Rozdział 25

6.8K 458 222
                                    

Michael 

Opadam bezszelestnie na łóżko w naszej męskiej sypialni. Uczucie chłodu nie zmniejsza się, wszystko wydaje się być inne niż zwykle. Ogarnia mnie uczucie przybicia, a głowa pulsuje z natłoku emocji.

Jestem zły, że Edith musiała się dowiedzieć w takich okolicznościach i boli mnie to, że nie mam ojca. Tak, to cholernie boli. Wściekłość, która przepełnia moje żyły jest apogeum wszystkich uczuć na raz. Mam ochotę rozszarpać Tymona, równocześnie płakać z powodu taty.

Ścieram mokre policzki, stwierdzając, że naprawdę jestem mięczakiem. Schylam się po telefon, który leży na nocnej półce i automatycznie wybieram ważny dla mnie numer.

Mama...

Wstaję i zaczynam chodzić tam i z powrotem, patrząc w górę. Mija trzeci sygnał, kiedy w słuchawce rozlega się słodki głosik.

— Mikey? — Głos Felixa działa na mnie kojąco i wzdycham, opadając na materac.

— Tak, bracie, to ja — mówię cicho.

— Wszystko w porządku?

Siedmiolatek jest naprawdę mądry, potrafi rozpoznać emocje po tonie głosu.

— Nie, Felix, ale nie martw się. — Nie chcę męczyć go tematem ojca, bo jest na to jeszcze za mały. — Tęsknię za wami.

Nasłuchuję, jak brat ze skrzypnięciem najprawdopodobniej wstaje ze swojego bujanego fotela w salonie, który niegdyś zrobił dla mnie nasz kochany tata.

— Ja za tobą też tęsknię. — Słyszę, jak przemierza swoimi drobnymi stópkami jakąś drogę.

— Wiesz, że zawsze wszystko możesz mi powiedzieć, na mały palec. — Uśmiecham się na te słowa.

Tata byłby z niego dumny...

— Jest mama w do...

Już mam kończyć, kiedy słyszę nagle w słuchawce:

— Mikey? Synku... — Głos mojej mamy jest pełen radości jak i strachu... Nie umiem tego nazwać.

Nie kontaktowałem się z nimi przez te kilka dni z racji tego, że nasze codzienne czynności tutaj są bardzo napięte. Wstajemy koło dziewiątej, a o pierwszej lądujemy w łóżkach. W sumie podoba mi się to; byłoby cudownie, gdyby nie te felerne dramy i moje problemy.

Felix gada do mamy jak najęty tak głośno, że nie jestem w stanie tego wszystkiego ogarnąć, ale miło posłuchać ich głosów po kilkudniowej przerwie.

— Jak ci tam? Ciepło jest? Jak przyjaciele? Edith, Tymon... — Zasypuje mnie pytaniami jak śnieg nieprzygotowane na to ulice.

Im dłużej słucham jej głosu i przypomina mi się tata oraz jego zabawy ze mną, pogrążam się w myślach, przypominając sobie najdrobniejsze szczegóły.

Trzynaście lat wcześniej

— Tatku, a gdzie produkuje się takie super, mega klocki? — Zerkam na czarną czuprynę taty, kiedy ten chichocze.

— Synu, to jest wynalazek Ole Kirka Christiansena*, duńskiego projektanta pierwszych takich klocków na Ziemi. — Oglądam uważnie klocuszek po klocuszku i wtykam palce w dziurki.

Tata opowiada mądrze i ciekawie, aż chce się go słuchać. Jeszcze ciekawiej brzmi dzięki swojemu akcentowi.

— A czemu tu jest napisane — składam powoli literki — Lego?

Zatraceni | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz