Michael
Cholera, moja głowa. Przeklęty budzik. Sięgam dłonią niedbale wzdłuż ciała, szukając telefonu. Dotykam drewnianą posadzkę i nie znajduję tam nic. Dopiero po chwili otwieram oczy i wyostrzam wzrok.
Książki?
Trzepię głową w lewo i w prawo, przecierając oczy opuszkami palców. No tak... Jestem w księgarni mamy. Próbuję podnieść tułów nieco wyżej, lecz czuję, że coś ciąży na mojej piersi. Spuszczam wzrok i dostrzegam leżącą na mnie brunetkę, która smacznie śpi z lekko rozchylonymi ustami.
Wygląda tak słodko.
Odgarniam jej włosy, które spadły na czoło. Zgarniam zza jej pleców torebkę i powoli wysuwam swoje ciało spod niej. Głośny dźwięk budzika nadal nie ustaje. Mam niechybne wrażenie, że zaraz moja głowa rozpadnie się na drobne części. Wsuwam torebkę delikatnie pod jej głowę i spoglądam na te prześliczne plamki na policzkach i wzdłuż linii włosów.
Jest przez to taka... hmm... unikalna?
Wstaję na równe nogi i strzepuję niewidzialny kurz z nóg. Spoglądam na Edith i stwierdzam, że naprawdę musi mieć mocny sen albo po prostu po naszym wczorajszym wspólnym czytaniu kryminałów jest zmęczona. Sam odczuwam suchość w gardle i lekkie wirowanie w głowie. Spanie na posadzce księgarni to nie jest najlepszy pomysł.
Podążam za dźwiękiem, który doprowadza mnie do szewskiej pasji. Wkraczam na zaplecze i od razu szukam tego dziadostwa w mojej torbie. Między niedopitą butelką wody, a paczką mentosów udaje mi się znaleźć telefon. Wyłączam budzik i uświadamiam sobie, która właśnie jest godzina.
4:30... Szlag
Nie jestem nawet spakowany, a o szóstej już wyjeżdżamy do Erie. Co prawda nie jedzie się tam długo, ale blondasek zdecydował, że im wcześniej, tym więcej czasu tam będziemy mieć.
Siadam na stołku przy niewielkim stoliku i zaczynam mocno masować skronie. Układam po kolei wszystkie wydarzenia z wczoraj.
Czytanie wraz z Edith Holmsa...
Wiadomość od Jaspera, o której mamy być...
Picie Dr. Pepper...
Telefon od Tymon, który był radosny, a równocześnie zły...
Moje kawały...
Śmiech Edith...
A potem zasnęliśmy na ziemi. Pamiętam, że spędziliśmy ten wieczór naprawdę genialnie. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, na samo wspomnienie o tym euforia wraca.
Martwi mnie jedynie rozmowa, którą przeprowadziłem z nieco pijanym Tymonem. Wiem jedynie tyle, że był na jakiejś imprezie za miastem. Reszty nie zrozumiałem, bo albo śmiał się, albo płakał. Normalnie jak kobieta w czasie okresu. Czasem naprawdę wątpię w tego człowieka.
Jakaś przyjacielska siła czy cokolwiek w środku każe mi do niego niezwłocznie zadzwonić. Wybieram jego numer i czekam trzy, cztery... sześć sygnałów, ale nic z tego. Jednak nie poddaję się. Po ósmym razie odbiera.
— No halo, żyjesz w ogóle? — pytam, wstaję ze stołka i krążę w tę i we tę.
— Co? — mówi z chrypką.
— Pytam, czy żyjesz, po jakże podobno okropno-fajnej imprezie — cytuję jego tekst z wczoraj.
Słyszę, jak głośno przełyka ślinę. Założę się, że jego gardło płonie z pragnienia. Nie mylę się, słyszę, jak odkręca butelkę i bulgocząc pije.
CZYTASZ
Zatraceni | Tom 1
Teen FictionSą jak dwie bajki o smutnym początku. Niby inni, a tak bardzo podobni. Pragnący akceptacji i zrozumienia. Szukający nadziei na lepsze jutro oraz bliskości. Mający przed sobą wiele wyzwań każdego dnia. Obydwoje głęboko skrywający swoje uczucia i emoc...