Michael
Nie mija dziesięć minut po meczu, kiedy jako jeden z pierwszych ładuję się pod prysznic. Śpiewanie i darcie się po wygranej tak czy siak nie jest moją ulubioną czynnością, więc odpuszczam sobie. Chcę jak najszybciej pogadać o czymś ważnym z Edith. Tymon patrzy na mnie z uniesionymi brwiami, kiedy z tempem światła wcieram w wyczerpane ciało żel.
— A tobie co? — Zajmuje prysznic obok i również zaczyna się myć.
Nagość w takich sytuacjach po treningu czy meczu jest już dla nas normalnością. Gram tu od trzynastego roku życia i widziałem tyłek Fostera z dwieście razy, jeśli nie więcej. Nie mam pojęcia, czym laski się tak jarają.
Olewam go i nakładam teraz na czarne jak smoła włosy szampon. Szturcha mnie łokciem w plecy, w miejsce gdzie mam kilka drobnych blizn. Rozciągają się od lewego ramienia aż po krańce łopatki. Są mało widoczne, ale jednak są.
— Co jest, Mike? Co ci się nie podobało w meczu? — Zasypuje mnie pytaniami jak śnieg na Boże Narodzenie.
Wywracam oczami i zaczynam zmywać szampon z głowy. Wyrywa słuchawkę z moich dłoni i celuje prosto w moje oczy.
Szlag.
— Przestań! Auł... Moje oko! — Woda z mydlinami po prostu spływa do nich.
— To gadaj!
Dziękuję, że jesteśmy sami w umywalni, bo wstyd mi za tego gościa, co ma mózg wielkości embriona.
— Jaka jest dziś data? — pyta i podpieram się pod boki, jak jakaś stara baba.
Tak naprawdę ta poza, czy jak to inaczej nazwać, ma pokazać jak bardzo jestem wkurzony.
— Siódmy lipca? — Trudno stwierdzić czy pyta czy odpowiada.
— Zgadza się! — mówię z udawanym entuzjazmem. — Coś ci mówi ta data? Dokładnie trzy dni po dniu odzyskania niepodległości.
Nie myśli długo, praktycznie od razu wzdycha, oddając mi słuchawkę prysznica. Już ma coś powiedzieć i prowadzić swoje mądrości, ale nie pozwalam mu nawet zacząć.
— Nie mów nic, proszę.— Stawiam wyraźnie przed nim dłoń. — Chcę po prostu zaraz pogadać z Edith i wiesz...
Doskonale wie o co mi chodzi. O wypadku dokładnie wie tylko moja rodzina i on, żaden człowiek spoza tego grona. Nikt miał się nigdy nie dowiedzieć, a jednak. Edith jest dla mnie na tyle ważna, że zasługuje na to, aby znać tę historię, bo ona jest kluczową częścią mnie samego. Odznacza mnie na ciele i mentalnie.
Tymon klepie mnie tylko lekko w ramię. Wie, że to mi w zupełności wystarczy. Słowa są zbędne. Odwzajemniam to lekkim uśmiechem i zmieniam temat, bo zaraz zemdleję, jeśli dalej będę myślał o tym, czy Edith mnie zaakceptuje.
— Nie powinieneś być z nimi wszystkimi jeszcze? — pytam.
W końcu jest kapitanem drużyny. Zawsze przewodniczy w takich rzeczach.
— Na trybunach siedział gościu z University of Pittsburgh, z Wydziału Lekkoatletycznego*. Przyjechał aby ocenić moją pracę i czy w ogóle się nadaję. Chcę złożyć do ich szkoły papiery na baseball.
Przyznam, lekko mnie to wyznanie szokuje. Ten uniwersytet to cholernie dobra i wysoko postawiona uczelnia w rankingu krajowym. Nie żebym wątpił w przyjaciela, co to to nie. Po prostu będzie wielkim farciarzem, jeśli go przyjmą.
— Nie wiedziałem, że już wybrałeś uniwerek. Stary... no, no, wysoko mierzysz. — Pryskam go wodą, a ten się śmieje, szczerząc zęby w uśmiechu godnym największych gwiazd.
CZYTASZ
Zatraceni | Tom 1
JugendliteraturSą jak dwie bajki o smutnym początku. Niby inni, a tak bardzo podobni. Pragnący akceptacji i zrozumienia. Szukający nadziei na lepsze jutro oraz bliskości. Mający przed sobą wiele wyzwań każdego dnia. Obydwoje głęboko skrywający swoje uczucia i emoc...