Rozdział 27

6.7K 526 145
                                    

Michael

Spanie w salonie dzisiejszej nocy przypada mi. Chłopaki już dawno posnęli po naszych wygłupach nad jeziorem, tak samo pewnie dziewczyny, więc w miłej ciszy leżę pod kocem, a wiatr z uchylonego okna otula lipcowym powietrzem moją twarz. W drzwiach tarasu odbija mi się tylko czysta tafla wody z gwiazdami i małe światełko w okolicy brzegu. Jest niewielkie, dość słabe. Tak jakby ktoś zostawił niedopałek zapałki, a ja mógłbym to dostrzec bez najmniejszego problemu.

Światełko mruga co chwilę coraz słabiej za każdym razem. Jest dla mnie interesujące w tym momencie. Nie mam ochoty spać. Mógłbym napisać do Tajemniczej, ale jest już sporo po drugiej. Po co mam katować nieznaną mi osobę swoimi niby mądrymi myślami. Z drugiej strony mógłbym wyciągnąć z torby dobry kryminał, ale nie chcę włączać światła i budzić wszystkich po kolei.

Mój spokojny czas rozmyślania nie trwa długo. Słyszę z zewnątrz dziwne, trudne do określenia dźwięki. Podrywam się na równe nogi, owinięty szczelnie kocem.

Za szybą światełko już całkowicie zgasło. Słychać odgłosy jakby ktoś w coś walił i gadał do siebie, aczkolwiek zawsze to mogą być jakieś zwierzęta. Groźne zwierzęta...

Mimo ryzyka, że w każdej chwili może mnie coś pożreć, a moi przyjaciele mi nawet nie pomogą, wychodzę tylko z kocem i telefonem w dłoni. Włączam dla bezpieczeństwa latarkę i idę miarowym tempem, nie za szybko ani nie za wolno. Tak, aby w razie zagrożenia móc uciec.

Im bliżej celu jestem, tym bardziej jestem pewny, że to ludzki głos. Z ciekawości idę jeszcze i jeszcze bliżej, aż natrafiam na Edith, która usilnie próbuje naprawić latarkę, nieźle przy tym psiocząc. Nie zauważa mnie, nawet padającego na nią białego światła. Jej widok mnie zaskakuje i fascynuje. Wygląda tak dziko... Siedzi na ziemi owinięta starym kocem, tłucząc o ziemię latarką, a we włosach ma widoczne kropelki wody.

Szkoda, że nie widzę jej twarzy...

— Ejej, wszystko okay? — pytam, a ta odskakuje jak poparzona.

— Zgaś to! — piszczy.

Widzę, jak jeszcze mocniej wtula swoje drobne ciało w przebrzydły koc, chowając się przede mną.

— Cholera, Mike! Możesz mnie raz posłuchać?! — drze się, nawet na mnie nie spoglądając.

Postanawiam nie toczyć z nią walki, więc wyłączam urządzenie. Wygląda, jakby miała okres, jeszcze może mi zrobić krzywdę. Sadowię się obok niej ramię w ramię. Jest zimna, mimo że na dworze wcale nie jest chłodno.

— Dziękuję — mówi cicho, jakby lekko zdartym głosem oraz odkłada latarkę na bok. — Co tu robisz? — pyta.

— To ja powinienem zapytać ciebie co tu robisz, nie jest ci zimno?

Wydycha powietrze i wciąga mocno nowe, jakby to miało ją oczyścić.

— Myślę — mówi lakonicznie.

Otaczam ją ramieniem i przyciągam do siebie. Nie jestem w stanie ujrzeć jej twarzy, ale to nie to jest teraz dla mnie ważne; liczy się to, aby dać jej ciepło. Nie protestuje, opiera głowę o mój tors i wzdycha głośno.

— Tu jest za pięknie, Mikey. Aż nie chce mi się wracać do Butler — wyznaje.

— Zgadzam się, Edith, ja też nie chcę wracać do pracy i szarej rzeczywistości.

Nieco zadziera nos, trącając mnie nim po policzku. Lubię, kiedy jest tak blisko mnie. Lubię też jej zimne dłonie.

— Nie myślałeś o tym, aby to rzucić? Pomóc mamie w inny sposób... — mówi ledwo słyszalnie, jakby bała się mojej reakcji.

Zatraceni | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz