Rozdział 30

7.2K 459 223
                                    

Michael

Nie mija dziesięć minut po meczu, kiedy jako jeden z pierwszych ładuję się pod prysznic. Śpiewanie i darcie się po wygranej tak czy siak nie jest moją ulubioną czynnością, więc odpuszczam sobie. Chcę jak najszybciej pogadać o czymś ważnym z Edith. Tymon patrzy na mnie z uniesionymi brwiami, kiedy z tempem światła wcieram w wyczerpane ciało żel.

— A tobie co? — Zajmuje prysznic obok i również zaczyna się myć.

Nagość w takich sytuacjach po treningu czy meczu jest już dla nas normalnością. Gram tu od trzynastego roku życia i widziałem tyłek Fostera z dwieście razy, jeśli nie więcej. Nie mam pojęcia, czym laski się tak jarają.

Olewam go i nakładam teraz na czarne jak smoła włosy szampon. Szturcha mnie łokciem w plecy, w miejsce gdzie mam kilka drobnych blizn. Rozciągają się od lewego ramienia aż po krańce łopatki. Są mało widoczne, ale jednak są.

— Co jest, Mike? Co ci się nie podobało w meczu? — Zasypuje mnie pytaniami jak śnieg na Boże Narodzenie.

Wywracam oczami i zaczynam zmywać szampon z głowy. Wyrywa słuchawkę z moich dłoni i celuje prosto w moje oczy.

Szlag.

— Przestań! Auł... Moje oko! — Woda z mydlinami po prostu spływa do nich.

— To gadaj!

Dziękuję, że jesteśmy sami w umywalni, bo wstyd mi za tego gościa, co ma mózg wielkości embriona.

— Jaka jest dziś data? — pyta i podpieram się pod boki, jak jakaś stara baba.

Tak naprawdę ta poza, czy jak to inaczej nazwać, ma pokazać jak bardzo jestem wkurzony.

— Siódmy lipca? — Trudno stwierdzić czy pyta czy odpowiada.

— Zgadza się! — mówię z udawanym entuzjazmem. — Coś ci mówi ta data? Dokładnie trzy dni po dniu odzyskania niepodległości.

Nie myśli długo, praktycznie od razu wzdycha, oddając mi słuchawkę prysznica. Już ma coś powiedzieć i prowadzić swoje mądrości, ale nie pozwalam mu nawet zacząć.

— Nie mów nic, proszę.— Stawiam wyraźnie przed nim dłoń. — Chcę po prostu zaraz pogadać z Edith i wiesz...

Doskonale wie o co mi chodzi. O wypadku dokładnie wie tylko moja rodzina i on, żaden człowiek spoza tego grona. Nikt miał się nigdy nie dowiedzieć, a jednak. Edith jest dla mnie na tyle ważna, że zasługuje na to, aby znać tę historię, bo ona jest kluczową częścią mnie samego. Odznacza mnie na ciele i mentalnie.

Tymon klepie mnie tylko lekko w ramię. Wie, że to mi w zupełności wystarczy. Słowa są zbędne. Odwzajemniam to lekkim uśmiechem i zmieniam temat, bo zaraz zemdleję, jeśli dalej będę myślał o tym, czy Edith mnie zaakceptuje.

— Nie powinieneś być z nimi wszystkimi jeszcze? — pytam.

W końcu jest kapitanem drużyny. Zawsze przewodniczy w takich rzeczach.

— Na trybunach siedział gościu z University of Pittsburgh, z Wydziału Lekkoatletycznego*. Przyjechał aby ocenić moją pracę i czy w ogóle się nadaję. Chcę złożyć do ich szkoły papiery na baseball.

Przyznam, lekko mnie to wyznanie szokuje. Ten uniwersytet to cholernie dobra i wysoko postawiona uczelnia w rankingu krajowym. Nie żebym wątpił w przyjaciela, co to to nie. Po prostu będzie wielkim farciarzem, jeśli go przyjmą.

— Nie wiedziałem, że już wybrałeś uniwerek. Stary... no, no, wysoko mierzysz. — Pryskam go wodą, a ten się śmieje, szczerząc zęby w uśmiechu godnym największych gwiazd.

Zatraceni | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz