Rozdział 26

7.7K 477 229
                                    

Edith 

Dochodzi dziesiąta rano, gramolę się więc z łóżka z nadzieją, że na dole ktoś przygotował już śniadanie. Moje nadzieje są jednak złudne, bo Alicia nadal smacznie chrapie na łóżku obok, a z dołu nie słychać brzdęku naczyń. Jestem w stanie się założyć, że chłopaki wrócili od dziadka Rygde'a w niezłym stanie, bo dało się ich usłyszeć chyba w promieniu kilometra, kiedy wchodzili do domku w środku nocy. 

Drepczę tam i z powrotem, szukając sobie zajęcia. Wzdycham jednak, siadając na parapecie i podkulam nogi. Słońce świeci na tyle mocno, że promienie układają ciekawe wzroki na mojej czystej skórze bez krzty makijażu. Miłe ciepło przebiega po moim ciele. Mimo że mam na sobie gruby dres po samą szyję, to i tak czuję się naga. 

Słyszę skrzypnięcie i mlaskanie ustami, które uświadamia mnie, że zgred się obudził. Patrzę na Alicię, która w przezabawny sposób marszczy brwi i wydyma wargi. 

— Która godzina? — pyta i przeciera oczy. 

— Późna jak na nas — odpowiadam, chichocząc. 

Przyjaciółka wywraca oczami i przewraca się na bok spoglądając badawczo na moją sylwetkę. Nie raz widziała mnie w takim stanie, w sumie jest jedyną osobą, nie licząc rodziny, która ma ten "zaszczyt" widzieć moją twarz bez maski. 

— Ładnie wyglądasz. 

Prycham na jej słowa i macham lekceważąco dłonią. Wkurza mnie tymi ckliwymi tekstami, które mają pomóc mi zaakceptować siebie. Jednak to na mnie nie działa, nie mam już siedmiu lat i nie uważam swojej choroby za mały mankament. Teraz raczej nazywam to cholernie wkurzającym problemem całego życia. 

— Chyba ci coś wpadło do oka, wiesz, Alicia — mówię, zeskakując z parapetu. 

— Mhm... — Zastanawia się chwilę. — To prawda, Jasper jest przystojny. 

Parskam śmiechem zasiadając do biurka pełnego naszych niepoukładanych kosmetyków. 

— No co? — rzuca. — Lubię jego prawie białe włosy i te niebieskie oczka, nie podobają ci się? 

— Ewidentnie wolę zielone — mówiąc to, mam na myśli butelkową zieleń Michaela, aż mam ochotę walnąć się w twarz, że o nim pomyślałam. 

Nie hamuje śmiechu, powodując u mnie niezły rumieniec. 

— Walnąć cię? — odgrażam się żartobliwie. 

— Lepiej nie... — jej mina nieco poważnieje. 

Przez ten cały śmiech przypadkowo wylewam na siebie Dermacol*, założę się, że tak łatwo to nie zejdzie z szarego dresu. 

— No i widzisz, co robisz? — Pokazuję jej plamę. 

— Zawstydzam cię swoją idealnością?

Patrzę nią spod byka z niezrozumiałą miną. 

— Tak samo jak Mike — rechocze i porusza brwiami. 

— Alicia! — piszczę jak małe dziecko. 

Ta za to nic sobie z tego nie robi i dowala jeszcze kilka zgryźliwych komentarzy na mój i Mike'a temat. Ja w międzyczasie rozpracowuje nerwowo w palcach podkład, sprawiając, że staje się chyba za tępy. 

— A tak serio — rzuca poważnie — to między tobą, a Michaelem coś jest, mam rację? 

Wzdycham ciężko, nie wiedząc co odpowiedzieć. Już po raz drugi mi się o to pyta na wyjeździe, a ja nadal nie mam bladego pojęcia co powiedzieć. 

Zatraceni | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz