Rozdział 15

8.2K 510 323
                                    

Edith

Gdzie ona jest?! Alicia miała na mnie czekać pod szkołą tuż po lekcjach. Co prawda ja spóźniłam się kilka minut, ale miałam nadzieję, że na mnie poczeka. Mogła chociaż napisać wiadomość.

Przemierzam więc samotnie drogę od szkoły do domu. Jestem wkurzona, bo dzisiejszy dzień miałyśmy spędzić wspólnie. Posiedzieć, oglądnąć jakiś film czy po prostu pogadać. Ale jak widać Alicia miała coś lepszego do roboty.

Wkładam słuchawki do moich uszu i zanurzam się w muzyce. Zmniejsza ona odrobinę moje poirytowanie. Drepczę do domu z zepsutym humorem i równie ponurą miną.

A miał być taki ciekawy dzień...

Mam ochotę rzucić plecakiem o ziemię, kiedy tylko wchodzę do domu. Spoglądam na siebie w lustrze i widzę nabuzowaną twarz. Zakładam kilka kosmków za ucho, ale i tak nie jestem zadowolona tym co widzę. Kasztanowe, lekko falujące włosy sięgające po niżej linii łopatek wyglądają jakby były w nieładzie. A na twarzy, mimo kryjącego podkładu, prześwitują niedoskonałości. Nie jestem z tego zadowolona.

Edith, nie zachowuj się jak dziecko i nie narzekaj.

Daję plecak do mojego jasnego pokoju na parterze i zmierzam do kuchni. Jak zwykle mój brzuch nie jest usatysfakcjonowany po całym dniu nauki, nawet mimo tego, że jak zwykle zjedliśmy wspólnie z chłopakami lunch. Coraz lepiej się dogadujemy. A mój kontakt z Mike'm jest bardzo dobry i nigdy nie kończą się nam tematy do rozmów czy śmiechu. Szczerze... Michael ujmuje mnie swoją charyzmą i skromnością. Mimo że jest bardzo znany w całej szkole, a nawet w Butler nigdy tego nie wykorzystywał dla swoich korzyści. Po prostu w moich oczach jest dobrym człowiekiem.

Patrzę w stronę lodówki, na której powinna znaleźć się karteczka z tym, co czeka na mnie do odgrzania. Tym razem dostrzegam tylko krótką informację, zapisaną ładnym pismem mojej mamy:

"Kochani! Obiad zjemy razem u Cayo i Renne — mama"

Super... Czyli tak czy siak muszę iść dziś do domu Alicii. Najwidoczniej musi być jakaś wyjątkowa okazja skoro mamy zjeść posiłek razem z rodziną Amrmendáriz.

Wyciągam telefon z tylnej kieszonki jeansów i sprawdzam szybko godzinę, kierując się w tym samym momencie ekspresowo po ubranie.

4:24, czyli może uda mi się pogadać z Alicią zanim rodzice wrócą z pracy.

Wpadam do przedpokoju i ubieram pierwszą lepszą rzecz jaka wpadnie mi do rąk. Zakładam jeszcze w pędzie tenisówki. Wychodzę, zamykając drzwi na klucz i trzymając w dłoni mój telefon.

Alicia, chyba mamy do pogadania...

  •••  

Bez pukania wchodzę do domu znajomych rodziny. W końcu oni robią tak samo u nas. W korytarzu zastaję wujka Cayo z ponapychaną buzią, pewnie już zaczął testować obiad.

— Dzień dobry! — Ściągam w tym samym momencie buty i odstawiam je na drewnianą półkę.

— Hej, moja ratoncito*! — wita mnie wesoło, jak zwykle. Szybko połyka jedzenie.

— Czyżby wujek już zrobił test obiadu? — Unoszę ciekawsko brew i chichoczę pod nosem.

— Skąd... znaczy ja... nie... tak. — Przerywam gromkim śmiechem jego słowotok.

Dostrzegam, że mężczyzna robi się czerwony, dlatego, że złapałam go na gorącym uczynku. A jak wiadomo, ciocia Renne nie znosi, kiedy się podjada.

Zatraceni | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz