Rozdział 29

7.6K 459 230
                                    

Michael 

Nadszedł ten dzień. Dziś mija szósta rocznica śmierci taty, dlatego nienawidzę siódmego lipca. Dzień, przez który moje życie rozsypało się w drobne kawałeczki, zniknęło szczęście i największa opoka, jaką był Acke Brunner. Nie cierpię tego wspominać, jakoś wszystko w tym dniu wydaje mi się takie melancholijne i mozolne. Tak samo praca w M&B jest nad wyraz nudna i nie chce mi się znów obsługiwać klientów. Każdego dnia zadaję sobie pytanie: "Czy ci staruszkowie nie mają innych zajęć niż gra w bingo? Gdzie są ich dzieci, pasje z dawnych lat?".

Jeśli mój ojciec byłby w podeszłym wieku nie to pozwalałbym mu chodzić do takich obskurnych miejsc. Oprócz mięsa, alkoholu i bingo nic tu nie ma, no może czasem moje żarty potrafią podeprzeć na duchu starowinków. A co z ich pociechami? A raczej z dorosłymi synami czy córkami, zapomnieli o swoich rodzicach? Czy to taki problem raz za czas zadzwonić do staruszków i zapytać jak zdrowie? Nigdy bym nie zapomniał o moim ojcu i wiem doskonale, że do ostatniego dnia będę pamiętał o prześmiesznym Szwedzie, który mnie spłodził.

Cholera, jestem dziś zirytowany i poddenerwowany wszystkim. Krytykuję co popadnie. Tym czasem powinienem się uspokoić i myśleć trzeźwo, za trzy godziny mam mecz. Ćwiczyłbym do niego więcej, ale cały ten wyjazd, a jeszcze wcześniej problemy z dłonią uniemożliwiały mi to. Mimo to jak mówi trener — ojciec Edith, moja forma nie poszła aż tak bardzo w dół.

Nalewając kolejną szklankę szkockiej panu Wesleyowi, myślę właśnie o Edith i to trochę mnie pociesza. Wiem, że jest w księgarni. Od czterech dni pracuje tam, staram się więc codziennie wpadać po treningu, co prawda akurat, kiedy zamyka, zamieniamy ze sobą kilka słów i pomagam jej nosić kartony. Jej ramiona są dla mnie zbawienne...

— Mike, dawaj to szybciej, chłopie, bo mi w gardle zaschnie! — drze się pan Wesley.

Gdyby nie to, że bardzo go lubię, nagadałbym mu. Moje nerwy sięgają dziś zenitu.

— Idę! — odkrzykuję, podnosząc wzrok na salę seniorów.

Robię wszystkie ruchy mechanicznie, począwszy od eleganckiego położenia trunku po wrócenia za ladę. Przecieram ją chyba pięćdziesiąty raz w tym dniu. Nadal się klei.

Myślę, a może raczej topię się w myślach dopóty, dopóki Jasper nie szturcha mnie kościstym łokciem. Ani drgnę. Zero reakcji. Blondyn studiuje uważnie moją twarz.

— Wszystko do... — przerywam mu.

Jestem bezczelny.

— Jasper, wychodzę wcześniej — wypalam ni z gruszki, ni z pietruszki.

— Znów? — Wzdycha przeciągle.

— Tak, muszę pomóc Edith ogarnąć serwer do książek.

Nie... Ja po prostu muszę komuś się pożalić.

— Robisz to od tygodnia.

Wywracam oczami. To cholerna prawda. Każdego wieczoru uczę się z nią od podstaw używać tego serwera. Zaczynam ściągać fartuch i odkładam go na wieszak.

— Pamiętasz, że masz wieczorem mecz? — pyta.

I jeszcze rocznicę śmierci ojca... A jutro swoje urodziny... Nienawidzę tego.

Przytakuję i zarzucam bluzę na ramiona, mimo że grzeje niemiłosiernie.

— Przyjdziesz na niego?

— Ja, Alicia i Edith, czyli wasi najwierniejsi fani.

— Od kiedy zacząłeś mi tak o wszystkim przypominać? — Przerzucam zwinnie torbę przez ramię.

Zatraceni | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz