosów, zapewne dawniej miał na niej ciemne loki. Mocny zarost i bardzo ciemne oczy to pierwsze rzeczy, jakie rzucają się na jego twarzy. Po jego posturze widać, że na pewno grał w baseball, bo ma tak mocno umięśnione ramiona.

Wchodzimy do niewielkiego pomieszczenia, gdzie można usiąść i napić się kawy w przerwie. Znaczy, trener może. Stoimy tam kilka chwil, a ja czuję na sobie jego wzrok.

— Michael, nie wziąłem cię tu bez powodu — mówi, a ja unoszę brwi.

— Ja wiem trenerze, że przesadziliśmy. Ale to on się bawi w jakieś małpiatki... — Nie pozwala mi dokończyć.

Zatraceni | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz