Rozdział 36

7.1K 448 277
                                    

Edith

— No to opowiadaj, jak tam było. Co mnie trzymasz w jakimś napięciu, siostra?! — Harriet piszczy do słuchawki.

— Fajnie... Przecież już ci wspomniałam. Mike sporo opowiadał, co chce w przyszłości robić i wybrał już nawet studia. Podoba mi się jego wersja jako psycholog sportu — mówię, przewracając się na łóżko.

Harr śmieje się i słyszę, że idzie najprawdopodobniej ulicami Pittsburgha, bo hałas aut jest przeogromny. A szelest wiatr też nie szczędzi.

— W takim razie będzie prowadził na tobie, jakieś testy psychologiczne. Idealną stukniętą partnerkę sobie znalazł — drwi ze mnie.

— Ha ha, uśmiałam się Harriet Larsen, gadaj co u ciebie.

Wzdycha, a potem na chwilę wstrzymuje powietrze. Mówienie o sobie wychodzi jej z nie lada wyzwaniem.

— Jest lepiej, od kiedy przyjechałaś ze mną we wtorek do Pitts czuję się bardziej... wolna. Nie wiem, nie umiem nazywać emocji, w każdym razie staram się o nim tak nie myśleć.

Wpycham do ust jabłko i słucham jej z zainteresowanie, kiedy mówi, że od dwóch dni powoli udaje jej się walczyć ze swoimi demonami.

— Edith! Słuchasz mnie w ogóle?! — Unosi głos.

— Tak, tak... — gadam z pełną buzią.

— Nie ważne, ale posłuchaj mnie teraz, bo chyba ze świrowałam.

Przełykam szybko jabłko i już się boję, co chce mi powiedzieć. Widzę przez oczami najdziwniejsze scenariusze.

— Dawaj...

— No więc, mam zamiar zrobić pewną zmianę w wyglądzie, chcę zapisać się na siłownie i umówić się do piercera.

— Mam rozumieć, że chcesz kolczyk?

— Tak, Edith. Dokładnie septum*.

Harriet od kilku lat gadała mi o tym pomyśle, ale zawsze w kontekście bardziej żartobliwym... Jednak to nie było jak do końca na jaja.

— Rodzice się zjedzą... — mówię.

Mama akurat wchodzi do pokoju, położyć wyprasowane rzeczy na mojej szafce. Wygląda na trochę zmęczoną.

Ta ma wyczucie czasu...

— Kogo mamy niby jeść? ­— pyta rodzicielka, unosząc brwi.

— Nie ważnie mamo... — mówię, odchylając nieco telefon od ucha. — Może kiedy ci powie twoja pierworodna córka. — Specjalnie gadam to głośno, aby obie słyszały.

Mama wzdycha i kładzie pranie, następnie podpierając się pod boki.

— Jeśli Harr znów wpadła w kłopoty, to powiedz jej, że zaraz osiwieje przez to wszystko.

Posyłam jej delikatny, pokrzepiający uśmiech. Mam ochotę zabrać z niej tą całą odpowiedzialność rodzicielską, bo problemy zaczynają ją jeszcze bardziej przytłaczać.

Mama wychodzi z pokoju zblazowaną miną, a ja wyrzucam sprawnym ruchem ogryzek, natychmiast potem wracam do rozmowy.

— Słyszałaś ją? — pytam.

— Taa, kto by nie usłyszał tego westchnięcia Evelyn Larsen, lekarza z krwi i kości, pewnie będzie się bać, że się czymś zakaże, co nie?

— Weź... trudno, jakoś będą musieli to chyba przeżyć.

Harriet chichocze i chyba właśnie przechodzi przez drogę, słyszę stukot jej butów.

Zatraceni | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz