Epilog

6.5K 527 278
                                    

Michael, siedem lat później

Szum fal, lekki wiatr i piękny widok na San Diego. Najlepsze wakacje jakie mógłbym sobie wymarzyć. W najpiękniejszym momencie mojego życia tuż po...

— Michael! Słuchasz mnie w ogóle? — skrzeczy Tymon przez Skype'a.

Mam ochotę wyrzucić ten telefon daleko w ocean... Od lat to samo z nim. Trudno pozbyć się tego wypierdka z życia.

— Tak, tak. — Ale kątem oka obserwuje swoją żonę, a tuż obok niej Alicia, która śmieje się ze swojego brzucha. — Za rok musicie jechać z nami, tu jest świetnie.

— A są spore fale? Da się posurfować? — pyta.

Obracam się i pokazuję mu ogromny ocean. Ten widok zadziwia mnie za każdym razem. Dosłownie. 

— I mają tańsze piwo niż w Pensylwanii! — Jasper wbiega mi do kamery i macha zielonym szkłem.

Tymon parska śmiechem i macha nam butelką coli.

— Zaś cola w Pittsburghu smakuje najlepiej.

— No niech ci będzie. Ale ta w Butler też niczego sobie — dopowiadam.

— Jak się czuje Alicia? — pyta Foster.

— Powoli do przodu z brzuchem — podsumowuje Jasper. — Nic jej nie ma na razie, ale obiecuję, że jeśli wody odejdą jej w samolocie, to coś wam zrobię... Te wasze głupie pomysły, aby wyjeżdżać w jakieś podróże poślubne.

— Och, już nie rozpaczaj, będzie dobrze, Ralas. Masz moje błogosławieństwo na dobry lot.

— Dzięki, idioto.

— Pamiętaj, że też miałem u niej szanse i to tylko dzięki wyjazdowi nad jezioro jesteście razem.

— Taaa... — prycha J.

— Erie łączy ludzi — dodaję.

Parskają śmiechem, zaś ja poprawiam spadające na oczy kosmyki włosów.

— A jak tam u ciebie? — pyta blondyn.

— Tymon! Chodź tu! Pomóż mi znaleźć żelazko! — Słyszmy głos zza kamery Tymona.

Nagły spadek czegoś prawdopodobnie z półki powoduje, że cała nasza trójka krzywi się. Będzie sprzątnie...

— Sorry, panowie, obowiązki wzywają! — Salutuje Foster.

— Pa! — Machamy we dwóch.

— Ten to ma życie... — rzuca J, kiedy zmierzamy do naszych kobiet.

— Ja nie narzekam, uwielbiam swoje. — Szczerzę się i zerkam na swoje pokryte tuszem ramiona.

Kilka drobnych cytatów, malunków Harriet a nawet Felixa. Nigdy bym nie przypuszczał, że ja, bojący się krwi będę, nośnikiem czarnego barwnika. Oto jak życie potrafi zaskakiwać.

— Ja moje cholernie kocham. — Ucieka brzegiem, ochlapując mnie.

Przywieram do pleców Edith bez pytania, tulę się, mrucząc.

— Bawisz się w kota, hm? — pyta, czochrając moje włosy.

— Nie chcę jutro wracać... — Opieram brodę o jej ramię.

— I tak masz wolne jeszcze tydzień, więc nie narzekaj — dźga moje żebra.

Chwytam jej ręce oraz robię szybki unik, przerzucając przez swoje ramię. Nadal jest tak samo lekka albo po prostu moje mięśnie się nie starzeją.

— Puść mnie! — Wali rękami w moje plecy. — Chłopcy, którzy wrzucają mnie do wody, nie mają u mnie szans! Dobrze o tym wiesz, Brunner!

— Już jestem twoim mężem, nie masz na mnie bata prócz sądu!

Robię razem z nią nura do słonej wody. Plujemy na wszystkie strony, a ja dodatkowo dostaję ręką w głowę.

— Już mnie tak nie bij! To karalne. — Chwytam jej dłonie.

— Nigdy mnie nie wrzucaj do wody, rozumiesz? — Patrzy na mnie całkiem poważnie w rozmazanym makijażu.

— Przemyślę to, Strimma.

Znów woda dostaje się do moich oczu, nosa i uszu. Dzięki, żono...

— Dobra, dobra. Opanuję się. — Śmieję się w jej usta.

— W kim ja się zakochałam... — Udaje oburzenie.

— W najlepszym psychologu tego świata?

— Chyba w łamaczu damaskich serc i pałkarzu — podsumowuje.

— Zatraciłaś się we mnie?

— No niestety. — Obydwoje spoglądamy na zachodzące słońce.

Mam wrażenie, że mam deja vu. Czuję ten znajomych truskawkowy zapach, lekki oddech — ten sam od lat. Kiedyś myślałem, że nasza znajomość skończy się szybko i zapomnę o niej bez szwanku. Ale każdego dnia i nocy zakochiwałem się w niej bardziej... I w sumie nadal z każdą chwilą kocham ją bardziej i mocniej. Nie odejdzie nigdy z mojej głowy. 

— To w oranżerii wygląda najlepiej — mówi Edith, przerywając moment ciszy. 

— Bo tylko my je widzimy.

— Bo jeszcze nikt prócz nas nie rozszyfrował najlepszych widoków tego świata. — Uśmiecha się.

Przymykam oczy i wsłuchuję się w fale i głośne bicie serca. Nareszcie w życiu jestem ustabilizowany, w pełni wolny i najmocniej kochany. Mogę przysiądź, że nigdy nie czułem się tak zatracony w tej dziewczynie i całym świecie jak w tym dniu. A wiem, że jeszcze masa wyzwań przede mną i problemów, ale wiem jedno... Mam oparcie i zaufanie największe na świecie.

Jak najdłużej... Proszę o taki stan jak najdłużej...


  •••

No i się popłakałam... Dziękuję każdemu, kto przemierzył tę książkę. Brak mi słów, więc może podsumuję to tą puentą: Pamiętaj! Możesz zaszyfrować całe życie, ale i tak znajdzie się osoba, która je rozszyfruje! 

Dziękuję, K. Brunner 

Zatraceni | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz