Rozdział 41

7.1K 425 222
                                    

Michael

Uwielbiam wieczory. Szczególnie te, kiedy czuję się bardzo dobrze. A dzisiejszy dzień spowodował, że czuję się dwa razy lżejszy i wolny. Kocham patrzeć, gdy na jej ustach widnieje uśmiech. Nawet nie wiem, czy kiedykolwiek tak bardzo się uśmiechała.

Muskam opuszkami jej dłoń i sunę w górę do nadgarstka. Od kiedy tylko wyjechaliśmy z Pittsburgha, nie mogę przestać jej dotykać. Jest mi żal, przykro mi i jestem wkurzony na to, jak wyglądała jej przeszłość. Jadąc teraz autem w świetle jedynie jasnego, bladego księżyca i ulicznych lamp, mogę przypatrzeć się jej profilowi. Staję się nierozważny, bo poruszając się przez przecznice Butler częściej wpatruję się w te jej plamki niż w ulicę.

― Coś nie tak, Mike? — pyta Edith, chichocząc.

— Nieee... wszystko w porządku.

— Czuję się... dobrze. — Spogląda na mnie i uśmiecha się szeroko. — Wiesz, od razu mi lżej i jakoś łatwiej. Mam wrażenie, że cały ten czas traciłam na niemówieniu prawdy. Założyłam maskę idealnej laski, a tak naprawdę nigdy taka nie byłam.

Zatrzymuję się na zboczu ulicy, tuż pod niewielką latarnią.

— Mam podobnie, czuję się lepiej nie zatajając życie. Nie szyfrując nic. — Patrzę na nią błogo.

— Żałujesz tego czasu, który straciliśmy na tajemnice? — Jej wzrok tkwi w ciemnej ulicy przed nami.

— Ej... Coś ty? Oczywiście, że nic nie żałuję. To czas, kiedy musieliśmy dojrzeć i poznać się. Teraz przed nami tylko z górki, Strimma.

Oczy jej błyszczą ze wzruszenia. Chwytam mocniej jej zgrabną dłoń i próbuje przekazać, że chcę dla niej wszystkiego co najlepsze. Nie ważne, czy jest zdrowa, czy chora, w plamki czy gładka. Liczy się jedynie to, co zrobiła ze mną i z każdą spędzoną wspólnie chwilą.

Zatraciła nas w sobie...

— Kocham cię — mówię, obserwując jej reakcje.

Uśmiech jej poszerza się jeszcze bardziej, ale nie patrzy na mnie. Wybrzmiewa cisza. Błoga. Piękna. Nasza. Dodatkowo muzyka z radia - powolna i enigmatyczna wzmaga we mnie same uczucia miłości i pragnienia pokazania jej co ze mną, gdy jest blisko.

— Mike... co się dzieje z tobą, że gadasz już takie głupoty? — mówi ironicznie, zagryzając wargę.

— Najwyraźniej miłość rzuciła mi się na mózg.

— Och... przykro mi. — Igra ze mną, głaszcząc teraz czule moją dłoń. — Tak bardzo mi przykro, Mikey.

Odpinam sprawnie jej pas i to samo robię ze swoim. Potem zmieniam głośność radia na mniejszą i sprawdzam, czy na pewno nic na nam nie grozi ze stania tak nocą na ulicy.

— Chodź tu. — Klepię swoje kolana, a ta marszczy brwi.

— Nie miałeś mnie odwieźć do domu?

— To jest kolejny punkt na mojej liście.

Już ma przystać na moją propozycję, ale gwałtowanie się cofa.

— Nie... Mike — zapiera się.

Jej ciało nagle jakby straciło na elastyczności i blasku, staje się wiotkie i blade. Obracam się i przytrzymuję jej twarz w dłoniach.

— Nic złego ci nie zrobię, słowo baseballisty.

Maltretując swoją wargę zębami, siada na mnie okrakiem. Ten widok jest tak pociągający dla mnie, że nie potrafię nie reagować na nią.

Zatraceni | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz