Edith, dwanaście lat wcześniej
Nareszcie mogłam iść się pobawić na placu zabaw, bo był słoneczny dzień. Chyba nie bawiłam się od zeszłego tygodnia, bo ciągle lał deszcz. Mamusia ubrała mi słodkie, jeansowe ogrodniczki odkrywające moje nóżki oraz ukochane, pierwsze moje trampki, które podobają się nawet Harriet, a ona nie lubi niebieskiego. Nie rozumiałam, jak można lubić tylko ubrania jednego koloru. Moja siostra nosiła tylko czerwone, bo twierdziła uparcie, że chce być jak Czerwony Kapturek. Te moje jedyne trampki to było coś ekstra! Wiele miesięcy marzyłam o dokładnie takich, znalazłam je w jedynym z magazynów z modą, które czytała moja mama.
W podskokach podążałam z naszego mieszkania, od razu w stronę dużej, czerwonej piaskownicy. Bawiło się tu sporo dzieciaków z naszego osiedla, kilka z nich już znałam, ale tylko pojedyncze osoby. Rzadko wychodziłam się bawić z innymi dziećmi, o wiele bardziej wolałam oglądać kreskówki albo zaciągać do wspólnej do zabawy siostrę naszym domkiem dla lalek, który dostałyśmy od świętego Mikołaja na poprzednie święta Bożego Narodzenia.
Niepewnie i trzymając spory dystans, podeszłam do grupki dziewczynek, bawiących się w piaskownicy i postanowiłam się przedstawić, mama od zawsze mówiła, że tak wypada:
— Cześć, jestem Edith. Miło was poznać. — Uśmiechnęłam się perliście, ale natychmiast dostrzegłam, że nowe koleżanki nie są zbytnio zainteresowane moją osobą, większość nawet na mnie nie spoglądała, zajmowała się budowaniem zamków z piasku.
— Hej, przyszłaś się do nas przyłączyć? — zapytała ostrym tonem najstarsza z nich, co trochę mnie nieco przeraziło, nigdy wcześniej nie słyszałam dziewczyny o takim poważnym tonie.
Skromniutko kiwnęłam głową, byłam gotowa na dobrą zabawę, wewnętrznie chciałam poznać te dzieciaki bliżej, aby nareszcie mieć jakichś znajomych. Rozmowy z innymi od zawsze były dla mnie ciężkie, denerwowałam się szybko sama na siebie i zdarzało się, że jako mały szkrab zjadałam kluczowe słowa w połowie zdania.
— Gdzie masz swoje grabki i łopatki? — rzuciła pytanie mała, krępa dziewczynka.
Ona najbardziej nie pasowała do ich towarzystwa. Podobnie jak ja na pierwszy rzut oka. Większość dziewczynek miało koszulki z popularnymi wtedy bajkami, które leciały od wschodu do zachodu na jednym z kanałów. A ich włosy były spięte w wysokie kucyki albo warkocze, spadające na plecy. Wszystkie z tych dzieci były takie pewne siebie, jakbym postradały wszystkie rozumy oraz nie brakowało mi gadki, widać było, że znają się już dłuższy czas i tworzą zgraną grupkę, która nie ma w planach rozrastać się.
— Nie mam, niestety. Możecie mi pożyczyć? — poprosiłam, kierując wzrok na jedną uśmiechniętą dziewczynkę.
Nie podobała im się wizja pożyczania mi czegokolwiek, jednak jedna dziewczyna zlitowała się i rzuciła je, trafiając w moją nogę zieloną łopatką, która była już lekko uszkodzona, ale nie przeszkadzało to w żadnych wypadku w zabawie.
— Dziękuję — odpowiedziałam nieśmiało.
Zaczęłam kopać małą piramidę, nic szczególnego ani trudnego. Mój pomysł z budowlą nie szedł mi dobrze, stworzyłam raczej krzywy kopiec.
— Co ci się stało w nogi i ręce? — zadaje pytanie dziewczynka, która rzuciła mi narzędzie.
— Nic, mam to od urodzenia. Nie przeszkadza mi to — rzekłam, mając na twarzy ciągły uśmiech.
— Nie chciałabym mieć takiego czegoś. — Wskazała na moje nogi blondynka, która po raz pierwszy się odzywała tamtego dnia i po raz ostatni.
— Moja mamusia mówi, że przez to jestem wyjątkowa. — Wróciłam powoli do budowania mojej a'la piramidy, ale nie na długo, słowa "ciernie" dopiero zaczynały padać.
— Raczej brzydka, a nie wyjątkowa — wtrąciła się jakaś dziewczyna, siedząca najdalej ode mnie. Nie patrzyłam się, jak wygląda, bo bałam się spojrzeć w jej hejtujący wzrok. Ukryłam twarz za gęstymi włosami, a ich spojrzenia aż paliły moją skórę i serce.
— No właśnie, to ohydne.
— Wyglądasz jak krowa — rzekła najstarsza z nich, a do moich oczu napłynęły słone łzy.
Nigdy wcześniej nikt nie powiedział mi tak raniących słów. Moje serce nigdy nie biło tak szybko, jak w tym momencie. To uczucie wręcz nie do opisania dla małego dziecka.
— Idź stąd, nie mamy ochoty na ciebie patrzeć.
Już nawet nie wiem, kto to mówił, bo moje oczy stały się zamglone od łez. Zanim odeszłam od grupki, chciałam im jeszcze oddać ich własność, ale gdy usłyszałam pewne słowa, po prostu wzięłam nogi za pas:
— Weź sobie tę łopatkę, bo jeszcze nas tym czymś zarazisz!
Ścisnęłam mocniej uchwyt narzędzia, wychodzącą w popłochu z piasku. W oddali słyszałam nabijające się ze mnie głosy. Biegnąc przez nierówny chodnik, wywróciłam się, przez co z mojego kolana zaczęła sączyć się struga krwi. Czerwona ciecz spływała po moich nóżkach i jeszcze bardziej obrzydza mój wygląd. Białe plamy w przerażający sposób zaczęły kontrastować ze szkarłatną barwą krwi, aż odwróciłam głowę, aby na to nie patrzeć. Moim ciałem wstrząsały spazmy. Postanowiłam się oprzeć się o mur bloku, zaczynając płakać z bezsilności i bólu zewnętrznego i wewnętrznego. Czułam się, jakby ktoś wbił mi szpilkę w najczulszy punkt. Punkt, którego nikt nigdy wcześniej nie śmiał dotknąć z mojej rodziny, czy sąsiadów.
Zaczęłam prosić swojego Anioła Stróża, aby zabrał tę całą boleść ode mnie. Jako pięciolatka czułam się niezwykle zagubiona i zraniona w tamtej sytuacji. Cicha modlitwa napełniała mnie stopniowym spokojem, dzięki czemu po kilkunastu minutach byłam w stanie dojść do naszego mieszkania. Już wtedy wiedziałam, że nigdy więcej nie chcę wracać do tamtej piaskownicy.
•••
Rodzice próbowali mi wytłumaczyć, że to, co mówiły te dziewczyny to nieprawda. Ja jednak upierałam się przy swoim i nie potrafiłam siebie zaakceptować, z dnia na dzień dostrzegałam, że plamy nie są tą wmawianą mi wyjątkowością. Stały się moją największą zmorą. Od tamtego pamiętnego dnia zmieniło się niemal wszystko, zamknęłam się w swoim świecie jeszcze bardziej, całymi dniami rozmyślałam i snułam plany, co byłoby, gdybym była jak reszta rówieśników. Jedynie Harriet umiała na mnie jakkolwiek wpłynąć na mnie. Zdarzało nam się poważnie rozmawiać, najczęściej nocą, kiedy całe mieszkanie już spało. Zakradam się pod jej pierzynę i mówiłam o wszystkich natrętnych myślach gromadzonych się w mojej głowie. Ona zawsze mnie chciała i potrafiła mnie wysłuchać, ponadto uwielbiałam, kiedy przytulała moje drobne ciało do siebie, zazwyczaj była taka gorąca, a ja zimna, działała jak najlepszy grzejnik. Do tej pory jej ramiona są dla mnie czymś niezwykłym.
Dwa miesiące po tym incydencie wyprowadziliśmy się z St. Louis, rodzice kupili biały domek w Butler - niedużym miasteczku w Pensylwanii. To było odważny krok, nie mieliśmy tam żadnej rodziny ani znajomych. Oficjalnym powodem wyjazdu był koniec kariery baseballowej mojego taty. W Butler rozpoczął on pracę trenera w jedynej z drużyn młodzieżowych. Z drugiej strony podświadomie wiedziałam, że wyprowadzamy się też dla mojego dobra i szczerze mnie to cieszyło, wielokrotnie dziękowałam za to Bogu, bo nie chciałam wracać do tamtego miejsca. Nigdy.
Od tamtej pory byłam Zatracona...
•••
Co myślicie o początku? Podoba Wam się taki wstęp?
K. Brunner
CZYTASZ
Zatraceni | Tom 1
Roman pour AdolescentsSą jak dwie bajki o smutnym początku. Niby inni, a tak bardzo podobni. Pragnący akceptacji i zrozumienia. Szukający nadziei na lepsze jutro oraz bliskości. Mający przed sobą wiele wyzwań każdego dnia. Obydwoje głęboko skrywający swoje uczucia i emoc...