Rozdział 32

7.6K 444 239
                                    

Edith

Biegnę do Alicii. Nagle zaczynam żałować, że przespałam w sumie jakieś trzy, może cztery godziny. Z drugiej strony świetnie się bawiłam z Mike'm. Umówiłam się z przyjaciółką tak, że wspólnie dopracujemy jeszcze rzeczy związane z prezentem dla chłopaka. Nie wiem, czy ona już wstała, bo nic mi nawet nie odpisała. Wiem doskonale, że powinnam złożyć mu życzenia już w nocy, ale wolę poczekać, jak do niego niespodziewanie wbijemy.

Dyszę, wchodząc przez furtkę Alicii. Jak zwykle ogród jest idealnie przystrzyżony, kwiaty rosną w donicach i rabatach posadzone kolorystycznie. Króluje tu czerwień wraz z pomarańczowym, wszystko świetnie współgra. Jednak swoje honorowe miejsce ma mała, można by rzec, polana z rozmarynem i oczko wodne. A to dzięki firmie ogrodniczej jej taty - wujek Cayo zna się na tym jak mało kto.

Po części czuję się tu jak w domu. Od dzieciństwa spędzałam tu wiele czasu, nadal pamiętam bardzo dobrze wakacje na huśtawce czarnowłosej.

Kiedy dzwonię dzwonkiem, drzwi otwierają się w zaledwie kilku sekund. Wujek Cayo stoi przed mnie w szlafroku z cygarem w ustach i gazetą w dłoni.

— Witaj, ratoncito*! — wita mnie serdecznie i przepuszcza w progu.

— Co się do nas sprowadza? — pyta, zaciągając się.

— Pewien plan z Alicią, śpi jeszcze? — Ściągam buty i powoli kroczę po holu.

Słyszę jak głośno wzdycha wujek i dotyka delikatnie moje ramię. Patrzę na niego pytającym wzrokiem. Ten bez słowa prowadzi mnie do salonu. Widok Alici śpiącej na kolanach Jaspera nieco zwala mnie z nóg. Para wygląda naprawdę słodko, ale wiem co właśnie czuje tata Alici i stawiam na jego miejscu mojego tatka.

— Śpi jak widać... Ten chłopak to kto? — pyta szeptem.— Alicia nie raczyła mi go wieczorem przedstawić.

Przenosimy się do kuchni i zasiadamy przy stole. Zaczynam krótko opowiadać jaki jest Jasper, czy dba o nią i tak dalej. Lecz kiedy dochodzę do tego, że kiedyś był hokeistą, Kostarykanin nieco się spina.

— Serio grał w hokej? Wszystko tylko nie ten pieprzony lód i krążek... — wzdycha.

Nie chcę go oceniać, wiem, że nie przepada za tym sportem. Ale po co od razu skreślać kogoś na starcie?

— Wujku... — Zaczynam. — Nie ma co od razu spisywać go na straty. Jasper naprawdę jest dobry. Wiele przeszedł w życiu, mieszka tu tylko z ciotką od kilku lat. Nie wiem, co się stało, że zostawił rodzinę w Pittsburghu, ale to musiało być dla niego bolesne. — Robię przerwę na oddech. — Jasper świetnie dogaduje się z Alicią... Znasz mnie, wujku, i wiesz, że nie chcę dla niej źle.

Gasi cygaro i przeciera twarz.

— Czemu wy tak szybko dorastacie, co? — pyta.

Chichocze i kładę dłoń na jego ręce.

— A jeszcze niedawno bawiłyśmy się w ogrodzie i huśtałyśmy się wesoło. Pamiętam, jakby to było dziś — mówię z uśmiechem.

— Masz rację, Edith. Nie dawno byłyście takie małe - ty, Alicia i Juan w ogrodzie, bawiący się w zrywaczy kwiatów. Zawsze wtedy się wkurzałem.

Śmiejemy się cicho, wspominając to, co było naprawdę piękne, kiedy miałyśmy z przyjaciółką po osiem lat, a jej brat parę więcej. Wszystko wydawało się wtedy beztroskie i takie lekkie. Nawet moje problemy nie wydawały się takie duże.

— Teraz powinnyśmy tego nauczyć Aniki i przyszłego potomstwa Alicii. Na pewno stęskniłeś się, wujku, za bieganiem za dziećmi na zewnątrz.

Zatraceni | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz